42 kilometry i 6 tysięcy dla fundacji
- Ty płacisz, ja biegnę - rzucił hasło Sławomir Wesołowski i... zebrał okrągłą sumę na walkę z rakiem. Tyle że najpierw musiał pokonać maraton. A nie jest biegaczem i nie miał wiele czasu, żeby trenować
- Chłopie, masz już 20 lat, nie jesteś już dzieckiem, niedługo będziesz musiał sam o wszystkim decydować, ze wszystkim sobie radzić, pora dorosnąć! - tak samemu sobie niecałe pół roku temu powiedział Sławomir Wesołowski, student gorzowskiego AWF-u i prezes klubu piłkarskiego z Białcza koło Witnicy.
Sławomir Wesołowski miał też trzy wielkie marzenia. Pierwsze: mieć supersylwetkę. Udało się, zrzucił 13 kg. Kolejne - przebiec maraton. I ostatnie- pomóc potrzebującym. Dwa ostatnie postanowił zrealizować jednocześnie. I zrealizował.
Pomysł, jak to zrobić, przyszedł… w okolicach sylwestra. - Jak to zwykle bywa… Mówią: nowy rok, nowy ja. Tak samo sobie pomyślałem. Zawsze dużo gadałem, ale mało robiłem, miałem taki słomiany zapał. A w tym roku postanowiłem to zmienić - mówi Wesołowski.
No to się zaczęło: zdrowie odżywianie, treningi, całkowita rezygnacja z alkoholu i... 23 kwietnia student przebiegł Orlen Warsaw Marathon.
Jednak zanim to zrobił, zobowiązał (i to pisemnymi umowami!) kilkanaście osób do wpłacenia pewnej sum (oczywiście ujętej w umowie) na konto fundacji Cancer Fighters, która zajmuje się głównie motywowaniem dzieci do walki z rakiem. - Finansujemy leczenie, ale też współpracujemy z zawodnikami sztuk walki. Chodzi nam o to, żeby wchodząc do kliniki, zachęcali dzieci do walki z chorobą. Tak jak brzmi dewiza fundacji: diagnoza to nie wyrok. To jedynie impuls do pokazania swojej wewnętrznej siły - mówi Marek Kopyść, pochodzący z Gorzowa szef i założyciel fundacji, która działa w Gorzowie, Szczecinie, Wrocławiu i Olsztynie. Marek Kopyść sam też wygrał z rakiem, gdy miał 15 lat. - Cały czas byłem pozytywnie nastawiony i to mi pomogło - przekonuje dzisiaj.
Oczywiście realizując swój plan Sławomir Wesołowski też ryzykował. Gdyby nie udało mu się przebiec maratonu, sam musiałby wpłacić 2 tys. zł na konto fundacji. Dlaczego akurat tyle? - Policzyliśmy z Markiem, że właśnie tyle łącznie zadeklarują ludzie - tłumaczy. Ale efekt zbiórki przerósł najśmielsze oczekiwania. Biegacz zebrał 6,2 tys. zł!
- Największa wpłata? Około 400 zł - mówi Sławomr. I dodaje, że jedna z jego znajomych zaproponowała, że wpłaci 1 tys. zł. - Ale się nie zgodziłem. 1 tys. zł za to, że ja pobiegnę w maratonie? Mój bieg nie jest tyle wart - mówi skromnie student. Znajomej zaproponował, żeby pieniądze podzieliła i wysłała do różnych fundacji. Inni uczestnicy akcji nieraz wpłacali tylko symboliczne pieniądze. - Najmniejsza wpłata to 20 zł, ale to też jest bardzo potrzebne - podkreśla maratończyk z AWF-u.
Sam bieg prosty nie był. Sławek z maratonem miał do czynienia po raz pierwszy, choć niecały miesiąc wcześniej w Poznaniu przebiegł półmaraton. W dodatku na przygotowania miał zaledwie 4 miesiące. - Za mało... Do 28. kilometra czułem się świetnie, choć dystanse, które pokonywałem na treningach, nie przekraczały 20 km. Najgorszy był 33. kilometr. Wtedy już miałem ochotę zejść z trasy - wspomina i dziękuje swojej uczelni, bo bardzo mu pomogła w przygotowaniach).
- Jesteśmy pod wielkim wrażeniem - mówi dr Eleonora Sikora z zakładu gier sportowych AWF-u. Sama wpłaciła na akcję 200 zł.