15-letnia Sara z Przemyśla tańczy na wózku inwalidzkim i zaraża uśmiechem
Jej wielką pasją jest taniec. Sara tańczy od kilku lat i odnosi duże sukcesy w Polsce i za granicą. Co w tym nadzwyczajnego? Młoda przemyślanka porusza się tylko na wózku inwalidzkim.
Niewielka sala w Niepublicznym Przedszkolu Specjalnym "Nad Jaworem" w Przemyślu. Sara przed chwilą dowiedziała się, że zdobyła strategicznego sponsora swojej tanecznej pasji. Przemyski przedsiębiorca Krzysztof Kuncelman i jego żona Ewelina zdecydowali, że będą finansować m.in. wyjazdy Sary na turnieje w Polsce i za granicą, dokładać się do zakupów sprzętów itp.
Sara chce się odwdzięczyć darczyńcom, wykonując specjalnie dla nich taniec.
Warunki improwizowane. Niewielka sala, mało miejsca, muzyka będzie ze smartfonu. Problemem jest słaby zasięg Internetu. Sara rusza na pomoc swojej mamie, która nie może znaleźć utworu w Internecie. Wkrótce 15-latka wyszukuje na YouTubie przebój, do którego ma przygotowany występ. Pani Ewelina chce uwiecznić występ Sary na telefonie, ale teraz ona ma jakieś kłopoty. Dziewczynka podjeżdża i tłumaczy, co trzeba zrobić. Pomaga.
- No i proszę. Czasami tak jest, że 14-latka wie coś lepiej od dorosłej kobiety. Tak to już jest z nowoczesnymi technikami - pan Krzysztof żartuje z technologicznych problemów swojej żony.
- Piętnastolatka! - protestuje wtedy Sara. Przecież niedawno skończyła 15 lat.
Za chwilę oglądamy występ Sary. Pięknie tańczy na wózku inwalidzkim, do przeboju "Be Alright" Deana Lewisa. Nikt nic nie mówi, podziwiamy występ, a za chwilę nagradzamy gromkimi brawami.
W szkole oglądała taneczne występy dzieci i marzyła, że kiedyś też zatańczy
Sara tańczy od pięciu lat. Była prekursorką tańców na wózkach w Przemyślu. Obecne sukcesy zawdzięcza nie tylko swojemu talentowi, ale również uporowi i wytrwałości, a przede wszystkim ogromnemu poświęceniu swojej mamy Beaty.
- Taniec to wielka pasja córki - w 2010 r. opowiadała "Nowinom" pani Beata, mama 10-letniej Sary, wówczas uczennicy SP 16 w Przemyślu.
- Córka zapragnęła tańczyć, to jej marzenie. Oglądała filmy, na których ludzie tańczyli. W szkole obserwowała różne uroczystości, apele, na których dzieci tańczyły. Stąd to się wzięło - wspominała kobieta.
Pewnego dnia Sara oznajmiła mamie, że chciałaby zatańczyć. A chociaż spróbować. Prosiła mamę o pomoc, a pani Beata przytakiwała, ale miała łzy w oczach. Jak spełnić wielkie marzenie córeczki? Wtedy nie wyobrażała sobie, że Sara kiedykolwiek będzie mogła zatańczyć. Dlaczego? Przecież jej choroba zupełnie to wykluczała.
- Nie było łatwo ze znalezieniem szkoły tańca, która prowadziłaby lekcje dla dzieci poruszających się na wózkach inwalidzkich. Muszą być odpowiednio przygotowane sale, podjazdy. Na początku pomysł wydawał się niewykonalny, wręcz absurdalny. Tym bardziej z taką chorobą, którą ma Sarunia - wspomina pani Beata.
Sara cierpi na wrodzoną łamliwość kości. To choroba genetyczna, nieuleczalna. Nieprawidłowa budowa kolagenu skutkuje nadmierną kruchliwością tkanki kostnej. Bardzo łatwo o złamania. Może do nich dojść samoczynnie lub choćby podczas zwykłego, nawet powolnego ruchu. Niekiedy nawet podczas snu.
