30. ROCZNICA ODRODZENIA SAMORZĄDU: Etap pierwszy: administracja konkurująca, czyli reforma gminna
W lipcu 1989 r. Senat podjął uchwałę o restytucji samorządu terytorialnego. W grudniu 1989 r. dokonano zmian w konstytucji umożliwiających zaistnienie odrodzonego samorządu, a w styczniu 1990 roku Senat podjął inicjatywę ustawodawczą, przesyłając ustawę o samorządzie terytorialnym do Sejmu.
Ustawa przywracająca samodzielne prawnie i finansowo gminy, z własnymi kompetencjami i majątkiem, demokratycznie wybieranymi władzami - była jednocześnie symbolem demontażu państwa totalitarnego z wyłączną władzą centralną, której podporządkowane są struktury terenowe, a cała władza kontrolowana jest przez aparat komunistycznej partii.
To nie było realne przy Okrągłym Stole. Mogło się zacząć w całkowicie wolnym Senacie. W 1989 r. senatorem został Jerzy Regulski. Kolejny senator - Jerzy Stępień - szybko wdrożył się w problematykę prawdziwego samorządu, przewodnicząc Komisji Samorządu Terytorialnego i Administracji Państwowej Senatu. Mieli oni najlepsze prawne wsparcie w Michale Kuleszy.
W lipcu 1989 r. Senat podjął uchwałę o restytucji samorządu terytorialnego. W grudniu 1989 r. dokonano zmian w konstytucji umożliwiających zaistnienie odrodzonego samorządu, a w styczniu 1990 r. Senat podjął już uchwałę o inicjatywie ustawodawczej, przesyłając ustawę o samorządzie terytorialnym do Sejmu, pisaną przez Prof. Kuleszę.
Bez krajowej reprezentacji
Przy Okrągłym Stole to raczej strona rządowa zdawała sobie sprawę z faktu, że prawdziwy samorząd był przecież rzeczywistym demontażem państwa totalitarnego, obok decentralizacji w gospodarce (ale to już rozpoczęła ustawa Mieczysława Wilczka z 23 grudnia 1988 r. o działalności gospodarczej). Dlatego najpierw korzystała z marginalizacji samorządu przez działaczy solidarnościowych, a następnie broniła struktury władzy zcentralizowanej, dążąc do osłabiania samorządów (początkowo gmin) i to paradoksalnie pod hasłem walki z centralizacją.
Wielką rację ma Profesor Regulski, jak fatalne w skutkach było dopuszczenie w 1990 roku do zablokowania przez klub PZPR w Sejmie kontraktowym powstania ogólnokrajowej reprezentacji samorządu terytorialnego. To byłaby olbrzymia siła polityczna prosamorządowa, z której wagi nie zdawało sobie nawet sprawy wielu działaczy samorządowych przez wiele lat.
Niby było to pod pozorem ochrony gmin przed „czapą” ogólnokrajową, a w rzeczywistości Włodzimierz Cimoszewicz (jako reprezentant PZPR w sejmowej komisji samorządowej) uniemożliwił powstanie nowego instrumentu decentralizacji w rękach komitetów obywatelskich (1).
I to nazywam świadomym atomizowaniem samorządów.
Zapisy mówiące o obligatoryjnym Krajowym Związku Gmin, znajdujące się w projekcie ustawy o samorządzie terytorialnym z 1990 r. (druk sejmowy nr 195) zostały wykreślone na fali trwającej wtedy w Sejmie likwidacji dawnych central (np. spółdzielczej) narzuconych przez totalitarne państwo.
W ten sposób pozbawiono odradzający się samorząd już na starcie możliwości instytucjonalnego partnerstwa - a w zasadzie twardego wówczas dialogu - z kolejnymi rządami. Przecież dzielenie się władzą przez resortowe struktury administracji rządowej nie było łatwe, nawet jeśli szef rządu i jego doradcy tego chcieli.
