Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Płk Józef Krawczyk był typowym milicjantem pnącym się w hierarchii służb. Dostąpił wątpliwego zaszczytu dowodzenia siłami milicyjnymi podczas tłumieniu protestu w Nowej Hucie w kwietniu 1960 r.
Karierę zakończył w niechlubny sposób, strzelając w stanie nietrzeźwym do kolegi po fachu. Władza ludowa nie dała mu jednak zrobić krzywdy.
Dowodząc pacyfikacją
Była środa 27 kwietnia 1960 r. Wokół krzyża postawionego nieopodal Teatru Ludowego zaledwie trzy lata temu, gromadziły się kobiety wykrzykujące różne słowa w stronę robotników wykopujących ten symbol wiary i wolności, stanowiący zapowiedź budowy kościoła. Stojący w pewnej odległości obserwator słyszał tylko poszczególne wyrazy: „Bóg”, „bezbożnicy”, „nie damy”.
W ten sposób zaczęła się walka o krzyż w Nowej Hucie. W następnych godzinach ludzi przybywało. Atmosfera gęstniała. Władze zdecydowały się usunąć „nielegalne” zgromadzenie siłą. Wysłano do akcji krakowskie ZOMO, jednak jak się okazało siły samych zomowców okazały się zbyt słabe.
Do walki z protestującymi zaciągnięto zwykłych milicjantów z komend dzielnicowych. Proszono o posiłki również spoza Krakowa. Starcia pomiędzy ludnością a siłami milicyjnymi przybrały charakter regularnych walk. Budowano barykady z ławek i płyt chodnikowych. Demonstranci używali w walkach z milicją również kamieni, doniczek, wszystkiego co było pod ręką. Funkcjonariusze oprócz służbowych pałek używali środków chemicznych, armatek wodnych, psów służbowych i, na równi z ludnością cywilną, kamieni.
Częściowo spalono Dzielnicową Radę Narodową, znajdujący się nieopodal kiosk ruchu oraz milicyjny gazik. Milicja zaczęła używać broni palnej. W ruch poszedł nawet karabin maszynowy. To cud, że postrzelono tylko sześć osób i, jak się wydaje, nikt nie zginął. Ostatecznie pacyfikacja zbuntowanej robotniczej dzielnicy powiodła się. Rano 28 kwietnia panował względny spokój. Całością sił milicyjnych i całą akcja pacyfikacyjną dowodził zastępca komendanta Komendy Wojewódzkiej MO w Krakowie, niewysoki, 34-letni mjr MO Józef Krawczyk.
Kariera milicjanta
Jak wielu mu podobnych funkcjonariuszy, Krawczyk pochodził z chłopskiej rodziny. Wstąpienie do MO w lutym 1945 r. zapoczątkowało jego błyskotliwą karierę w strukturach najpierw Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie MSW. Koniec tej kariery w 1971 r. wypadł jednak niezbyt fortunnie.
Służbę zaczynał jako zwykły milicjant w powiecie kolbuszowskim w województwie rzeszowskim, wkrótce zaczął szybko awansować w milicyjnej hierarchii. Władza potrzebowała młodych, wiernych i gorliwych funkcjonariuszy. Jednocześnie wstąpił do PPR, w której zajmował również wysokie funkcje partyjne, m.in. w Brzozowie i Jarosławiu wchodził w skład egzekutyw komitetów powiatowych PPR.
Po tzw. zjednoczeniu partii w 1948 r. automatycznie stał się członkiem PZPR. Był członkiem Komisji Wymiaru Sprawiedliwości, Bezpieczeństwa i Porządku Publicznego Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Krakowie. Miał więc wpływ na politykę państwa w tym zakresie na terenie województwa. Podobnego wyboru życiowego dokonał jego starszy brat Franciszek, który wstąpił do UB.
Początkowe lata służby były zapewne ciężkie dla Krawczyka, ponieważ brał udział w zwalczaniu podziemia niepodległościowego oraz Ukraińskiej Powstańczej Armii. Został za to odznaczony w 1947 r. srebrnym krzyżem zasługi. Był znany z trudnego charakteru i twardej ręki. To dlatego, jak twierdził jeden z funkcjonariuszy, został w latach szczytowego stalinizmu 1951-1955 szefem milicji w Krakowie. Skierowano go później do resortowej szkoły aktywu kierowniczego, po zakończeniu której powrócił do Krakowa. Tym razem do Komendy Wojewódzkiej, gdzie objął w lutym 1957 r. funkcję zastępcy komendanta.
W pierwszej dekadzie PRL brak wykształcenia nie przeszkadzał w milicyjnej karierze. Krawczyk miał ukończoną szkołę powszechną, w czasie wojny odbył uczniowską praktykę ślusarską. Do roku 1959 posiadał tylko ukończone szkoły i kursy resortowe, w tym szkołę dla oficerów polityczno-wychowawczych. W tymże roku dostał dyplom ukończenia korespondencyjnej szkoły średniej, który umożliwiał podjęcie studiów wyższych, co też uczynił wstępując na wydział prawa UJ. Ukończył go w 1965 r., będąc już pułkownikiem. Wcześniej, być może w nagrodę za pacyfikację protestu nowohuckiego, został w lipcu 1960 r. awansowany do stopnia podpułkownika.
