1943: Ludzie Himmlera zadali AK cios prosto w serce
Adolf Hitler osobiście wydał Himmlerowi i Gestapo rozkaz schwytania sprawców zamachu w Berlinie. Aresztowanie żołnierzy "Osy"-"Kosy 30" było początkiem czarnej serii. Jej ofiarą padł też Stefan Grot-Rowecki
Tego dnia ślub brali „Ludwik Raczyński” alias „Marynarz”, a tak naprawdę por. Mieczysław Uniejewski z oddziału „Osa”-„Kosa”, z siostrą innego żołnierza tejże formacji Teofilą Suchanek. Na uroczystość zaślubin przyszła niefrasobliwie ponad połowa członków oddziału. Byli tam również krewni i inni goście oraz dość liczna grupa osób postronnych. Słowem, złamano wszelkie reguły konspiracji, a tragiczne skutki do dziś prowokują historyków do najrozmaitszych spekulacji.
Początki formacji
Aresztowani żołnierze ponieśli śmierć lub zaginęli bez śladu. Trudno nie uznać tezy, że rozbicie „Osy”-„Kosy 30” było jednym z najdotkliwszych ciosów zadanych podziemiu przez Niemców. Kwestia tożsamości konfidenta, który umożliwił gestapo infiltrację oddziału, wciąż nie została wyjaśniona.
Nim jednak przejdziemy do wydarzeń z czerwca 1943 r., przyjrzyjmy się początkom „Osy”. Została utworzona w maju 1942 r. jako Organizacja Specjalnych Akcji Bojowych („Osa”) i stanowiła tzw. oddział dyspozycyjny komendanta głównego Armii Krajowej gen. Grota-Roweckiego, co znaczyło w praktyce tyle, że wykonywała akcje bojowe na jego bezpośrednie zlecenie. Jej zasięg działania obejmował całe Generalne Gubernatorstwo, a od grudnia 1942 r. także przedwojenne terytorium Niemiec i - jak pisał Tomasz Strzembosz w tomie „Akcje zbrojne podziemnej Warszawy 1939-1944” - również ziemie polskie wcielone do Rzeszy. „Osie” powierzano zadania o specjalnym znaczeniu, takie jak likwidacja wysokich rangą dygnitarzy nazistowskich i szczególnie okrutnych przedstawicieli aparatu okupacyjnego czy prowadzenie dywersji. Z tego względu oddział stosował daleko posunięte środki konspiracji oraz pozostawał, przynajmniej w planach, odseparowany od innych struktur AK.
Na początku 1943 r. „Osa” została wcielona do struktur Kierownictwa Dywersji; jej nazwę zmieniono jednocześnie na „Kosa 30”. Oddział zachował jednak dotychczasową strukturę, niemal niezmieniony skład osobowy oraz duży stopień autonomii. Przez ponad rok żołnierze przeprowadzili wiele akcji bojowych na terenach GG i III Rzeszy. Jedną z nich była nieudana próba likwidacji 20 kwietnia 1943 r. w Krakowie wyższego dowódcy SS i Policji „Wschód” SS-Obergruppenführera Friedricha Wilhelma Krügera, a także zamachy bombowe w Berlinie i Wrocławiu.
Kedyw: elita elity
Sięgnijmy do opracowania na temat struktury organizacyjnej „Osy 30” autorstwa Jacka Wilamowskiego i Włodzimierza Kopczuka: „Założeniom koncepcyjnym towarzyszyły stosowne rozwiązania strukturalne i funkcjonalne. »Roboczym« dowódcą tej komórki był niezmiennie ppłk Józef Franciszek Szajewski - »Philips«, natomiast kierownikiem operacyjnym oddziału (równocześnie zastępcą »Philipsa«) został por. Zdzisław Pacak--Kuźmirski ps. Andrzej, który pełnił te obowiązki do listopada 1942 r. Wymieniony był poniekąd żywym symbolem walki okupacyjnej. W 1939 r. brał udział w obronie Warszawy i trafił później do niewoli. Z 19 na 20 marca 1942 r. wraz z 4 innymi oficerami zbiegł z Oflagu II C Woldenberg. Stosując przemyślne fortele, dotarł do Warszawy i włączył się do konspiracji. Po rutynowej w takich wypadkach »kwarantannie« wraz z kolegami został wcielony do »Osy«”.