Jakże profetycznie brzmi w tym miejscu postulat współautorstwa Grzegorza Palki z I Zjazdu „Solidarności” mówiący o potrzebie wyłonienia jakiejś reprezentacji samorządu na szczeblu krajowym (choć odwoływał się do różnego rodzaju samorządu) dla gwarancji przeprowadzenia reform.
Jaka gmina?
W pracach nad ustawą gminną (na wyrost nazwaną o samorządzie terytorialnym) można się było zetknąć ze świadomym i chyba nieświadomym atomizowaniem ustrojowych rozstrzygnięć. Wspomniana niewiedza samorządowa ze strony polityków, działaczy solidarnościowych zaowocowała inicjatywą ustawodawczą(2) dzielącą miasto stołeczne Warszawę na samodzielne gminy - dzielnice. Pomysł destrukcji w zarządzaniu miastem, którym chciano także obdarować miasto Łódź. Na szczęście Łódź pozostała jedną gminą.
Co do koncepcji wykorzystania dzielnic jako jednostek pomocniczych czy obszarów obsługi administracyjnej (w postaci delegatur urzędu miasta) sprawa była otwarta. Tu brakowało refleksji nad praktyką zasady pomocniczości (subsydiarności) w strukturach państwa. Należy przypomnieć, że zasada ta została dopiero wpisana do Konstytucji z 1997 r. i to w sposób śladowy w Preambule.(3)
To później utrwalał się pogląd, co może stanowić podstawowy pełny moduł samorządowy zawierający maksymalną skalę kompetencji, że duże miasto - będące gminą - może mieć kompetencje powiatowe. (4) Gminy małe - małe miasta i gminy wiejskie - zadań powiatowych wykonywać nie mogą. Stąd potrzeba struktury powiatowej uzupełniającej skalę usług publicznych. Przy tym już pojawiła się koncepcja zespołu metropolitalnego.(5) Na tej kanwie rozpowszechnione zostało w końcu rządu Hanny Suchockiej hasło: „Tyle państwa ile miasta” (formułowane też w brzmieniu: „im więcej miasta tym więcej państwa”) umiejętnie podane przez Andrzeja Lubiatowskiego - ówczesnego doradcę szefa Urzędu Rady Ministrów Jana Rokity.(6)
Do debaty nad miastem-powiatem, po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, dołączyła wizja miasta-regionu, co dotąd bardziej było elementem pozyskiwania środków pomocowych w ramach Unii Europejskiej i odpowiednich zmian w statystyce europejskiej (Eurostatu).
Zaczęło się od tworzenia podregionów w ramach tzw. NUTS 3, gdzie sześć miast polskich zostało podregionami, pozostałe podregiony tworzą grupy powiatów, a skończyło na wyodrębnieniu dodatkowo regionu statystycznego Warszawskiego stołecznego.(7)
Nie zmienia to jednak jednostki administracyjnej I stopnia, jaką jest województwo mazowieckie ze stolicą regionu Warszawą. (Czy za tą zmianą statystyczną pójdzie terytorialna i stworzenie z samej Warszawy województwa obok Mazowieckiego, przyszłość pokaże.)
Sprawne zarządzanie dużym miastem, podobnie jak każdą gminą, mogło i może być wspomagane jednostkami pomocniczymi (dzielnicami, osiedlami), ze szczególną tradycją sołectw na terenach wiejskich. (Na marginesie należy wspomnieć, że Łódź była jednym z niewielu miast posiadających tereny wiejskie i sołectwa.) Oczywiście wymagały one doskonalenia, wyposażenia kompetencyjnego w środki prawne i materialne, odpowiedniego wsparcia ze strony administracji samorządowej.
Dodatkowo przed nami były regulacje dotyczące partycypacji obywatelskiej - tak w strukturach samorządowych jak i organizacjach pozarządowych. Oddzielny rozdział, to zespoły metropolitalne i samo powstanie województw samorządowych - o czym dalej w opisie etapów reformy.