W Internecie pani Beata znalazła Szkołę Tańca Golden Dance z Przemyśla, która... nie prowadziła kursów dla osób jeżdżących na wózkach. Zresztą, wtedy nikt w Przemyślu i okolicy nie prowadził takich zajęć. Właściciel szkoły wysłuchał prośby pani Beaty i - jak nam później opowiadał - bez zbytniej wiary postanowił spróbować.
Po pierwszej lekcji Sara był bardzo szczęśliwa. To było to
Szef szkoły tanecznej od razu uprzedził panią Beatę, że już na wstępie pojawią się trudności. Do szkoły prowadzą schody, dość strome, nie ma odpowiedniego podjazdu.
- Eeee, takie tam trudności, żeby tylko takie były - pani Beata nawet o tym nie myślała. Przecież była o krok od spełnienia wielkiego marzenia córeczki. Tylko, jak jej wytłumaczy, że z kursu nic nie wyjdzie, że przecież tam nie tańczą dzieci poruszające się na wózkach.
- Pierwsza lekcja była niezwykle stresująca. Dla mnie. Sara oczywiście była w euforii, zachwycona, przeszczęśliwa. Zupełnie nie zwracała uwagi, że inne dzieci nie są chore, że tańczą na nogach. Nie krępowała się, nie miała oporów. Była przeszczęśliwa - wspominała na naszych łamach pani Beata.
Niezwykle ciepło Sarę przyjęły inne dzieci. Efekt? Dziewczynka zaczęła "na poważnie" realizować swoją pasję. Z coraz większymi sukcesami. Na turniejach w Polsce, ale również za granicą.
Właśnie przygotowuje się do najbliższego, Mistrzostw Polski w Tańcu na Wózkach, które już za kilka dni odbędzie się w podwarszawskim Łomiankach. Problemem były koszty wyjazdu. Szczęśliwie udało się znaleźć sponsora i to takiego, który nie "zadowolił się" jednorazową pomocą.
- Z żoną Eweliną zdecydowaliśmy, że będziemy finansować wszystkie wyjazdy Sary na turnieje w Polsce i za granicą. Teraz, gdy jest jeszcze nastolatką i oczywiście później, jak będzie już dorosłą osobą - deklaruje Krzysztof Kuncelman z Przemyśla, właściciel m.in. firmy Ogólnopolska Baza Pracodawców Osób Niepełnosprawnych. Pan Krzysztof znany z działalności charytatywnej na rzecz niepełnosprawnych, zwłaszcza dzieci.
Rodzice Sary nie są zbyt zamożni, a wyjazd choćby na turniej do Łomianek wiąże się z pewnymi kosztami. Szukali pomocy. W sprawę zaangażował się Grzegorz Lewandowski, mieszkaniec Przemyśla. Od jakiegoś czasu pomaga Sarze, m.in. dzięki jego inicjatywie w ubiegłym roku udało się zebrać pieniądze na specjalistyczny wózek do tańców.
- Pan Grzegorz powiedział mi o potrzebnych pieniądzach. Wiele się nie zastanawiałem, tylko wyłożyłem potrzebną kwotę. Jednak wtedy doszliśmy do wniosku, że dobrze byłoby, aby w przyszłości nie trzeba było za każdym razem organizować pieniędzy na kolejny wyjazd. Postanowiłem, że z żoną zostaniemy stałymi sponsorami Sary - opowiada pan Krzysztof.
- Wydaje mi się, że wzorem amerykańskiego biznesu wręcz obowiązkiem każdego przedsiębiorcy, powinna być działalność charytatywne. Ja od kilku lat wspieram przedsięwzięcia na rzecz niepełnosprawnych dzieci - twierdzi pan Krzysztof.
***
Sara niezmiennie tryska humorem. Zapytana o coś zawsze odpowiada rzeczowo, ale z uśmiechem.
- Może jeszcze barszczyku? - ktoś dopytuje, podczas poczęstunku.
- Barszczyku to nie, ale na malinową chmurkę to mam wielką ochotę. Już nie mogę się doczekać - Sara wskazuje na stojące przed nią ciasto.