40 lat temu zawieszono strajk w Lubogórze. Nigdy go nie zakończono. Trwa do dziś
Każdy strajk był na rękę władzy komunistycznej. Było to wygodne wytłumaczenie braków na rynku. Strajkiem w Lubogórze można było wytłumaczyć niedobory mięsa czy mleka. Strajk przedstawiano zawsze jako formę destrukcji, która uderza w gospodarkę i ją destabilizuje. W prostej linii był to atak na państwo, na jego podstawy. Nigdy nie mówiono o strajku, jako o formie społeczeństwa do wyrażania swojego ja. „Ja” społeczne dla władzy miało znaczenie o tyle, o ile nie powodowało kłopotów. Zawieszanie pracy w formie strajku zawsze komuniści przekładali na, dziś powiedzielibyśmy narrację, pokazanie że pojawiające się problemy społeczne są efektem przerw w pracy zakładów. Ciężka praca nie była doceniana, nie mówiło się o godności człowieka, nie szanowało etosu pracy.
poniżenie
Jest lato 1981 r. W skład gospodarstwa wchodzą, oprócz Lubogóry, także zakłady w Ołoboku, Niedźwiadach, Niekarzynie, Radoszynie oraz przedsiębiorstwo sadownicze w Świebodzinie. W kombinacie na 2700 pracowników 800 należy do „Solidarności”. Kombinat Rolny w Świebodzinie jest na topie. Wizytówka regionu. Wyniki plasują go w czołówce kombinatów w Polsce. Pisze i mówi się o nim tylko i wyłącznie w superlatywach. Tymczasem zaczyna narastać konflikt między przewodniczącym Komisji Zakładowej Solidarności Zbigniewem Kłosowskim, a dyrektorem Zakładu Rolnego w Lubogórze, który jest częścią wzorowego kombinatu.
Na idealnym wizerunku pojawiają się rysy. Jedną z pretensji zgłaszanych przez ludzi pracujących niemal bez przerwy są niskie zarobki. Drugą sposób traktowania: pomiatanie, wyzywanie, zabieranie pensji i lista innych nękań. Zarzuca się używanie wobec pracowników takich określeń jak „zwierzęta” i „tylko batem” lub mówienie o potrzebie „pruskiej dyscypliny”. Dyrektorowi Zakładu Rolnego w Lubogórze przypomina się ponadto, że w czasie spotkania z pracownikami gospodarstwa w Niedźwiadach oświadczył: „masy zawsze były, są i będą bite w dupę, bo po to są”. Ich cierpliwość jest u kresu. Chcą być traktowani, jak ludzie, nie jak bydło.
Dyrektor Henryk Leśniewski podejmuje decyzję o przeniesieniu przewodniczącego Komisji Zakładowej „Solidarność” Zbigniewa Kłosowskiego z etatu związkowego do poprzedniej pracy, na stanowisko kierowcy. Motywuje to niewystarczającą liczbą członków „Solidarności” (250 osób), aby organizacja mogła posiadać etat związkowy.
bunt
Ludzie nie wytrzymują. To zwolnienie jest iskrą na proch. Hodowcy i rolnicy z Lubogóry wszczynają strajk. To odbija się szerokim echem w regionie. Pojawiają się obawy, że to mimo wszystko prowokacja służb. Protestujący mówią wprost:
„Nie chcemy żadnych rozrób. Jeżeli pan Leśniewski jest taki dobry i taki fachowiec, a my patologicznie żeśmy się uparli, żeby go wykurzyć; chcemy zrobić zło człowiekowi, czyli jesteśmy nie warci takiego człowieka, to ja ma do was panowie prośbę: zabierzcie tych panów na wyższe, bardziej eksponowane stanowiska, w ramach docenienia, a nam tu dajcie gorszego. To jest propozycja konkretna”.
W ciągu następnych dni protest zaczyna się rozszerzać na inne zakłady pracy. 15 października Prezydium Zarządu Regionu na posiedzeniu z udziałem 47 komisji zakładowych dużych zakładów pracy podejmuje uchwałę popierającą strajkujących pracowników PGR i wysuwa dodatkowe żądanie. Związkowcy chcą odwołania wojewody zielonogórskiego i dwóch wicewojewodów. 16 października strajkuje już siedem zakładów w Świebodzinie, a w ciągu następnych do protestu przystępują kolejne. Strajki ostrzegawcze podejmują kolejni. Lista strajkujących wydłuża się każdego dnia. To już nie tylko Techma-Elterma, Świebodzińskie Fabryki Mebli, Zakład Przemysłu Odzieżowego „Romeo”, Państwowe Zakłady Zbożowe „Elewator”...