Rozbiór Warszawy zaowocował sporami dzielnicowymi z ratuszem ciągnącymi się aż do 15 marca 2002 r. kiedy przyjęto ustawę o ustroju miasta stołecznego Warszawy - jako jednej gminy z dzielnicami stanowiącymi jednostki pomocnicze. Sprawa zakończyła się wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego (TK) z 18 lutego 2003 r. (sygn. akt K. 24/02). Gminy--dzielnice były w Trybunale Konstytucyjnym reprezentowane przez prof. Michała Kulesze. Znamiennym jednocześnie jest skład orzekający trzynastu sędziów TK.(8)
Z orzeczeniem nie zgadzał się tak Michał Kulesza, jak i Jerzy Regulski.(9) To wskazuje na fundamentalny problem ustrojowy i praktyczny - dotyczący zarządzania, jaki pojawił się już na początku decentralizacji. O ile państwu w zastanym modelu komunistycznym należało przeciwstawić samodzielne gminy, wydzierać władzę resortowym i centralnym instancjom rządowym - mającym dopiero przed sobą przekształcenia w instytucje zadaniowe - i lokować ją terytorialnie od dołu zgodnie z zasadą pomocniczości, to przeciwstawianie jednostek samorządu terytorialnego demokratycznemu państwu prawnemu i odwrotnie stałoby się nieporozumieniem.
Troską Kuleszy i Regulskiego było zachowanie zdobyczy decentralizacyjnych i w tym byliśmy zgodni. Jednak musi to ułatwiać sprawność i efektywność zarządzania, a z tym w Warszawie, a także - w miarę upływu czasu - w niektórych samorządach, było i jest nie najlepiej.
Tryb prac
W sejmie prace nad ustawą gminną trwały praktycznie dwa miesiące. Ich sprawne przeprowadzenie umożliwił przewodniczący sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego Walerian Pańko. Ustawa o samorządzie terytorialnym została uchwalona 8 marca 1990 roku. (Zmianę jej tytułu - w kolejnym etapie reformy - miałem później możliwość sam formułować, wskazując na samorząd gminny.)
Do tego dochodziła ordynacja wyborcza i ustawowe zmiany kompetencyjne, ustawa wprowadzająca, ustawa o pracownikach samorządowych. Tu zdecydowane zaangażowanie premiera Tadeusza Mazowieckiego, który ustanowił prof. Regulskiego Pełnomocnikiem rządu do spraw reformy samorządu terytorialnego (a ściślej do przeprowadzenia reformy gminnej) - mającego od marca 1990 r. swych wywalczonych (przez przejęcie biur do spraw rad narodowych przy każdym urzędzie wojewódzkim) delegatów we wszystkich województwach (odpowiedzialnych za praktyczne wdrożenie nowego systemu), dawało jednocześnie zabezpieczenie wprowadzenia reformy(10).
Personalno-polityczne zabezpieczenie dla wdrożenia reformy gminnej było niezbędne, bo jej nie rozumiało do końca wielu nowych dygnitarzy (nie mówiąc już o starych) w administracji otaczającej pierwszego niekomunistycznego premiera.
Kto zajrzałby do korespondencji z etapu wdrożeniowego, natknąłby się na stanowiska wyrażane wtedy przez ówczesnego Ministra - szefa Urzędu Rady Ministrów, czyli osoby z najbliższego otoczenia p. Mazowieckiego), w których stosunek do samorządu był wyraźnie odpychający (bo przecież świadomość władzy tkwiła w centrali). Jak wspomina Jerzy Regulski: „sam Premier, choć nie znał się na samorządzie, roztaczał opiekę nad nim i nad sprawą reformy”.(11)
Przy kolejnym etapie decentralizacji (mającym dwie odsłony) ten mechanizm przeprowadzania reformy powtórzyliśmy (z prof. Michałem Kuleszą, jako pełnomocnikiem rządu), z zaangażowanymi premierami (Hanną Suchocką i Jerzym Buzkiem) stopniowo chłonącymi wiedzę o samorządzie, ale już z nową armią samorządowców coraz bardziej zorganizowanych i z całym procesem działań świadomościowych na rzecz reformy samorządowej, której efektem była moda na reformę - o czym dalej w opisie etapów reformy.
