1 maja przed laty. Trybunę w Rybniku budowano przed teatrem, „produktem epoki”
Pochód pierwszomajowy szedł przed dygnitarzami, którzy z trybuny ustawionej na placu Wolności w Rybniku pozdrawiali tłumy. „Scenografia święta uwypuklała dystans między rządzącymi i rządzonymi. Trybuna, z której I sekretarz przyjmował pochody i defilady wyglądała jak część fortyfikacji”
Wielki czerwony transparent z białym napisem: „Sojusz Robotniczo-Chłopski to podstawa Polski Ludowej” rozwieszono przed gigantyczną, drewnianą trybuną budowaną mozolnie przez kilka dni pod schodami Teatru Ziemi Rybnickiej. Na ścianie kamienic znajdujących się po obu stronach szerokich schodów, „produktu epoki” namalowane wielkie sierpy i młoty, gwiazdy oraz inne symbole nawiązujące do ideologii PZPR. I wreszcie barwna rzeka ludzi - tysiące pracowników Ryfamy, Silesii, Zakładów Mięsnych, rybnickich kopalń, służby zdrowia, szkół a wreszcie piłkarze, żużlowcy mistrzowskiego ROW-u i jeźdźcy sekcji konnej działającej przy rybnickiej elektrowni - maszerowali przed dygnitarzami stojącymi na wielometrowej, trybunie na Placu Wolności.
- Pokazy te odgrywano niczym na scenie - przed dygnitarzami, którzy dobrotliwym uśmiechem i gestem dłoni pozdrawiali wiwatujące tłumy. Scenografia święta uwypuklała dystans między rządzącymi i rządzonymi. Trybuna, z której I sekretarz przyjmował pochody i defilady wyglądała jak część fortyfikacji: od strony ulicy mierzyła 4 metry wysokości. Z roku na rok jej konstrukcja stawała się coraz bardziej zwarta - opisuje monumentalne pierwszomajowe trybuny w Polsce Ludowej dr Piotr Osęka z Instytutu Studiów Politycznych PAN. Wszędzie wyglądały one podobnie, poza może warszawską, gdzie budowla przed gmachem Komitetu Centralnego zaczęła przypominać basztę. - Warto dodać, że miejsce na podium miało dużą wartość symboliczną.
Obecność na pierwszomajowej trybunie pozwalała zaznaczyć swoje miejsce w hierarchii władzy. Najwidoczniej na podwyższeniu ustawiało się więcej osób niż pierwotnie przewidywano, stąd notorycznie zdarzały się incydenty, takie jak ten w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie pod oficjelami zawaliła się podłoga trybuny.
1 maja. Teatr w Rybniku i kaskadowe schody produktem epoki
Starań dokładano też w Rybniku, gdzie po oddaniu do użytku Teatru Ziemi Rybnickiej a potem szerokich schodów zaczęto stawiać trybunę na Placu Wolności. Kto budował długą na kilka metrów drewnianą trybunę w Rybniku? - Podejrzewam, że robili to pracownicy MPGK. Baza Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej mieściła się przy urzędzie miasta, stamtąd musiało pochodzić część sprzętu. Niewykluczone, że do prac przy budowie dużej sceny delegowane były też komórki zakładowe - mówi dr Bogdan Kloch, dyrektor rybnickiego muzeum. Dodaje, że na początku, w latach 50 i 60 pochody 1-majowe w Rybniku organizowano na rynku. To właśnie tu , na zdjęciach nieżyjącego już Leona Majsiuka, rybnickiego fotografa, widać wielkie płótna z wizerunkiem Lenina rozwieszone na fasadach rynkowych kamienic.