spóźniona decyzja
20 października w czasie spotkania z wojewodą Zbigniewem Cyganikiem, dyrektorami Skwirą i Leśniewskim, ten ostatni anuluje decyzję cofającą etat przewodniczącego Komisji Zakładowej oraz rozwiązanie umowy o pracę z Kłosowskim. Pozostałe postulaty strajkujących nie zostają uwzględnione. Decyzja jest spóźniona i nie spełnia oczekiwań strajkujących. Liczyli, że władze potraktują ich jak ludzi. Nie potraktowali. Zmęczeni, z gasnącą nadzieją i łzami w oczach przyjmują do wiadomości, po raz kolejny, że nie są godnymi partnerami do rozmowy. Dwa dni później strajk zaczyna ogarniać cały region.
strajk powszechny
Regionalny Komitet Strajkowy wystosowuje apel adresowany do członków „Solidarności”: „W regionie zielonogórskim trwa [...] strajk powszechny. Strajk ten jest obroną Związku na atak, jaki przypuściły na niego władze. Wybrały sobie za cel ataku region średniej wielkości, w którym dotychczas nie było strajków. W tym regionie wybrały jedno ze słabszych jego ogniw, tj. »Solidarność« w PGR. [...] Uważamy, że strajk w naszym regionie musi trwać aż do zwycięstwa”
Początkowo do strajku przystępuje 50 zakładów pracy. Ostatecznie „za Lubogórą” staje 575 zakładów pracy oraz różnych instytucji województwa zielonogórskiego. W obliczu napiętej sytuacji Regionalny Komitet Strajkowy wystosowuje 25 października apel do premiera o podjęcie rozmów w Warszawie. Już następnego dnia przedstawiciele strajkujących załóg spotykają się z ministrem Stanisławem Cioskiem. W czasie negocjacji uzgadniane jest wysłanie do Zielonej Góry przedstawicieli rządu z wiceministrem rolnictwa Andrzejem Kacałą na czele. Po trzech dniach rozeznawania sytuacji, 29 października, Kacała wraca do Warszawy. Tłumaczy, że nie posiada pełnomocnictw wykraczających poza resort rolnictwa, a pomimo rozmowy telefonicznej z Warszawą nie otrzymał rozszerzenia pełnomocnictw umożliwiających prowadzenie negocjacji w sprawie wszystkich punktów konfliktu.
Wałęsa
W dniach 30-31 października w Zielonej Górze jest Lech Wałęsa. W rozmowach z członkami RKS wyraża zgodę na prowadzenie strajku, ale tylko do 2 listopada. Po tym terminie „strajk ma być bezwzględnie zakończony”. Od 7 do 9 listopada trwają rozmowy m.in. z wojewodą zielonogórskim. Ten jednak nie godzi się na zwolnienie z zajmowanego stanowiska dyrektora Leśniewskiego. Negocjacje zostają przerwane. Impas trwa. 10 listopada w czasie posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR. Mieczysław Rakowski stwierdza jednoznacznie: „Nie można ustąpić żądaniu odwołania dyrektorów w Zielonej Górze”.
Dzień później, 11 listopada, Lech Wałęsa domaga się od Przewodniczącego Zarządu Regionu „Solidarność” Mieczysława Oszmiana, natychmiastowego zakończenia strajku.
Ostatecznie w odpowiedzi na apel KK NSZZ „Solidarność” strajk zostaje zawieszony w dniu 13 listopada.
parszywa 13
Z dokumentów SB nie wynika, że była ona inspiratorem strajku. Zachowała się notatka, która wskazuje natomiast, że SB chciało dowiedzieć się, kto stoi za strajkiem?
Podsumowując wynik działań przedstawicieli Komisji Krajowej „Solidarność”, jej wiceprzewodniczący Stanisław Wądołowski, stwierdził: „Związek wygrał jako Związek, bo podporządkował się Związkowi”.
Strajk w Lubogórze wybuchł 13 października, miesiąc później – 13 listopada został zawieszony, a miesiąc później – 13 grudnia ogłoszono stan wojenny... Organizatorzy protestów zostali internowani.
Długotrwały protest w województwie zielonogórskim, który uderzał wlokalną nomenklaturę, nie przyniósł efektów. Po raz kolejny okazało się, że „masy zawsze były, są i będą...”
Opracowano na podstawie artykułów:
- Tomasz Kałuski, "Wydarzenia lubogórskie w 1981 roku w świetle prasy prorządowej"
- Przemysław Zwiernik, "Konflikt w Lubogórze"
- i audycji "Przegrany strajk" wyemitowanej w Radiu Zachód.