Do lutego 1970 r. nic nie zapowiadało, aby coś mogło przeszkodzić w dalszym rozwoju jego milicyjnej kariery. Pracował na kierowniczym stanowisku, był ceniony przez przełożonych oraz towarzyszy, zarówno z komitetu partyjnego przy Komendzie Wojewódzkiej MO, jak i Komitetu Wojewódzkiego partii. Piastował funkcję wiceprezesa Gwardyjskiego Towarzystwa Sportowego „Wisła” Kraków, z którym wyjeżdżał na różnego rodzaju zawody, był też członkiem Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.
Strzały w Olkuszu
Na ostatni, przypadający w piątek dzień lutego 1970 r., w Olkuszu zaplanowano ważne uroczystości związane z oddaniem po remoncie budynku Powiatowej Komendy MO. Ich elementem miało być odsłonięcie tablicy upamiętniającej funkcjonariuszy MO i UB, którzy zginęli podczas walk z podziemiem niepodległościowym w latach powojennych. Na uroczystość tę oprócz miejscowych władz z I sekretarzem KP PZPR w Olkuszu oraz członkami Powiatowej Rady Narodowej na czele, zaproszeni zostali goście z Krakowa, w tym wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej oraz funkcjonariusze MO i SB. Tę drugą formację reprezentował szef wojewódzkiej Służby Bezpieczeństwa, Stanisław Wałach. Pion MO reprezentował płk Józef Krawczyk.
Po uroczystościach i zwiedzeniu okolicznościowej wystawy, goście zostali zaproszeni na bankiet, który organizowało koło rodzin milicyjnych. Zaproszonym funkcjonariuszom i notablom towarzyszyły małżonki, Krawczyk jednak był sam. Przyjęcie trwało całą noc, grała orkiestra, lał się alkohol.
Z nie do końca wiadomych przyczyn około godziny piątej nad ranem Krawczyk opuścił imprezę. Nie było samochodu, który mógłby odwieźć go do Krakowa, udał się więc pieszo na dworzec kolejowy. Tam znaleźli go funkcjonariusze olkuskiego MO, w tym zastępca komendanta powiatowego mjr Stanisław Szwagrzyk. Pijany Krawczyk był wzburzony, krzyczał i strzelał do zabudowań, a w końcu zaczął mierzyć do funkcjonariuszy. Wycelował w mjr. Szwagrzyka. Mógł go zastrzelić, ale milicjant zdążył ustawić się bokiem i kula utkwiła w ramieniu.
Po całym zdarzeniu Krawczyk udał się do byłego I sekretarza KP PZPR w Olkuszu, a w tym czasie komendanta powiatowego ORMO Romana Noconia. Tam też zastali go funkcjonariusze MO, którzy już wiedzieli co się stało na dworu kolejowym. Na ich widok Krawczyk ponownie sięgnął do kieszeni. Widząc to milicjanci użyli miotacza gazu, po czym wzięli go pod ramiona i zawieźli do siedziby Komendy Powiatowej MO.
Socjalistyczna odpowiedzialność
Po tym incydencie Krawczyk został zawieszony, ograniczono mu pensję o połowę i wysłano do sanatorium w Krynicy. Sprawa stała się głośna w środowisku milicyjnym. Jak się wydaje, nie wiedziano co z nim zrobić. Prokuratura Generalna chciała mu postawić zarzut usiłowania zabójstwa, lecz najwidoczniej nie było ostatecznej decyzji politycznej, bo sprawa przeciągała się trwając ostatecznie aż 11 miesięcy.
W tym czasie do kierownictwa MO przychodziły różnego rodzaje doniesienia od innych funkcjonariuszy, którzy widzieli drastyczną nierówność w traktowaniu tych na niższych stanowiskach służbowych, i tych, którzy w oczywisty sposób, jak Krawczyk, byli chronieni. Nie mogli zrozumieć, dlaczego człowiek z zarzutem usiłowania zabójstwa od wielu miesięcy pozostawał na wolności, a w zasadzie na wakacjach. W końcu jednak 15 czerwca 1970 r. Krawczyk został zatrzymany i osadzony w więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie. Nie przebywał tam jednak długo, już w lipcu bowiem pisał dziękczynny list do ministra spraw wewnętrznych Kazimierza Świtały z podziękowaniem za zwolnienie.
Ostatecznie masakra dokonana na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. doprowadziła do zmian na najwyższych szczytach władzy w Polsce. Ekipę towarzysza Władysław Gomułki zastąpiła nowa, spod znaku Edwarda Gierka. W takim kontekście postanowiono też rozwiązać w końcu sprawę Krawczyka. Został dyscyplinarnie wydalony ze służby z dniem 31 stycznia 1971 r. Zachował jednak emeryturę, wynoszącą mniej więcej trzykrotność ówczesnej średniej płacy. Nie poniósł odpowiedzialności karnej, co więcej, przez kolejne lata mógł wykonywać zawód radcy prawnego.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.