Z kolei Tomasz Strzembosz pisze, że cała formacja składała się w istocie z trzech zespołów, choć sytuacja nie od razu się tak ukształtowała. Do końca listopada 1942 r. „Osa” dzieliła się na dwa terytorialne pododdziały bojowe, a trzeci istniał od grudnia tego roku. Podziałów na zespoły do działań w Warszawie i Krakowie początkowo raczej nie było. Również praktyczne poczynania dywersyjne w głębi III Rzeszy wyraźnie wyprzedziły wyodrębnienie pododdziału trzeciego, nazwanego „Zagra-Linem”. 24 stycznia 1943 r. komendant główny AK gen. „Grot” wydał rozkaz nr 84 „Uporządkowanie odcinka walki czynnej”. Powodował on scalenie Związku Odwetu i „Wachlarza” w nowo tworzonym Kierownictwie Dywersji, zwanym popularnie Kedywem. Zmierzano tym samym do zjednoczenia wszystkich sił i środków oraz doskonalenia skuteczności walki bieżącej. Już wtedy jakoby projektowano włączenie „Osy” do Kedywu, ale w rzeczywistości nastąpiło to dopiero 1 marca 1943 r.
Cytowany już Tomasz Strzembosz ustalił następujący stan liczebny w oddziale: kwiecień 1943 r. - 44 ludzi, maj 1943 r. - 51 ludzi, planowano zaś wydatki na czerwiec 1943 r. dla 55 ludzi. Mieściły się w tym etaty dla sześciu oficerów ze ścisłego kierownictwa (dowódca, zastępca, szef sztabu i trzech kierowników pododdziałów). Pozostała kadra zatem liczyła 45-49 osób. Zespół do działań w Krakowie miał się składać z tylko sześciu ludzi. Warszawski pododdział tworzyło około 20 żołnierzy. W przybliżeniu tyluż działało w „Zagra-Linie”.
Dodajmy, że przez rok istnienia nie było w „Osie”-„Kosie” żadnych potknięć i wpadek, co dobrze świadczy o sprawności pracy konspiracyjnej. A przecież „Osa” nie próżnowała. Przy każdej sposobności dawała się dotkliwie we znaki okupantowi, mając na koncie szczególnie brawurowe akcje. Najbardziej spektakularne spośród nich podobnie jak inne słynne uderzenia pokrewnych oddziałów AK, które w 1943 r. przypominały Niemcom, że trwa wojna i nigdzie nie mogą się czuć bezpiecznie.
Niemcy w kościele
Wróćmy do wydarzeń z 5 czerwca. Historycy obliczają, że w uroczystości uczestniczyło blisko 25 żołnierzy „Osy”, wśród nich por. Jan Papieski vel Papis ps. Jerzy (I zastępca komendanta), Aleksandra Sokal ps. Władka (łączniczka sztabu) oraz Andrzej Jankowski ps. Jędrek i Tadeusz Battek ps. Góral (żołnierze ośrodka krakowskiego, uczestnicy zamachu na Krügera). Obecni byli także krewni państwa młodych, „cywilni” goście weselni, jak również liczna grupa przypadkowych osób spoza organizacji. Już po wojnie wyszło na jaw, że nawet chłopcy z kościelnego chóru zdawali sobie sprawę, że na ślubie będzie obecna „ważna osoba z konspiracji”. Niemniej komendant „Osy”-„Kosy 30” ppłk Józef Szajewski wyraził zgodę na organizację ślubu. W rezultacie 5 czerwca tylko część żołnierzy i oficerów oddziału nie pojawiła się w kościele.
Z licznych wspomnień wiemy, jak przebiegały wydarzenia. Pod koniec ceremonii, gdy młoda para odeszła już od ołtarza, Niemcy przy użyciu znacznych sił obstawili kościół, a według niektórych źródeł także plac Trzech Krzyży wraz z wylotami pobliskich ulic. Nowożeńców zatrzymano już w zakrystii kościoła, a pozostałych gości wezwano do wyjścia na zewnątrz świątyni, gdzie czekały już podstawione samochody ciężarowe. Zaskoczeni żołnierze „Osy” nie stawiali oporu. Przewaga przeciwnika była zbyt duża, a poza tym nie można było wykluczyć, że weselnicy padli ofiarą przypadkowej łapanki, które w tym okresie stały się codziennością okupowanej Warszawy i nie omijały także kościołów. Wielu konspiratorów posiadało dobrze sfałszowane dokumenty, stąd mogli mieć nadzieję, że uda im się wydostać z rąk Niemców.
