10 lat więzienia: Wyrok ws. katastrofy hali MTK. Sądny dzień dla oskarżonych za śmierć 65 osób

Czytaj dalej
Fot. Marzena Bugała-Azarko/Dziennik Zachodni
Teresa Semik

10 lat więzienia: Wyrok ws. katastrofy hali MTK. Sądny dzień dla oskarżonych za śmierć 65 osób

Teresa Semik

Projektant wykonawczy hali MTK Jacek J. winny katastrofy z 2006 r. Po zawaleniu się budynku zginęło 65 osób. Wyrok: 10 lat. Kierownictwo spółki MTK, szef zarządu Bruce R. winny zaniedbań, skazany na 3 lata. Prokurator żądał 10 więzienia dla projektanta i po 6 lat dla wykonawców i użytkowników hali, rzeczoznawców. Obrońcy chcą ich uniewinnienia, bo nic nie wskazywało, że dach hali runie. Jakie wyroki ws. katastrofy hali MTK?

AKTUALIZACJA
Projektant Jacek J. Jest winny tragedii w hali Międzynarodowych Targów Katowickich w styczniu 2006 roku. Skazany został na 10 lat.

Sąd stwierdził, że zaprojektował halę, która nie spełniała norm bezpieczeństwa. Już w chwili budowy wiedział o problemach z konstrukcją, ale jej nie wzmocnił. Musiał przewidział katastrofę budowlaną i godził się na nią.

Kierownictwo spółki MTK, szef zarządu Bruce R. winny zaniedbań, skazany na 3 lata.

Sąd mówi, że oskarżony był zobowiązany utrzymać i użytkować halę w należytym stanie technicznym. Wiedział, że są kłopoty z dachem, że nie wolno dopuścić do nagromadzenia się śniegu, nie odwołał wystawy gołębi.

Członek zarządu Ryszard Z., winny, skazany na 4 lata.

Sąd również wykazywał, że wiedział o złym stanie technicznym dachu na co zwracali uwagę rzeczoznawcy budowlani, wiedział o konieczności jego odśnieżania. Następstw zaniedbań mógł przewidzieć.

Adam H., dyrektor techniczny MTK, winny, skazany na 3 lata

Wiedział, że należy doprowadzić do weryfikacji projektu i wzmocnienia konstrukcji, na co wskazywali naukowcy z Politechniki Śląskiej już po awarii dachu w 2000 roku. Potem także projektanci zalecali kontrolowanie śniegu na dachu, którego nie mogło być więcej niż 29 cm. Wiedział na początku stycznia 2006 roku, że dach się ugiął i trzeba śnieg usunąć jak najszybciej, ale nie wykonał także zaleceń rzeczoznawcy budowlanego.

Grzegorz S., rzeczoznawca budowlany, winny, skazany 5 lat.
Dopuszczał do eksploatacji halę MTK po awarii w 2002 roku, gdy dach się ugiął w sposób zagrażający bezpieczeństwu. Wtedy mógł zapobiec katastrofie.

Maria Król, były inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie skazana na 4 lata pozbawienia wolności.
Winna zaniedbań, bo w 2002 dotarła do niej informacja, że uszkodzony został pierwszorzędny element nośny hali. Nie zażądała kontroli stanu technicznego budynku, nie nakazała usunąć nieprawidłowości i sama nie dokonała merytorycznej kontroli. Nie nakazała wyłącznie z użytkowania hali.

WYROK W PROCESIE KATASTROFY MTK

Proces przeciwko 12 oskarżonym, których katowicka prokuratura postawiła przed sądem za zawalenie się hali Międzynarodowych Targów Katowickich w 2007 roku, był trudny i skomplikowany nie tylko ze względu na rozmiar tragedii. Sąd, ogłaszając dziś wyrok, musi powiedzieć, co było przyczyną tej największej katastrofy budowlanej w powojennej Polsce, ale też kto zawinił i w jakim stopniu. Tymczasem biegli z Politechniki Krakowskiej w opinii dla tegoż sądu napisali: „Pytanie, kto zawinił i ponosi za całą tę sytuację odpowiedzialność, jest kłopotliwe”.

