500 zł na dziecko. Wystarczy na chleb i spełnienie marzeń
- W końcu każda z córek będzie miała swoje łóżko - cieszy się Katarzyna Sikorska z Bydgoszczy. Pieniądze wyda też na bieżące potrzeby, zajęcia pozalekcyjne i wyjazd nad morze, o którym marzą.
Stara kamienica w bydgoskim Śródmieściu, mieszkanie na pierwszym piętrze. Czysto, schludnie, stół przykryty białą serwetką. W drzwiach pani Katarzyna, a za nią w chodziku 11-miesięczna Michalina. - To moja najmłodsza pociecha. Jest też 5-letnia Julia, 6-letnia Weronika, 15-letnia Patrycja, 17-letnia Dominika i rodzynek - 4-letni Fabian. Sama muszę utrzymać dzieci, bo na tatusiów nie mogę liczyć. Ojciec tych młodszych co najwyżej kupi dla nich słodycze albo chwilę ich popilnuje - opowiada pani Katarzyna.
Bydgoszczanka jeszcze do końca poprzedniego roku pracowała w sklepie. Była to umowa śmieciowa, okresowa i wygasła. Teraz zostały jej alimenty z Funduszu Alimentacyjnego oraz zasiłki rodzinne. Pomaga też opieka społeczna. Młodszym dzieciom opłaca przedszkole i obiady, starszym również finansuje posiłki w szkole. Pani Katarzyna dostaje też dodatek mieszkaniowy.
- Muszę naprawdę się mocno nagimnastykować, by związać koniec z końcem. Przecież nie mogę nie zapłacić czynszu czy innych opłat. A jedzenie też sporo kosztuje. Pani wie, że miesięcznie pijemy aż 60 litrów mleka? Cieszę się z zapowiadanych 500 złotych na dziecko. To będzie naprawdę bardzo duża pomoc dla osób takich jak ja. Moje dochody są na tyle niskie, że otrzymam pieniądze na wszystkie dzieci. Dobrze, żeby tylko rząd nie zmienił zdania i tej pomocy nie wliczał do dochodu, bo wówczas straciłabym inną pomoc - mówi bydgoszczanka.
Jak dodaje, w pierwszej kolejności ze wspomnianych 500 zł na dziecko sfinansuje najbardziej potrzebne wydatki. - Kupię łóżka dla każdej z córek, by dwie nie musiały spać razem na wersalce. Pieniądze wydam też na zakup żywności i środków czystości. Niedługo będą wakacje, a młodsze dzieci marzą o tym, by zobaczyć morze. Rok temu byliśmy nad jeziorem. Mówiłam im, że morze jest znacznie większe. Trudno im było sobie to wyobrazić - śmieje się pani Katarzyna.
Mówi też, że jej pociechy chętnie wybrałyby się na basen, bo jeszcze nigdy nie były. Marzą też o rodzinnym wypadzie do kina. - Mamy Bydgoską Kartę Rodzinną, ale z nią zniżka na każdy bilet to zaledwie 2 zł. Co to jest?! Po wakacjach chciałabym też zapisać dzieci na zajęcia pozalekcyjne, by mogły doskonalić swoje umiejętności. Weronika pięknie rysuje, Julka jest bardzo dobra z angielskiego, a Fabian chciałby uprawiać boks. Z kolei Dominika trenowała koszykówkę, ale doznała kontuzji. Na rehabilitację z Funduszu Zdrowia trzeba czekać miesiącami. Pieniądze, które otrzymam, na pewno wydam też na prywatne zabiegi - podsumowuje Katarzyna Sikorska.
500 zł na dziecko bardzo podreperuje również domowy budżet Moniki Kurpik z Bydgoszczy, samotnie wychowującej 14-letniego Tomka, 12-letniego Kacpra, 6-letniego Nikodema, 5-letnią Marikę, 3-letnią Lenę oraz 8-miesięcznego Huberta. - Mam etat w sklepie. Obecnie jestem na urlopie rodzicielskim. Potem planuję wychowawczy do momentu aż Hubert nie pójdzie do przedszkola. Mam kochane dzieci. Starsi chłopcy opiekują się młodszym rodzeństwem, ale przecież nie mogą zawalać szkoły. Pomaga mi też tata najmłodszego synka, ale nie mieszkamy razem - opowiada pani Monika.
Z dopięciem domowego budżetu bydgoszczanka musi sobie radzić sama. Ma zasiłek macierzyński, alimenty, zasiłki z opieki. - Jakoś dajemy radę. Muszę wrócić za jakiś czas do pracy, bo przecież emerytura mi nie spadnie z nieba. Muszę ją sobie wypracować - przekonuje.