Zatrzymano łącznie 89 osób. Aresztowania uniknęli tylko dwaj członkowie oddziału: Stefan Smarzyński ps. Balon i Antoni Suchanek ps. Andrzejek (brat panny młodej), którzy tuż przed rozpoczęciem uroczystości wyszli z kościoła, aby kupić film do aparatu fotograficznego. Ponadto według niektórych źródeł kilka niezidentyfikowanych osób miało po wtargnięciu Niemców ukryć się w podziemiach kościoła, a także obok stojących w kącie katafalku i trumny. Z opracowań Darii Czarneckiej wynika, że Niemcy aresztowanych nowożeńców wraz z całym orszakiem weselnym przewieźli bezpośrednio na Pawiak. Tam przeprowadzili szybką selekcję, po której zakończeniu zwolnili 33 osoby, co do których uznali, że nie były one związane z konspiracją (głównie osoby starsze i matki z małymi dziećmi). Pozostałych 56 zatrzymanych osadzono w celach.
Kto był zdrajcą?
Dowództwo AK szybko zdało sobie sprawę, że akcja gestapo nie mogła mieć przypadkowego charakteru. Leon Wanat - więzień i kronikarz Pawiaka - wspominał, że po upływie kilku dni niektórych więźniów aresztowanych w kościele św. Aleksandra kolejno wyprowadzono na więzienne podwórze. W tym samym czasie w pokoju przesłuchań czekał mężczyzna ukryty za framugą okna. Człowiek ten, „wzrostu średniego, szczupły, o śniadej cerze i ciemnych włosach”, wskazywał Niemcom osoby powiązane z podziemiem. W wyniku tych działań zwolniono kolejną grupę zatrzymanych.
Dodatkowych informacji na temat przebiegu wydarzeń dostarczył raport z 9 czerwca 1943 r., sporządzony dla SS-Obergruppenführera Krügera. Wynika z niego, że celem niemieckiej akcji było nie tyle zlikwidowanie „Osy”-„Kosy 30”, ile schwytanie osób odpowiedzialnych za zamachy w Berlinie. Niemiecki wywiad już wcześniej uzyskał informację, że 5 czerwca odbędzie się ślub z udziałem ważnych osobistości polskiej konspiracji, w tym wykonawców wspomnianych akcji. Raport nie zdradzał tożsamości konfidenta, informował jedynie, że był on związany z zatrzymanymi i został potajemnie dowieziony na Pawiak, gdzie podczas konfrontacji wskazał trzy osoby: Mieczysława Uniejewskiego, Aleksandrę Sokal i Krystynę Milli ps. Krysia.
Jakby tego było mało, przy tej ostatniej znaleziono w dodatku notes, którego zapisy doprowadziły Niemców do Tadeusza Battka. Podjęto przeciw niemu grę wywiadowczą, wykorzystując w tym celu to, że jego ojciec przebywał w niemieckim obozie jenieckim. Podobne działania podjęto także przeciw drugiemu wykonawcy zamachu na Krügera Andrzejowi Jankowskiemu, w tym jednak wypadku zagrano na jego radykalnie antykomunistycznych przekonaniach. Ostatecznie zabiegi gestapo zakończyły się pełnym powodzeniem - obaj młodzi żołnierze wyjawili Niemcom wszystkie powiązania konspiracyjne.
Pozostaje jeszcze dodać, że los aresztowanych był okrutny. 17 września 1943 r. Niemcy spośród aresztowanych 5 czerwca rozstrzelali 12 mężczyzn i 2 kobiety. Byli to m. in.: Tadeusz Battek - „Góral”, Władysław Gabszewicz - „Władek”, Andrzej Jankowski - „Czesław”, Mieczysław Jarnicki - „Jarema”, Andrzej Komierowski - „Andrzej”, Anna Kośmińska - „Basia”, Krystyna Milli, Jan Papis vel Papieski, Stefan Syrek - „Niusek”, Jerzy Trzaska-Durski, Władysław Welwet - „Miś”. Innych wywieziono do obozów lub ślad po nich zaginął. Część z wywiezionych przeżyła gehennę obozów koncentracyjnych.
Koniec „Osy”-„Kosy”
„Wsypa” w kościele św. Aleksandra oznaczała praktycznie koniec warszawskiego zespołu „Osy”. Mimo to por. Mieczysław Kudelski ps. Wiktor podjął jednak próbę jego odtworzenia w oparciu o żołnierzy, którym udało się uniknąć aresztowania. 12 lipca 1943 r. „Wiktor” umówił się na rozmowę z jednym z nich, Stanisławem Jasterem ps. Hel. Do spotkania doszło około godz. 18 nieopodal skrzyżowania ulic Nowogrodzkiej i Kruczej. W pewnym momencie do rozmawiających podjechał niemiecki samochód policyjny. Obaj żołnierze zostali wciągnięci do pojazdu, który natychmiast odjechał w kierunku siedziby gestapo w alei Szucha. Niedługo później „Wiktor” zginął tam w wyniku tortur.