Mieszkanie za czytanie

Naukowcy wskazali na błędy i wady konstrukcyjne, które zadecydowały o katastrofie, ale dodali, że powściągliwość w tej krytyce jest jednak wskazana. Widzą bowiem wyraźne sprzeczności między obliczeniami wytrzymałości konstrukcji hali a tym, co się z tą halą faktycznie działo. Mimo drastycznych przeciążeń większości podzespołów konstrukcyjnych, hala przetrzymała powtarzające się średnio co dwa lata duże przeciążenia z powodu zalegającego na dachu śniegu.

Konstrukcja ta była w znacznym stopniu prototypowa, nowej generacji. I ten prototypowy charakter był pewnym zaskoczeniem dla wszystkich zespołów biegłych, którzy wypowiadali się o przyczynach tej katastrofy budowlanej. Hala nie ma w Polsce pierwowzoru, nie jest opisana w normach krajowych i dostępnej krajowej literaturze. Nie było wiadomo, jak zachowa się w trakcie eksploatacji.

Kim są oskarżeni?

- Prokurator twierdzi, że zabrakło mi wyobraźni, bo musiałem wiedzieć, że hala jest w złym stanie, a jej konstrukcja wręcz niebezpieczna dla życia i zdrowia ludzi. A ja w tej hali, do czasu katastrofy, miałem swoje biuro w czasie każdej imprezy targowej. Także podczas międzynarodowej wystawy gołębi pocztowych w styczniu 2006 roku - mówi oskarżony Ryszard Z., były członek Zarządu MTK. - Gdyby wyjazd służbowy do Hiszpanii odbył się w planowanym terminie, pracowałbym nadal w tym biurze w chwili zawalenia się dachu. Jaka wówczas byłaby moja sytuacja procesowa? Byłbym oskarżonym, jak teraz, a może ofiarą, pokrzywdzonym?

67-letni Ryszard Z. to z wykształcenia nauczyciel, a nim trafił do targów był dziennikarzem prasy śląskiej. Stanął przed sądem pod zarzutem niedopełnienia obowiązków. Wiedząc o kłopotach z dachem hali nie zamknął jej, nie odwołał wystawy gołębi. Bezpodstawnie sądził, że hala się nie zawali i nawet nie dopilnował, by ją odśnieżono. Tak mówi prokurator. W mowie końcowej Ryszard Z. wykazał, że wyasygnował pieniądze na odśnieżanie, a sprawy techniczne nie były w zakresie jego obowiązków służbowych, bo zajmował się w spółce organizowaniem imprez targowych. Od dbania o obiekty był dział techniczny.

- Wielu specjalistów z zakresu budownictwa zajmowało się tą halą, ale żaden z nich nie miał odwagi, albo interesu, by wpisać do książki tego obiektu, że w stanie, w jakim go zaprojektowano i zbudowano, nie nadaje się do eksploatacji - dodał Ryszard Z.

Podobnie mówi szef zarządu MTK, Bruce R., lat 53, obywatel Nowej Zelandii i Wielkiej Brytanii. Zajmował się w spółce finansami i strategią, bo od usuwania śniegu z dachu byli inni. - Mam pięcioro dzieci, żonę, matkę, siostry i mogę sobie wyobrazić ból po stracie bliskich. Czuję smutek - przekonywał Bruce R. - Do dziś nie mogę zrozumieć, dlaczego zawalił się 6-letni budynek, który kupiliśmy zaledwie 4 lata wcześniej. Nikt mnie nie poinformował o obawach, co do bezpieczeństwa hali. Życzyłbym sobie, żeby inżynierowie, służby techniczne uświadomiły mi, że istnieje choćby niewielkie ryzyko zawalenia się dachu.

Z kierownictwa spółki MTK oskarżonym jest także były jej dyrektor techniczny, 44-letni Adam H. - Miejsce, w którym pracowałem, zostało zmiażdżone potężną konstrukcją. Do dziś nie wiem, dlaczego doszło do tej tragedii. Nikt nigdy nie mówił, że to może się zawalić - wyjaśniał.

