39 telefonów do specjalisty. I nic z tego!
Chory na miażdżycę Czytelnik chciał się zapisać do lekarza. Przez trzy dni dzwonił 39 razy!
- To jest nie do pomyślenia! W tak dużym mieście jak Gorzów ludzie nie powinni mieć przecież problemów z dostępem do chirurga naczyniowego - mówi Tadeusz Foryś. Ma 64 lat, od sześciu cierpi na miażdżycę. - Początkowo zimno było mi w stopy, a teraz zimno i ból dochodzą już do kolan - tak opisuje swoje dolegliwości.
Na początku grudnia pan Tadeusz poszedł do lekarza, który dał mu skierowanie do chirurga naczyniowego. - Usłyszałem, że mam jechać do poradni w Zielonej Górze albo prywatnie do Szczecina, bo tam wszczepiają tzw. stenty do żył w kończynach. Do Zielonej, gdzie przyjmują na NFZ, nawet nie byłem w stanie się dodzwonić. W ciągu trzech dni dzwoniłem 39 razy - mówi 64-latek. Liczbę udowodnił wykazem rozmów na komórce.
O problemie pana Tadeusza z dostaniem się do chirurga naczyniowego pisaliśmy już - uwaga! - w styczniu 2012 r. Wtedy był on kilka miesięcy po zawale. Nie mógł dostać się do specjalisty, ponieważ lekarz w poradni chorób naczyń (była przy szpitalu)... ciągle był chory. Ostatecznie poradnia została zamknięta. Okazuje się, że od tego czasu nic się nie zmieniło. - Nie chodziłem do lekarza specjalisty, bo go w Gorzowie nie było. Do naczyniowców poza miastem nie jeździłem. Za daleko - przyznaje.
Osób, które cierpią na choroby naczyń, w Lubuskiem może być co najmniej kilka tysięcy. Część z nich wyjeżdża do lekarza do innych województw. - W poprzednim roku było to 697 osób, a do września tego roku - 408 - mówi Sylwia Malcher-Nowak, rzecznik oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Zielonej Górze. Podkreśla też, że chirurgia naczyniowa to bardzo wąska specjalizacja. W 2012 r. w Lubuskiem (z tego roku pochodzą ostatnie dane!) było ich czterech. Przyjmują oni w m.in. szpitalach w Zielonej Górze, Kostrzynie i Nowej Soli. Leczenie prywatne jest z kolei drogie.
Piotr Dębicki, dyrektor ds. lecznictwa w gorzowskiej lecznicy, przyznaje, że najpoważniejszym powodem braku specjalistów w północnej stolicy Lubuskiego jest brak, ale... miejsca w szpitalu. - Najlepiej jest, gdy oprócz poradni chorób naczyń jest też oddział, w którym można byłoby przeprowadzać zabiegi - mówi. Gdyby więc było miejsce na stworzenie oddziału, szpital byłby w stanie namówić do pracy w nim specjalistów z innych części kraju. Miejsce na oddział znalazłoby się jednak dopiero po powiększeniu szpitala o dodatkowe skrzydło. Plany są już gotowe, brakuje „tylko” pieniędzy: potrzebne byłoby aż 40-50 mln zł. Szpital mógłby podjąć się rozbudowy, jeśli dostałby dofinansowanie na poziomie 70 proc. (a więc około 30 mln zł). Pieniądze mógłby pozyskać nie wcześniej niż za rok z Regionalnego Programu Operacyjnego. Na infrastrukturę medyczną na całe województwo ma być do podziału 90 mln zł.
Na razie na wizytę u specjalisty trzeba czekać. Po telefonie „GL” rzecznik szpitala wojewódzkiego w Zielonej Górze zaproponował, że osobiście zarejestruje naszego Czytelnika. Na razie nie będzie to jednak potrzebne. - W międzyczasie dowiedziałem się, że specjalista przyjmuje też w jednej z przychodni w Gorzowie. Pani w recepcji powiedziała, że wizytę będę miał w grudniu, ale przyszłego roku. Gdy jednak pokazałem, że jestem zasłużonym honorowym krwiodawcą, udało się to przyspieszyć. Byłem tam we wtorek, stentu wszczepiać nie trzeba. Ja już czekać nie muszę, ale co z innymi pacjentami? - pyta.