Jak wyliczyła, wkrótce miesięcznie będzie na dzieci dostawać 3 tys. zł. - To dla mnie bardzo duży zastrzyk gotówki. Rozmawiałam już z dziećmi, na co przeznaczymy pieniądze w pierwszej kolejności. Na pewno kupimy krzesło do biurka, które dostaliśmy ze Szlachetnej Paczki. Chłopcy, odrabiając lekcje, siadają na fotelu i przystawiają go do biurka. Niestety, nie jest to dobre dla ich kręgosłupów. Pieniądze też wydamy na jedzenie i środki czystości. Przy takiej gromadzie naprawdę dużo ich potrzebujemy. Dzieci marzą też o wyjeździe nad morze, choćby na jeden dzień, bez noclegu. Jeden syn trenuje piłkę nożną. Chciałby wyjechać na zawody, ale wcześniej nie mogliśmy sobie na to pozwolić. Teraz już będzie to możliwe, podobnie jak zapisanie drugiego syna na kajakarstwo. Zawsze starałam się uczyć dzieci, że jeśli nie stać nas na daną rzecz czy zabawkę, to nie wymuszają jej. Nigdy nie zrobiły mi żadnej sceny w sklepie. Teraz, na szczęście, będę mogła zrealizować ich mniejsze marzenia - podsumowuje bydgoszczanka.
Pierwsze 1000 zł, które dodatkowo wpadnie do budżetu Marty i Jacka Makowskich z Inowrocławia, już zostało zagospodarowane. - I to po długiej rodzinnej dyskusji przy okrągłym stole. Brały w niej udział wszystkie nasze pociechy, czyli 8-letnie bliźniaczki Julka i Antosia oraz 4-letni Staś - śmieją się nasi prenumeratorzy.
Pani Marta pracuje w biurze, pan Jacek jest kierowcą. - Nie narzekamy, bo co roku udaje nam się odłożyć pieniądze, by naszą gromadkę zabrać nad morze czy jezioro. Ucieszyliśmy się, że załapiemy się na rządowy program. Dostaniemy pieniądze na dwoje dzieci, czyli tysiąc złotych. Mają być wypłacane od kwietnia, więc zdecydowaliśmy, że przeznaczymy je na rodzinny wyjazd do Warszawy, by zobaczyć Centrum Nauki Kopernik. To marzenie dziewczynek. Obiecaliśmy też, że każde dziecko będzie mogło sobie wybrać zabawkę, o której marzy. Wspólnie wybierzemy się też do aquaparku. Resztę pieniędzy pochłoną codzienne wydatki - przekonuje pani Marta.
Z mężem zdecydowali, że od września zapiszą Julkę i Antosię na dodatkowy angielski w szkole językowej. - Dziewczyny mają smykałkę do tego języka. Niech się uczą - słyszymy.
Na naukę języków stawiają też Zofia i Marek Szpakowscy z Bydgoszczy, rodzice 23-letniej Sylwii, 21-letniej Patrycji, 16-letniej Oliwii, 13-letniej Julii, 11-letniego Maksymiliana oraz 7-letniego Antoniego. - Z mężem wychodzimy z założenia, że w dzisiejszych czasach młodzi ludzie muszą znać dobrze jeden język obcy. Nawet gdyby ukończyły dobre studia, a nie znały perfekt angielskiego czy niemieckiego, to miałyby mniejsze szanse na znalezienie dobrej pracy. Dlatego też pieniądze, które dostaniemy na dzieci, przeznaczymy głównie na naukę języków obcych. Kupimy też książki, bo wszystkie dzieci bardzo lubią czytać. Wystarczy też, by gdzieś całą rodziną wyjechać na wakacje - zapewnia pani Zofia.
Jak mówi, najstarsza córka studiuje informatykę na Politechnice Warszawskiej, młodsza fizjoterapię w Bydgoszczy. Patrycja mieszka jeszcze z nimi, ale ponieważ już ma ukończone 18 lat, to pomoc na nią nie będzie przysługiwać. Na pozostałe dzieci dostaną pieniądze.
Choć oboje z mężem ciężko pracują, to ledwie wiążą koniec z końcem. Pan Marek jest ślusarzem-spawaczem. Po zakończeniu jednej pracy biegnie do drugiej. Pani Zofia pracuje na pół etatu w ogrodnictwie. Domowy budżet zawsze podratują też zasiłki rodzinne.
- Czasem słyszymy, że po co mamy aż szóstkę dzieci. Wówczas odpowiadam, że ani przez sekundę nie żałujemy, że nasza rodzina jest taka liczna. Dzieci naprawdę mamy wspaniałe. Dobrze się uczą i nie sprawiają żadnych kłopotów wychowawczych. Są naszą radością. Poza tym dzieci to przyszłość narodu - mówi pani Zofia.
Liczną rodziną może się pochwalić również pan Marek, przedsiębiorca z Grudziądza. - Prowadzę własną firmę i zarabiam prawie 20 tys. zł miesięcznie. Żona nie musi pracować. Mamy czworo dzieci. Najstarszy syn Bartek ma 16 lat, więc teoretycznie pomoc należy nam się na trójkę. 1500 zł już kole w oczy moich podwładnych. Raz usłyszałem, jak szeptali w kuchni w firmie, że są ciekawi, czy pan prezes wyciągnie do państwa rękę po jałmużnę, którą jego żona wyda na waciki. Mam być głupi i nie brać pieniędzy, skoro mi dają? - pyta grudziądzanin.