CZYTAJ KONIECZNIE:
MIEJSCE PO ZAWALONEJ HALI MTK WCIĄŻ BUDZI GROZĘ

Mecenas Grzegorz Słyszyk przekonywał sąd, że użytkownicy ze spółki MTK pozostawali w granicach swojej nieświadomości, podejmowali standardowe działania i pytali o szczegóły projektantów, nadzór budowlany.

- Użytkownik miał prawo domniemywać, że budynek, którego projekt budowlany został zaakceptowany, a potem dopuszczony do użytku, jest bezpieczny - dodał adwokat.

Z 12 osób objętych aktem oskarżenia wyroku dziś wysłucha przed sądem 9 oskarżonych. Pozostałe osoby to: Piotr I., pracownik techniczny spółki MTK, który dobrowolnie poddał się karze już w 2009 roku. Był zobowiązany do otwarcia drzwi ewakuacyjnych w hali wystawienniczej. Z powodu tych zamkniętych drzwi nikt nie ucierpiał. Został skazany na 1,5 roku w zawieszeniu na dwa lata.

Sprawa 79-letniego inżyniera Szczepana K., który współprojektował halę i złożył swój podpisał pod tym dokumentem, została wyłączona do odrębnego rozpoznania z powodu choroby. Jak ustaliła prokuratura, autorami projektu wykonawczego konstrukcji stalowo-żelbetowej hali są: Jacek J. (bez uprawnień budowlanych) i właśnie inż. Szczepan K. (z uprawnieniami budowlanymi). Kolejny oskarżony, inżynier Andrzej W. zmarł w trakcie procesu. On z kolei, jako niezależny rzeczoznawca budowlany, sprawdzał ten projekt i, zdaniem prokuratora, powinien wychwycić i naprawić błędy projektowe.

Na sali sądowej nie wyczuwało się skruchy, choć słychać było żal. Projektant, Jacek J., lat 58, twierdzi niezmiennie, że dokonał dobrych obliczeń, a biegli naukowcy nie przedstawili dostatecznych dowodów, gdzie popełnił błąd. Obiekt był źle użytkowany, bo zalegało na nim zbyt dużo śniegu, a przyczyn katastrofy doszukuje się w rozpełzaniu gruntu wskutek szkód górniczych. Prokurator oskarżył go m.in. o „umyślne sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa zaistnienia katastrofy budowlanej, gdyż popełnił rażące błędy projektowe”. Te błędy skutkowały awariami dachu.

W styczniu 2000 roku dach ugiął się po raz pierwszy jeszcze w trakcie budowy. Wykonawcy z mysłowickiego Przemysłobudu kontynuowali inwestycję, nie zweryfikowali projektu, nie rozpoznali zagrożenia i za to dziś trzy osoby są na ławie oskarżonych. - Ciężko żyć z tą tragedią, ale jako generalny wykonawca działaliśmy w dobrej wierze i w zaufaniu do osób, z którymi współpracowaliśmy - wyjaśniał inżynier budownictwa, 50-letni Arkadiusz J. - Podstawą naszego działania był projekt hali wykonany i zatwierdzony przez właściwe organy nadzoru budowlanego. A przecież projektowała go nie tylko jedna osoba, lecz całe zespoły. Niezliczone narady, konsultacje, także na budowie, wszystko to stwarzało wrażenie pełnego profesjonalizmu. Tylu ludzi nie mogło się przecież mylić.

Wśród oskarżonych jest 65-letni Grzegorz S., inżynier budownictwa, rzeczoznawca, który też nie poznał się na tej hali. W 2002 roku, po drugiej awarii dachu, wydał ekspertyzę, z której nie wynikały prawdziwe przyczyny ugięcia konstrukcji. Zdaniem prokuratora utwierdziło to MTK w przekonaniu, że awaria była zdarzeniem incydentalnym.