Także wdrożeniu pierwszego etapu reformy służyły nowe instytucje i organizacje wspierające i doradcze, jak założona z inicjatywy prof. Regulskiego Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej.
Tak wielka operacja zmian administracyjnych, i to w bardzo krótkim czasie przygotowań, nie obyła się niestety bez uchybień, które trzeba było następnie korygować.
Symbolem był tu brak upoważnienia w przepisach wprowadzających dla kierowników urzędów stanu cywilnego do udzielania ślubów, zanim takiego upoważnienia nie dokona nowa rada gminy. Dla ważności zawieranych ślubów cywilnych w pierwszych dniach odrodzonego samorządu musieli ich udzielać bezpośrednio wójtowie, burmistrzowie, prezydenci. To były prawdziwe zaślubiny z samorządem.
Należy pamiętać, że stara rządowa administracja centralna (w tym te specjalne) oraz różne ich terenowe struktury, traktowały odrodzoną gminną administrację samorządową jako konkurencję odbierającą władze (kompetencje), pieniądze i majątek.
Wdrożenie, ciąg dalszy i hamowanie
Nie wszystko udało się przekazać gminom od razu. Na drugą kadencję do przekazania miały czekać szkoły podstawowe, co w konsekwencji stworzyło wielki wyłom w systemie finasowania gmin (o czym dalej będzie mowa w miejscu poświęconym finansom samorządu terytorialnego oraz subwencji oświatowej). Tu bardzo przeciwny przekazaniu szkół był Związek Nauczycielstwa Polskiego.
Utworzone urzędy rejonowe (odpowiedniki dzisiejszych starostw), okrojone urzędy wojewódzkie były administracją rządową prowadzącą dalej wiele zadań nie tylko administracyjnych i nadzorczych, ale z zakresu usług publicznych. Choć byli w województwach delegaci Pełnomocnika rządu do spraw reformy samorządu terytorialnego, były przepisy wdrożeniowe, nie wszystko dało się zadekretować.
Jak proces podziału i przekazywania kadr, majątku i pieniędzy wyglądał w praktyce, zilustruję na przykładzie Łodzi, gdzie zostałem po wyborach samorządowych w 1990 roku pierwszym Sekretarzem (ale nie Komitetu) lecz Miasta, czyli pełniłem przewidzianą w ustawie samorządowej funkcję, z którą wiązano odpowiedzialność za pracę administracji - w tym wtedy wdrożenie zmian ustrojowych.
Urząd Miasta Łodzi w starej strukturze terenowych organów administracji państwowej był jednocześnie urzędem wojewódzkim. Zatem nowy - stary wojewoda, jakim został Waldemar Bohdanowicz (powołany podwójnie przez premiera Tadeusza Mazowieckiego: na prezydenta -wojewodę Miasta Łodzi przed wyborami, a na wojewodę po wyborach) dokonał sam wyboru wydzielonej z dawnego Urzędu Miasta Łodzi siedziby nowego urzędu wojewódzkiego - oczywiście tej najbardziej reprezentacyjnej części, czyli pałacu Juliusza Heinzla przy ul. Piotrkowskiej 104, oraz pracowników- około 300 z całej rzeszy ponad 3 tysięcy, którzy pozostawali dalej już w samorządowym Urzędzie Miasta. Wtedy wszyscy urzędnicy chcieli pozostać w urzędzie wojewódzkim, bo samorząd był dla nich czymś nieznanym.
