25 lat - tyle czekali na odpowiedź z urzędu
Zmieniały się województwa i urzędy. A podanie o odszkodowanie państwa Dubajów z Gorzowa krążyło z tymi zmianami po urzędach przez 25 lat.
Andrzej Pilczyk przyszedł do redakcji „GL”, bo jest i oburzony i zdziwiony jednocześnie. - Jak to możliwe, żeby odpowiedź na podanie do urzędu przyszła po 25 latach? To się w głowie nie mieści - gorzowianin pokazuje dokumenty. Jego mama i wuj w 1990 r. złożyli podanie o rekompensatę za tzw. mienie zabużańskie. W sierpniu ubiegłego roku z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego przyszło pismo w tej sprawie. - Po 25 latach! Nie zapomnieliśmy o tym, ale skoro tyle lat nic się nie działo, to myśleliśmy, że sprawa już dawno przepadła - mówi pan Andrzej. Ale jednak nie. W piśmie z sierpnia jest wyszczególnione, jakie jeszcze dokumenty są potrzebne, żeby wojewoda mógł rozpatrzyć ewentualne przyznanie rekompensaty za nieruchomości pozostawione poza dzisiejszymi granicami kraju.
- Żeby było jasne. Nie winię urzędników, którzy „odkopali” naszą teczkę i zajęli się sprawą. Tylko ciągle się zastanawiam, jak to możliwe, żeby tyle lat to trwało - zaznacza pan Andrzej.
Mama i wuj A. Pilczyka podanie o rekompensatę 25 lat temu skierowali do Urzędu Wojewódzkiego (tak jest na podaniu). Wtedy było jeszcze województwo gorzowskie. Ale w tych latach takimi sprawami zajmowały się Urzędy Rejonowe (to one od 1990 r. wykonywały zadania i kompetencje rządowej administracji) i do takiego urzędu w Gorzowie trafiło to podanie.
Poprosiliśmy Urząd Wojewódzki w Gorzowie o wyjaśnienie, jak mogło dojść do tego, że przez 25 lat nikt nie odpisał na podanie. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że to nieprawda. Że już w styczniu 1991 r. Urząd Rejonowy poinformował zainteresowanego, iż wniosek o rekompensatę za „mienie zabużańskie” został zarejestrowany i wskazał, jakie dokumenty należy do wniosku dołączyć. A ponieważ nie przyniosło skutku, to drugie takie pismo miało być wysłane ponownie w 1994 roku. A że nadal nie było odpowiedzi, to wniosek nie został rozpatrzony. - Jeszcze raz pytałem mamy i wuja. I twierdzą, że nic w tej sprawie z urzędu nie przeszło - zapewnia pan Andrzej. I dodaje, że w 1991 r. żyła też jeszcze jego babcia Pelagia Dubaj. - Ona bardzo to przeżywała. To gospodarstwo w Wierdomiczach, to przecież był jej i dziadka dorobek życia. I gdyby przyszło pismo, że trzeba uzupełnić jakieś dokumenty, na pewno by je z mamą uzupełnili - twierdzi gorzowianin.
A co później stało się z podaniem Dubajów? Po reformie w 1998 r. kompetencje urzędów rejonowych przejęły starostwa powiatowe. Dopiero w 2005 roku, po zmianie przepisów, rozpatrywanie spraw o tzw. mienie zabużańskie spadło na wojewodę. - I do Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego wtedy trafiło ponad 7 tys. takich wniosków - informuje Grzegorz Dłubek, dyrektor wydziału gospodarki nieruchomościami LUW. I choć długo to trwało, to wreszcie w ubiegłym roku urzędnicy doszli i do akt Dubajów. - Oceniliśmy, że jest możliwe jej rozpatrzenie. Dlatego poinformowaliśmy o tym wnioskodawcę - mówi dyrektor Dłubek.
Urzędnicy z LUW wystąpili też już do archiwów na terenie Białorusi. Bo i stamtąd potrzebne są dokumenty, żeby wniosek o odszkodowanie mógł być rozpatrzony.