Jedyna kobieta wśród oskarżonych, Maria K., to były powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Chorzowie. Stoi przed sądem za niedopełnienie obowiązków kontroli utrzymania hali MTK. O stanie zagrożenia wiedziała od awarii dachu 2002 roku, zdaniem prokuratora. Ona sama przekonuje, że nie było informacji o deformacjach i odkształceniach, które mogłyby wskazywać na katastrofę budowlaną.

Prokurator uważa jednak, że była możliwość zapobieżenia tej śmierci, gdyby wszyscy działali z należytą starannością i zgodnie z prawem.

- Nikt nie mógł przewidzieć - przekonywał mecenas Henryk Skudrzyk. W podobnym tonie wypowiadali się biegli. Użytkownicy hali nie wywiązali się z obowiązku utrzymania jej w stanie gwarantującym bezpieczeństwo, bo nie mieli wiedzy, że ta hala nie nadawała się do eksploatacji.

160 czołgów na dachu

Zespół biegłych Politechniki Krakowskiej, którym kierował prof. Marian Gwóźdź, wskazał na trzy błędy projektowe hali. Na podstawie opinii naukowców prokurator zapisał w akcie oskarżenia, że przyczyną zawalenia się dachu hali MTK była „niedostateczna nośność konstrukcji stalowej zrealizowanej według projektu wykonawczego obarczonego błędami”, a mianowicie:

- błędnej prognozie obciążenia dachu śniegiem i przyjęcie współczynnika kształtu dachu o wartości 0,8, choć ten współczynnik powinien być dwukrotnie wyższy,

- błędnym rozwiązaniu technicznym konstrukcji stalowych podpór ramowych, ukształtowanych z czterech gałęzi podatnych na rozerwanie, bez powiązania ich głowicą i bez wykratowania ścian płaskich prętami ukośnymi, tzw. krzyżulcami,

- wadliwym rozwiązaniu technicznym konstrukcji oparcia stalowej „quasi-struktury” prętowej niższej części dachu na pasach dolnych dźwigarów kratowych tzw. świetlika. Elementy mocujące nie były w stanie przenieść występujących sił poziomych.

Z wnioskami biegłych z Krakowa zgodzili się naukowcy, którzy przygotowywali opinię na zlecenie Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego, z Politechniki Wrocławskiej, Politechniki Śląskiej oraz Politechniki Warszawskiej. Choć katowicka prokuratura wskazywała, że dach runął pod wpływem grubej warstwy śniegu i lodu, to końcowe wystąpienia biegłych nie były już tak jednoznaczne. Nierównomierne odśnieżanie powodowało zmianę statyki, a poza tym było wręcz zagrożeniem dla życia ekipy odśnieżającej. Dach mógł się zawalić w każdej chwili, nawet pod wpływem podmuchu wiatru. Naukowcy z Krakowa w ogóle podważyli konieczność odśnieżania dachów. Należy tak go zaprojektować, aby nie trzeba było odśnieżać. Obrońcy i oskarżeni kwestionowali wypowiedzi biegłych z powodu ich chwiejności. Naukowcy zbyt często zmieniali zdanie na temat tego, co wydarzyło się w tej hali, ale konsekwentnie utrzymywali, że nie nadawała się do eksploatacji. - Dach udźwignąłby 160 czołgów T-34, tak został zaprojektowany. Wytrzymywał ciężar osiem razy większy niż przewidywała wówczas norma - mówił mecenas Jerzy Feliks, obrońca projektanta.

*EURO 2016: Transmisje, relacje, zdjęcia i filmy wideo
*Słońce, palmy i sztuczna Rawa. Tylko się nie kąpcie! ZDJĘCIA + WIDEO
*Ranking Uczelni Wyższych Perspektywy 2016: Ale niesamowity skok śląskich szkół!
*Ile zarabiają pielęgniarki? Oto prawdziwe paski wynagrodzeń
*Nowy abonament RTV, czyli opłata audiowizualna z rachunkiem za prąd ZASADY, KWOTY, ZWOLNIENIA!
*WNIOSKI I DOKUMENTY na 500 zł na dziecko w ramach Programu Rodzina 500 PLUS

Teresa Semik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.