40 ton na torze przeszkód - to dla niego pestka
Mateusz Grzeszczyk interesował się ciężarówkami od dzieciństwa. Dziś, już jako kierowca, stara się być na bieżąco z zagadnieniami dotyczącymi transportu ciężkiego.
- Zobaczyłem w internecie zaproszenie do pierwszego w Polsce konkursu dla młodych kierowców ciężarówek, organizowanego przez szkołę nauki jazdy Young Best Driver. Postanowiłem się do niego zgłosić i udało się - opowiada kierowca.
Do udziału w konkursie zgłosiło się ponad 230 kierowców z całej Polski. Każdy musiał przejść przez kwalifikacje, które zostały przeprowadzone na torze w Ośrodku Doskonalenia Techniki Jazdy.
- Podczas jazdy sędzia, który siedział w kabinie na fotelu pasażera zadawał różne pytania, dotyczące na przykład czasu pracy, eksploatacji pojazdu, mocowania ładunku, pytania były bardzo zróżnicowane. Za odpowiedzi i jazdę przyznawano punkty, które potem sumowano. Eliminacje odbywały się w trzech turach, a w dniu, kiedy startowałem, byłem najlepszy spośród kolegów - wspomina Mateusz Grzeszczyk.
Ciężarówką w poślizgu
Spośród wszystkich uczestników kwalifikacji wyłoniono 27 finalistów, którzy wzięli udział w próbie sprawnościowej techniki jazdy w specjalnych warunkach na torze w Międzychodzie koło Śremu niedaleko Poznania. Tam na uczestników czekała ekstremalna jazda zestawem z naczepą po płytach poślizgowych, a jedynym kryterium zwycięstwa stanowił czas przejazdu.
- Najbardziej bałem się właśnie tej płyty poślizgowej. Nigdy nie jeździłem po czymś takim, nawet osobówką, stąd miałem obawy czy sobie poradzę - komentuje młody kierowca. - Z drugiej strony zgłosiłem się do konkursu właśnie dlatego, że była tam jazda po płycie poślizgowej, więc chciałem zobaczyć jak to jest, jak zachowuje się zestaw podczas poślizgu.
Podczas kwalifikacji Mateusz i inni kierowcy prowadzili zestaw z 21 - tonowym ładunkiem na naczepie, przez co manewrowanie było łatwiejsze, a całość lepiej trzymała się drogi.
W finale dodatkowym utrudnieniem stała się pusta naczepa ciężarówki, przez co zestaw łatwiej wpadał w poślizg. Wszystkie manewry trzeba było wykonywać odpowiednio wolno, aby nie wylecieć z trasy.
Tylko 0,5 sekundy
- Były zakręty i rondo, slalom na płycie poślizgowej i wąskie bramki do przejechania. Trzeba było przejechać szybko, ale również precyzyjnie, aby nie potrącić żadnego z rozstawionych przy trasie pachołków. Nie było zawrotnych prędkości, ale udało mi się rozpędzić do 60 kilometrów na godzinę, co bardzo poprawiło czas przejazdu - mówi Mateusz i dodaje: - Jak udało mi się osiągnąć najlepszy czas, tego naprawdę nie wiem. Po prostu wsiadłem i pojechałem.
Okazało się, że różnice pomiędzy najlepszymi kierowcami są naprawdę niewielkie. Zwolenianin pokonał tor w czasie 3 minut 47,6 sekund. Kolejny był wolniejszy o... 0,5 sekundy. W ten sposób zdobył zaszczytny, bo jedyny w Polsce tytuł najlepszego młodego kierowcy 2016.
Pośpiech niewskazany, ale...
Jak opowiada kierowca zwoleńskiej firmy, w prawdziwym życiu pośpiech na drodze jest niewskazany.
- Teoretycznie wszystko powinno być tak zaplanowane, aby kierowca nie musiał się spieszyć, ale tak nie jest. Wiele zależy od pracy magazynów. Załadunek jest wyznaczony na przykład na godzinę 13, a zaczynają ładować po 17, a awizacja rozładunku wcale się nie zmienia. Wszystko zostaje w rękach kierowcy, który musi wyrobić się na czas, przejechać bezpiecznie i nie uszkodzić ładunku - zauważa Mateusz, dodając, że na rynku pracy brakuje dobrych kierowców z doświadczeniem, przez co firmy transportowe powoli zaczynają doceniać ich pracę, również finansowo.
Wygrał też... podróż poślubną
Tytuł najlepszego kierowcy miał też dla niego wymierną korzyść. Oprócz statuetki i dyplomu wygrał również wycieczkę zagraniczna, na którą pojechał z żoną Katarzyną. - Tak się akurat złożyło, że w sobotę mieliśmy ślub, a we wtorek wylecieliśmy do ciepłych krajów w podróż poślubną - cieszy się Mateusz Grzeszczyk. - Żona była zachwycona, a ja wciąż jestem podwójnie szczęśliwy.