Z pozostałych ponad 2700 pracowników w urzędzie miasta ostatecznie miała pracować około połowa. Ustawa o pracownikach samorządowych z 22 marca 1990 r. (art.33) przewidywała, że jeśli tym pracownikom nie zostanie wręczona nowa umowa o pracę przed 1 października 1990 r., z końcem tegoż roku stosunki pracy z tymi pracownikami wygasają.
Musieliśmy przyspieszyć rozwiązanie umów z 1250 pracownikami poprzez wcześniejsze wręczenie trzymiesięcznych wypowiedzeń, bo Miasto miało narzucony budżet jeszcze przez wicepremiera Leszka Balcerowicza z 90 mld starych zł deficytu bez pokrycia, który w połowie tegoż roku stanowił już 144 mld zł niedoboru.
Samorządy zaczęły rozwiązywać nie tylko zastane po narzuconym jeszcze centralnie budżecie problemy finansowe (w Łodzi 1990 r. zamknął się już tylko niedoborem w wysokości 5,3 mld zł), ale coraz lepiej gospodarować tym co miały i wynagradzać(12). Już po roku urzędnicy z województwa chętnie chcieli wracać do Miasta.
Jednocześnie zaczęły przejmować w trybie porozumień odpowiedzialność za zadania jeszcze obligatoryjnie ustawowo im nie przekazane, ale kojarzone przez mieszkańców i tak z lokalną władzą. W ten sposób zaczął się proces wykupywania zadań, bo i tak samorządy wolały je sprawnie prowadzić - mimo, że dotacje na ich realizację nie pokrywały kosztów.
Tak było w dużym zakresie z wyprzedzającym przejmowaniem szkół. Obawy przed przejściem szkół do samorządów w ten sposób topniały ze strony pracowników szkół, ale nie politycznych przeciwników.
Lepsze wydatkowanie środków publicznych w samorządach pod publiczną kontrolą miejscowych organów stanowiących, mediów i bezpośrednio mieszkańców - było podstawowym motywem dalszej decentralizacji. Tak było aż do wdrożenia II etapu reformy. Można było bardzo wyraźnie zmierzyć efektywność samorządów.
Wdrożenie I etapu reform samorządowych wymagało korekt i dalszych regulacji. Część przepisów nie przystawała do rzeczywistości, część była czasowo nierealistyczna, jak proces uwłaszczeniowy gmin, czyli komunalizacji mienia, która miała trwać kilka miesięcy (spisy inwentaryzacyjne miały być sporządzone przez 3 miesiące), a trwa dziesiątki lat.
Inne dziedziny wymagały dopiero dodatkowych regulacji, co działo się z różnymi skutkami. Dotyczyło to gospodarki lokalami (ustawa o własności lokali z 1994 r.), gospodarki przestrzennej (ustawa o zagospodarowaniu przestrzennym z 1994 r. i następne) prawa budowlanego (ustawa z 1994 r.), zamówień publicznych (ustawa z 1994 r. i następne), działalności gospodarczej samorządów (ustawa o gospodarce komunalnej przyjęta w 1996 r.), utrzymania czystości i porządku w gminach (ustawa z 1996 r.), gospodarki nieruchomościami (ustawa o gospodarce nieruchomościami z 1997 r.), prawa energetycznego (ustawa z 1997 r.), ustaw środowiskowych : o odpadach z 1997 r. i następne; o ochronie środowiska itd. Równolegle toczyliśmy dyskurs na temat docelowego kształtu ustawy o finansach gmin - przedkładając własny projekt . Ostatecznie stan przejściowy trwał nieustannie. Ustawę z 1990 r. zastąpiła ta z 1993 r. uchwalona już po wyborach parlamentarnych, ale w oderwaniu od naszego projektu przygotowanego w ramach Unii Metropolii Polskich a zgłoszonego przez posłów poprzedniej kadencji.
Z zakresu możliwości finasowania zadań bardzo istotna była ustawa o obligacjach uchwalona w 1995 r., która zastąpiła ta z 2015 r.
