Z Robertem Małeckim, laureatem Kryminalej Piły, nagrody dla najlepszej polskiej, miejskiej powieści kryminalnej rozmawiamy o jego nowej książce.
Czy „Wada“ to książka na majówkę?
Jak najbardziej, ale problem polega na tym, że moja książka ukaże się po majówce, bo 15 maja. Niemniej jednak zachęcam do jej przeczytania.
To Pana piąta książka. Niezły wynik na przestrzeni zaledwie kilku lat. Za chwilę przebije Pan Janusza Leona Wiśniewskiego, który wydawał kilka książek rocznie.
Jest ktoś lepszy. To Remigiusz Mróz, który wydaje siedem, osiem książek rocznie. To dopiero jest wynik! Ale pisania kryminałów, czy szerzej - literatury gatunkowej - nie traktuję jak wyścigu. W moim przypadku umówiłem się z wydawcą na dwie powieści rocznie. Tyle jestem w stanie napisać, więcej na pewno nie. Chodzi o to, że pół roku na napisanie książki to rozsądny czas, biorąc pod uwagę przygotowanie i zapoznanie się z literaturą fachową.
Jak wyglądają takie przygotowania? Czy widział Pan na przykład sekcję zwłok? Wydaje się, że prozaikom jest łatwiej, gdyż nie muszą - jak „kryminalni“ - dokumentować detali takimi, jak są w rzeczywistości, tylko jak widzą to w wyobraźni.
Wiem, że są autorzy, którzy rzeczywiście chcą widzieć wszystko, ale ja wychodzę z założenia, że nie musimy widzieć trupa i powąchać zwłok, żeby napisać dobry kryminał. Natomiast rzeczywiście miałem okazję zapoznać się z nagraniem sekcji zwłok, które to nagranie było materiałem edukacyjnym dla policjantów. I to - na potrzeby pisania - w zupełności mi wystarcza. Pomijam już fakt, że nie w każdej powieści kryminalnej musimy zaglądać do prosektorium i przyglądać się realizowanej tam autopsji.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień