40 lat doktryny Cartera
Bliski Wschód. Wydarzenia, które z napięciem obserwowaliśmy na ekranach telewizorów w pierwszych dniach 2020 r., są kolejną odsłoną dramatu rozgrywającego się na Bliskim Wschodzie od wielu lat.
Pierwsze dni tego roku zaniepokoiły wielu obserwatorów polityki, nie tylko bliskowschodniej. 3 stycznia wojska amerykańskie dokonały zamachu na człowieka numer dwa w Iranie, gen. Kasema Sulejmaniego. Na ulice irańskich miast wyszły setki tysięcy Irańczyków, wyrażających żałobę i gniew przeciwko „amerykańskiemu Szatanowi”. Ajatollah Ali Chamenei, przywódca państwa będącego spadkobiercą tradycji Imperium Perskiego zapowiedział, że śmierć generała „choć gorzka, podwoi motywację oporu przeciwko Stanom Zjednoczonym i Izraelowi”. Wydarzenia, które z rosnącym napięciem obserwowaliśmy na ekranach telewizorów w pierwszych dniach 2020 r., są kolejną odsłoną dramatu rozgrywającego się na Bliskim Wschodzie od wielu lat. Jej ważny akt rozpoczął się dokładnie czterdzieści lat temu. Ówczesny prezydent USA ogłosił wtedy doktrynę wobec krajów Zatoki Perskiej, która uzasadniała amerykańską obecność wojskową w tym strategicznym regionie świata.
Rosnące uzależnienie od ropy
Powszechnie wiadomo, że Bliski Wschód jest kluczowym miejscem dla USA z powodu olbrzymich zasobów ropy naftowej. Po zakończeniu drugiej wojny światowej amerykańska gospodarka coraz mocniej uzależniała się od tego surowca. By pokryć szybko rosnące zapotrzebowanie, ściągano go w ogromnych ilościach z roponośnych terenów Bliskiego Wschodu. Okazało się to niebezpieczne w latach siedemdziesiątych, kiedy świat zmagał się z dwoma kryzysami naftowymi. Pierwszy z nich wybuchł w 1973 r., gdy po nieudanym ataku koalicji wojsk arabskich siły zbrojne Izraela przystąpiły do skutecznej kontrofensywy, zatrzymując się niemal na przedmieściach Damaszku oraz trzydzieści kilometrów przed Kairem.
W odwecie Arabia Saudyjska i państwa OPEC, w tym Irak będący wówczas sojusznikiem Amerykanów, ograniczyły produkcję ropy i zażądały od USA zaprzestania popierania Izraela. W wyniku tego konfliktu ceny na stacjach benzynowych wystrzeliły w górę (w niecałe pół roku ten podstawowy surowiec energetyczny zdrożał ponad czterokrotnie), a w krajach Zachodu wprowadzono bolesne ograniczenia w konsumpcji ropy. Zachodnioniemiecki tygodnik „Der Spiegel” napisał wówczas, że „ten pobłyskujący niewyraźnie w oddali, trochę niesamowity, a trochę żałosny świat Wschodu - po wiekach - chwycił Zachód znów za gardło”.
Podjęcie przez mocarstwo zewnętrze próby opanowania regionu Zatoki Perskiej będzie uważane jako atak na żywotne interesy USA
Sześć lat później wybuchł drugi kryzys naftowy w wyniku obalenia proamerykańskiego szacha Iranu Mohammeda Rezy Pahlawiego. Władzę przejął ajattolah Ruhollah Chomeini, o polityce którego napisano, że „wtrącił swój kraj w otchłań średniowiecza, a dziś wszyscy, którzy pomogli mu dojść do władzy, plują sobie w brody”. Pierwszymi z nich byli sami Amerykanie. Najwyższy Przywódca Iranu powiedział w 1979 r.: „nie będziemy sprzedawać naszych skarbów wrogom islamu”. Po wprowadzeniu tych słów w życie ceny ropy znowu poszybowały w górę, co kolejny raz spowodowało olbrzymie turbulencje w gospodarce światowej. W pewnym momencie w niektórych regionach USA zabrakło benzyny, co zmusiło prezydenta Jimmy’ego Cartera do wezwania narodu do „aktów patriotyzmu”, tj. używania transportu publicznego, nie przekraczania prędkości na autostradach, rezygnacji z ogromnych i paliwożernych „krążowników szos” i - co mogło być trudne do przełknięcia dla wielu Amerykanów - chodzenia piechotą.