Gdy wybudowano teatr, efektowne, kaskadowe schody trybuny zaczęto ustawiać na Placu Wolności. - Teatr był „produktem epoki”. Był dobrym zewnętrznym przejawem ówczesnej propagandy - mówi Kloch. Poza tym dzisiejsza ulica 3 Maja, która łączy się z Placem Wolności nazywała się wówczas „Rewolucji Październikowej”, a więc ideologicznie także nawiązywała do tych czasów - mówi Kloch, dodając jednocześnie, że o zmianie lokalizacji mogła decydować zwykła logistyka. - Łatwiej było organizować przemarsz pod teatrem, bo rynek i przyległe ulice były dość ciasne i nie nadawały się na propagandowe działania z ogromnymi masami ludzi. Łatwiej było ustawić „szpalery ludzi” na wysokości dawnego browaru (dziś Focus Park Rybnik) - mówi Kloch.
Łatwiej na szerokiej ulicy było utrzymać na wodzy konie jeźdźcom z elektrowni (podobno szły w pochodzie 1 majowym tylko raz, bo było zbyt duże ryzyko, że któryś z koni wpadnie w panikę i stratuje ludzi), łatwiej było przejechać żużlowcom. - Nie przypominam sobie, bym jechał na motorze w pochodzie 1 majowym - mówi Andrzej Wyglenda, czterokrotny mistrz świata na żużlu, ale jeździła z pewnością młodzież żużlowego ROW-u Rybnik, którą widać na zdjęciach z rybnickiego Święta Pracy.
Pochód jak wyreżyserowany uliczny spektakl
Delegacje z zakładów pracy szły równo, jedna po drugiej. - To było wyreżyserowane. Potrafiono to robić. Dopasowywać do siebie odpowiednio poszczególne grupy, by był efekt. Pochód wyglądał fantastycznie - wspomina Wojciech Bronowski, ówczesny dyrektor Teatru Ziemi Rybnickiej. Mówi, że był to swego rodzaju spektakl uliczny. - Jak szło ileś tysięcy ludzi, pięknie ubranych - jednego roku z balkonu z góry oglądałem - wyglądało to fenomenalnie - mówi Bronowski.
- To nie był chaos, to było ładnie zorganizowane. Ludzie nie szli może z własnej, nieprzymuszonej woli, trochę z rozkazu, ale jak szli, to szli. A potem w różnych miejscach, w lesie, w domach kultury na placach były stoiska z jedzeniem. Nawet jak było trudno dostać pomarańcze to tam były. Przy okazji były różne imprezy, kameralne, duże, mniejsze, w Teatrze Ziemi Rybnickiej pamiętam mieliśmy raz operetkę - wspomina Bronowski.
Przed trybuną na Placu Wolności płynęły „rzeki” z różnych rejonów miasta, gdzie znajdowały się fabryki. Zakłady Mięsne szły ulicą Żorską, potem Kościuszki, zakręcały w dzisiejszą Chrobrego...
- Tam, na skrzyżowaniu ówczesny kierownik transportu, także były żyżlowiec - uciekło mi teraz nazwisko - kierował ruchem. Myśmy mieli obowiązek chodzić na 1 maja. Musieliśmy nosić sztandary przodowników pracy na tablicach. To nie byli przodownicy gdzieś tam z Warszawy, tylko z naszego zakładu. Czasem jedna z drugą siebie niosła na tym zdjęciu - gańba była, „jo nie chca” - mówiły i uciekały, chowały się w anfarcie - śmieje się Andrzej Oświecimski, który pracował w Rybnickich Zakładach Mięsnych.
Czy mieli ekstra zlecenia na 1 Maja, musieli dostarczyć kiełbasy i inne wyroby mięsne? - PSS dostawał zapotrzebowanie dla Komitetu, czyli organizatora - kiełbasy, musztardy, bułki. Dla uczestników pochodów był przydział, każdy po imprezie mógł usiąść, każdy we własnym zakresie szedł do lokalików albo na łono natury, flaszeczkę się brało przy okazji. Kto mioł chorągiewki brał je do domu - wspomina Oświecimski, choć sporo też tych „gadżetów” porzucano w rybnickich parkach.