I etap reform samorządowych stał się początkiem przygotowań do II etapu, ale z zasadniczym zahamowaniem po wyborach parlamentarnych w 1993 roku, kiedy rząd SLD -PSL wstrzymał reformę powiatową, odroczył obligatoryjne przekazywanie szkół gminom do 1996 roku.
W okresie rządu Jana Krzysztofa Bieleckiego powołano Zespoły ds. Opracowania Koncepcji Zmian w Organizacji Terytorialnej Państwa oraz ds. Reformy Administracji Państwowej: przygotowano zarys koncepcji reformy powiatowej i wojewódzkiej. W okresie rządu Jana Olszewskiego powstał dokument „Wstępne założenia przebudowy administracji publicznej (państwa)”, opracowany przez Zespół do Spraw Reorganizacji Administracji Publicznej kierowany przez senatora Jerzego Stępnia. Nie były to jednak perspektywy dynamicznych działań rządowych w tym zakresie.
Część polityków solidarnościowych dystansowała się wobec samorządów, decentralizacji - uznając, że wpierw naprawiać trzeba państwo od góry. To można było jakoś zrozumieć. Ci politycy modyfikowali swój stosunek do samorządu terytorialnego, jak się w nim znaleźli w wyniku demokratycznych wyborów. To było nadrabianie tej praktyki w utrwalonych demokracjach, gdzie karierę polityczną zaczyna się od samorządów - a często prezydent stolicy staje się prezydentem państwa, jeśli w samorządzie udowodni swoją sprawność. Część zmieniała zdanie po procesach centralizacyjnych w wykonaniu formacji postkomunistycznych.
Jednak po latach przemian ustrojowych utrwalać się powinien pogląd, że władza wykonawcza na poziomie rządowym i samorządowym to administracja publiczna tego samego państwa. Nieprzypadkowo w kolejnych podejściach decentralizacyjnych „rapowaliśmy”, czyli używaliśmy określenia „reforma administracji publicznej” - w skrócie „rap”, czy mówiliśmy o reformie ustrojowej państwa.
Dalej będzie mowa o groźnych zjawiskach innego rozumienia tych podstaw.
Przypisy
1. Por. J. Regulski, Samorządna Polska, Wydawnictwo Rosner i Wspólnicy, Warszawa 2005, ss. 189-190.
Działający od początku Sejmu kontraktowego (X kadencji) Klub Poselski Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej na początku 1990 r. (po samoroaiązaniu się PZPR) przekształcił się w Parlamentarny Klub Lewicy Demokratycznej, którego przewodniczącym został Włodzimierz Cimoszewicz.
2. Druk sejmowy nr 257 (inicjator: grupa posłów; data wpływu projektu: 26.02.1990 r.) ustawy o ustroju samorządu miasta stołecznego Warszawy uchwalonej 18 maja 1990 r.
3. Ten fragment Preambuły Konstytucji z 2 kwietnia 1997 r. brzmi następująco: „…ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.”
4. Temu poświęcona były kolejne organizowane konferencje i specjalne publikacje z udziałem Unii Metropolii Polskich. Por. „Zespół metropolitalny. Zarys koncepcji”, wyd. Instytutu Konserwatywnego im. E. Burke’a, Gdańsk 1993. W Gdańsku taka dyskusja o modułach urozmaicona była niefortunnymi propozycjami regionalizacji na wzór niemiecki formułowanymi przez reprezentanta liberałów z KLD Lecha Mażewskiego. W Łodzi co najmniej dwukrotnie debatowaliśmy z udziałem przedstawicieli rządowych zespołów do spraw reformy administracji publicznej z lat 1991-93, którym przewodniczył senator Jerzy Stępień.