Na domiar złego tuż po zakończeniu Świąt Bożego Narodzenia w 1979 r. Związek Sowiecki dokonał inwazji na Afganistan, finansując tę wojnę (i wiele innych antyzachodnich działań, w tym działalność za Zachodzie partii komunistycznych i ruchów pokojowych) dochodami ze sprzedaży ropy. Prezydent Carter nazwał tę wojnę największym zagrożeniem dla pokoju od zakończenia drugiej wojny światowej, obawiając się, że kolejnym celem powiększającego swoje wpływy ZSRS będą roponośne ziemie nad Tygrysem i Eufra-tem. Okoliczności międzynarodowe były dla Rosjan sprzyjające. Po drugiej wojnie światowej obowiązywało nieformalne porozumienie Sowietów z Brytyjczykami, że w razie korzystnej dla nich sytuacji podzielą Iran pomiędzy siebie, a po przegranej wojnie w Wietnamie, USA ograniczały się raczej do pasywnych działań.
Rewolucja islamska i interwencja sowiecka w Afganistanie zmusiły Amerykanów do gruntownego przeorientowania swojej polityki na bardziej aktywne tory. Najważniejszym przejawem tej zmiany była doktryna Cartera, którą ogłoszono 23 stycznia 1980 r. podczas corocznego orędzia o stanie państwa.
Nowa doktryna Amerykanów
Padły wtedy także odważne słowa, że Waszyngton bierze na siebie odpowiedzialność za obronę krajów Zatoki. „Niech nasze stanowisko będzie jasne - powiedział w swoim przemówieniu prezydent. - Podjęcie przez jakiekolwiek mocarstwo zewnętrze próby opanowania regionu Zatoki Perskiej będzie uważane jako atak na żywotne interesy USA, i taki atak będzie odparty przy pomocy wszelkich niezbędnych środków, łącznie z użyciem siły militarnej”.
Rozpoczęto wówczas intensywne poszukiwania nowych sojuszników na Bliskim Wschodzie, którzy zgodziliby się na wybudowanie na swoim terenie amerykańskich baz wojskowych. W tym czasie USA rozbudowywało siły szybkiego reagowania, przy pomocy pakistańskich i brytyjskich służb specjalnych wspierało afgańskich mudżahedinów w wojnie z ZSRS, oraz - wraz z kilkudziesięcioma państwami Zachodu - zbojkotowało igrzyska olimpijskie w Moskwie w 1980 r.
W tym samym roku wybuchła wojna Iranu z Irakiem, który cieszył się pełnym poparciem prezydenta Cartera. Ten bezsensowny konflikt trwał osiem długich lat, kosztował krocie i skończył się niczym. Wkrótce Jimmy Carter przestał osobiście czuwać nad realizacją doktryny nazwanej swoim nazwiskiem. W 1980 r. przegrał wybory z energicznym 70-latkiem, Ronaldem Reaganem.
Czterdziesty prezydent USA, choć krytykował swojego poprzednika za wiele działań, kontynuował rozbudowę amerykańskiej obecności w Zatoce Perskiej. Wzmacniano także strategiczne sojusze choćby z Izraelem, Egiptem i Arabią Saudyjską, sprzedając tej ostatniej nowoczesne uzbrojenie, w tym samoloty rozpoznawcze AWACS, systemy radarowe i śmiercionośne rakiety powietrze-powietrze.
Doktryna Cartera oznaczała radykalne odcięcie od polityki odprężenia (détente) ze Związkiem Sowieckim w latach siedemdziesiątych, będąc kontynuacją doktryny Trumana z 1947 r. i doktryny Eisenhowera z 1957 r. Potwierdzała ciągłość polityki amerykańskiej, wysyłając sygnał expressis verbis, że Zatoka Perska była (i tak jest do dzisiaj) kluczowa dla interesów USA.
W kolejnych latach na Bliskim Wschodzie wybuchały konflikty, w których wykorzystywano tamtejsze zasoby US Army, by wymienić tylko: pierwszą wojnę w Zatoce Perskiej w 1990 r., interwencję NATO w Afganistanie w 2001 r. po zamachu Al Kaidy na World Trade Center, drugą wojnę w Zatoce Perskiej w 2003 r., w wyniku której obalono w Iraku rządy Saddama Husajna, czy wojnę z proklamowanym w 2014 r. Państwem Islamskim w ostatnich latach.
Bliskowschodni węzeł
Sytuacja w tamtejszym regionie co najmniej od dekad przypomina węzeł gordyjski. Krzyżują się tam interesy najmożniejszych tego świata. Prezydent Carter w swoim orędziu z 1980 r. zachęcał zarówno USA, jak i Związek Sowiecki do samokontroli w dążeniu do realizacji celów.
Podobny apel wystosował w latach dziewięćdziesiątych wybitny sekretarz stanu w administracji Richarda Nixona, Henry Kissinger, który napisał że „w czasach, gdy Ameryka nie jest w stanie ani zdominować świata, ani się zeń wycofać, gdy jest jednocześnie wszechpotężna i podatna na cios, nie powinna rezygnować z ideałów, na których zbudowała swoją wielkość. Nie powinna także wystawiać swojej wielkości na niebezpieczeństwo, kierując się iluzjami wykraczającymi poza jej możliwości”.