Alojzy Szwachuła, który zanim trafił do pracy na kopalni Ignacy, pracował najpierw w Rybnickich Zakładach Naprawczych w Niedobczycach wspomina, jak musiał meldować dyrektorowi, że idzie na inny pochód, nie do Rybnika. - Jo do 26 roku życia chodziłem jako sportowiec z Górnika Radlin. My szli jako szermierze. Chodzili my do Radlina, nie Rybnika. Jak ze sportu żech szedł to jo musioł usprawiedliwienie przynieść, że ida tam - wspomina Szwachuła. Potem, jak na kopalnię Ignacy się przyjął, to na pochody jeździł do Wodzisławia (kopalnia należała pod Rydułowy), ale co kilka lat. - Nie każdy szedł, w oddziale szybowym pracowałem, a tam była specyficzna praca - mówi. Jak nie szedł, to przez okna oglądał transparenty przyszykowane na Święto Pracy. - Na kinie w Niewiadomiu należącym do kopalni pisało: „Dzień Międzynarodowej Solidarności ludzi pracy”, a na ścianie łaźni od strony zajezdni autobusowe: „Niech żyje Polska Zjednoczona Partia Robotnicza Kierownicza Siła Narodu Polskiego” - wspomina Szwachuła.
W nowym górniczym mieście pochód kluczowy
W dawnym Rybnickim Okręgu Węglowym władza na każdym kroku podkreślała rolę „nowego górniczego miasta” - Jastrzębia-Zdroju, którego blokowiska w latach 60. i 70. powstawały jak grzyby po deszczu, aby pomieścić pracowników pięciu otwartych od lat 60 kopalń! Tam do pochodu przywiązywano szczególną uwagę, zaangażowane było całe miasto w jego zorganizowanie. Efekt?„I oto w pochodzie pierwszomajowym roku 1979 tradycyjnie już ulicą Zieloną przemaszerował 60-tysięczny tłum górników, budowniczych, pracowników służby zdrowia, handlu, gastronomii, gospodarki komunalnej, a wśród nich najmłodsi - 25 tysięcy uczniów jastrzębskich szkół - pisał dziennikarz na pierwszej stronie lokalnego tygodnika „Nasze Problemy” w wydaniu z 4-10 maja 1979 roku.
Pochód miał swój swoisty porządek, na czele zawsze szli górnicy poszczególnych kopalń, od tej otwartej najwcześniej, do tej najmłodszej. Górnicy czuli, że są najważniejsi...
„Transparent z hasłem Dobro Ojczyzny Wartością wszystkich Polaków niosą przedstawiciele kopalni Jastrzębie (...) Tuż za kilkutysięczną grupą górników kopalni Jastrzębie szli pracownicy Zakładu Odmetanowania Kopalń. (...). W dalszej kolejności szli górnicy kopalni Moszczenica. W ciągu 13 lat istnienia kopalni 5-krotnie zdobyli tytuł najlepszego eksportera węgla gazowo-koksowego. W kilkutysięcznym tłumie przemaszerowali najstarsi pracownicy: Bernard Kompa, Edward Stania, Franciszek Trynda, Erwin Krol, Alojzy Ranoszek, Marian Chojnacki, Władysław Macura, Alojzy Kajzerek, Waldemar Kużnik i Czesław Zachewicz (...). Radośnie i dumnie kroczyli w pochodzie gónicy kopalni Manifest Lipcowy. Poprowadził ich doświadczony pracownik kopalni, inż. Jan Cieślik. - czytamy w relacji „Naszych Problemów”.
Tygodnik donosił dalej, że udział w pochodzie „wzięli niemal wszyscy z 7500 górników zatrudnionych w kopalni Borynia. A przemarsz 5 kopalń zamykali pracownicy najmłodszej kopalni, istniejącej zaledwie 5 lat - XXX-lecia PRL”. Dopiero za kopalniami maszerowały pozostałe zakłady pracy. Na końcu półtoragodzinny pochód dzieci i młodzieży. „Na czele kilkutysięczna rzesza harcerzy i zuchów. Za nimi ze śpiewem na ustach szły dzieci z 19 szkół podstawowych, 2 liceów, zespołu szkół górniczych, zawodówki. Najczęściej powtarzanym hasłem: Uśmiech dzieciom - światu pokój - czytamy w gazecie. Po pochodzie natomiast w obiektach sportowych na stadionach, w domach kultury organizowano festyny.