W obliczu dekonspiracji i rozbicia oddziału dowództwo AK podjęło decyzję o jego rozwiązaniu, co nastąpiło pod koniec lipca 1943 r. Dziesięciu ocalałych żołnierzy wcielono do oddziału „Motor 30” i do zespołu bojowego por. „Poli”. Część z nich przerzucono do leśnych oddziałów partyzanckich. Większość zadań rozwiązanej jednostki przejął nowo utworzony oddział „Agat”. Bazując m.in. na doświadczeniach z działalności „Osy”-„Kosy 30”, dowództwo AK zdecydowało, że zostanie on zorganizowany na bazie młodzieży harcerskiej służącej dotąd w szeregach Warszawskich Grup Szturmowych. Spośród byłych żołnierzy „Osy”-„Kosy 30” do „Agatu” przydzielono jedynie szefa komórki wywiadowczej ppor. Aleksandra Kunickiego ps. Rayski, jego łączniczkę Irenę Klimesz ps. Bogna oraz wywiadowcę Ludwika Żurka ps. Żak.
Tajemnicza sprawa „Hela”
Po wojnie sprawa rozbicia oddziału była przedmiotem badań historyków oraz dochodzeń ze strony środowiska kombatantów AK. W swych wydanych w 1968 r. wspomnieniach Aleksander Kunicki odpowiedzialnością za dekonspirację „Osy”-„Kosy 30” obarczył żołnierza tego oddziału Stanisława Jastera ps. Hel. Twierdził on, powołując się na rzekome ustalenia ze śledztwa przeprowadzonego przez kontrwywiad AK, że ucieczka Jastera z obozu w Auschwitz została sfingowana przez Niemców celem uwiarygodnienia go w kręgach podziemnych. To właśnie „Hel” miał później wydać Niemcom uczestników ślubu w kościele św. Aleksandra, identyfikować zatrzymanych na Pawiaku, a wreszcie zastawić pułapkę na por. „Wiktora”. Po aresztowaniu tego ostatniego gestapo miało upozorować ucieczkę Jastera z samochodu policyjnego - został on jednak rzekomo zdemaskowany przez kontrwywiad i stracony z wyroku Polski Podziemnej.
W książce znalazła się m.in. informacja, że po raz pierwszy zaczęto analizować rolę, którą w tej sprawie odegrał „Hel”, po aresztowaniu „Wiktora”. Łączniczka Irena Klimesz ps. Bogna zeznała, że przejawiał on duże zainteresowanie kierownictwem oddziału oraz siecią jego punktów kontaktowych. Podejrzenia, które kontrwywiad żywił wobec Jastera, zamieniły się w pewność, gdy ten niespodziewanie powrócił do kolegów. Twierdził, że zaraz po aresztowaniu zdołał wyskoczyć z niemieckiego samochodu, otrzymując przy tym niegroźny postrzał w nogę. Oględziny lekarskie wykazały jednak, że rana pochodziła od pocisku kal. 7 mm, podczas gdy świadkowie aresztowania twierdzili, że eskorta uzbrojona była w pistolety maszynowe kal. 9 mm.
Oskarżenia Kunickiego zapoczątkowały wieloletnią i emocjonalną debatę, gdyż zdaniem wielu historyków i kombatantów Jaster był niewinny, a jego śmierć była rezultatem tragicznej pomyłki. Tak twierdzi m.in. badaczka tamtych wydarzeń Daria Czarnecka. Wedle niej na podstawie dostępnych dziś źródeł archiwalnych można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że oskarżenia wobec Stanisława Jastera nie mają pokrycia w rzeczywistości. Tym samym kwestia tożsamości konfidenta, który umożliwił Niemcom rozbicie oddziału, wciąż nie została ostatecznie wyjaśniona.
Mimo licznych apeli skierowanych m.in. pod adresem Światowego Związku Żołnierzy AK Stanisław Jaster nie został oficjalnie zrehabilitowany. Do dziś nie są także znane dokładne okoliczności jego śmierci. Sprawa „Hela” pozostaje jednym z najbardziej tajemniczych i kontrowersyjnych epizodów w historii Polskiego Państwa Podziemnego. Tomasz Strzembosz w monografii „Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy” wskazywał zaś, że „dużą winą za tragedię żołnierzy »Kosy« można obciążyć jej kierownictwo, które nie zapobiegło masowemu udziałowi członków oddziału w ceremonii ślubnej, oraz komórkę kontrwywiadu, która nie wykryła delatora”.