5. Tamże.
6. Andrzej Lubiatowski od początku zmian ustrojowych był moderatorem przedsięwzięć strukturalnych związanych ze środowiskiem miejskim. Odpowiadało to jego zawodowym związkom. Był kierownikiem Poradni Obywatelskiej przy Towarzystwie Urbanistów Polskich, prezesem Instytutu Miasta (w tej roli był także w pierwszym składzie Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego - KWRziST). Przypisuje mu się inicjatywy powstania Unii Metropoli Polskich, Unii Miasteczek Polskich, KWRziST, Systemu Analiz Samorządowych (por. Bogdan Mościcki, Sto lat Związku Miast Polskich 1917 - 2018, Poznań 2018, ss. 119, 121, 133). Pełnił funkcję dyrektora Biura Unii Metropoli Polskich (UMP). Ostatnio objął funkcję zastępcy dyrektora ds. regionów metropolitalnych, jak też koordynatora Komisji UMP ds. Urbanistyki. Jak podają obecne noty (z 2020 r.) o Unii Metropoli Polskich (zapewne za A. Lubiatowskim): Unia Metropolii Polskich powstała w 1990 r. wg. projektu Instytutu Miasta pt. “Tyle państwa ile miasta”. Zatem i projekt i hasło mają to samo instytucjonalne źródło.
7. Od 1 stycznia 2018 r. podział terytorium Polski na jednostki NUTS to 6 makroregionów grupujących województwa (NUTS 1); 17 regionów (NUTS 2) - w tym wyodrębniona część Mazowsza w postaci regionu Warszawskiego stołecznego (Warszawa z dziewięcioma przyległymi powiatami); oraz 73 podregiony grupujące powiaty (NUTS 3) - w tym 6 miast jako podregiony (Kraków, Poznań, Szczecin, Wrocław, Łódź, Warszawa).
8. Sędzia Andrzej Mączyński był przewodniczącym, kolejni sędziowie to: Jerzy Ciemniewski, Teresa Dębowska-Romanowska, Marian Grzybowski, Biruta Lewaszkiewicz-Petrykowska, Ewa Łętowska, Marek Mazurkiewicz, Janusz Niemcewicz, Jadwiga Skórzewska-Łosiak, Jerzy Stępień, Mirosław Wyrzykowski, Marian Zdyb i Bohdan Zdziennicki - jako sprawozdawca. Jak relacjonuje krótko notatka PAP z 18.02.2003 r.: „Trybunał w swoim orzeczeniu uznał, że ustrój Warszawy i jej podział nie jest zapisany w konstytucji, a co za tym idzie można dokonywać zmian ustroju stolicy. „Zakwestionowane zmiany wychodziły z założenia, że jest tylko jeden model ustroju stolicy. To złe rozumienie” - uzasadniał wyrok przewodniczący składu orzekającego wiceprezes TK Andrzej Mączyński. Sędziowie TK podkreślili, że Polska nie jest federacją jednostek samorządu terytorialnego, lecz jednolitym państwem, które wyznacza granice decentralizacji. „Samorząd nie istnieje sam dla siebie - jest częścią państwa” - mówił Mączyński.”
9. Por. J. Regulski, Samorządna Polska, Wydawnictwo Rosner i Wspólnicy, Warszawa 2005, s. 34.
10. Por. J. Regulski, Samorządna Polska, Wydawnictwo Rosner i Wspólnicy, Warszawa 2005, s. 470 - 473.
11. Por. Jerzy Regulski, Życie splecione z Historią, Wrocław 2014: „Mazowiecki, choć nie bardzo wnikał w istotę reformy, miał do mnie tyle zaufania, że otworzył nade mną parasol ochronny. Myślę, że było to wynikiem naszych wieloletnich spotkań u Danka (Bogdana) Gotowskiego.” (s. 449); „Kilkakrotnie w tym czasie miałem dłuższe rozmowy z Mazowieckim i wiedziałem, ze ani premier, ani rząd nie zdają sobie sprawy z zakresu zmian, które chcemy wprowadzić.” (s.454)
12. Por. Kronika Miasta Łodzi. Zeszyt 2/94. Wyd. Zarząd Miasta Łodzi , Łódź 1994, s.5 oraz ss.106 - 117.