55 lat temu spłonęła wieża bazyliki w Rybniku. Tak jak niedawno dach katedry w Sosnowcu
To było ciepłe, październikowe popołudnie. W kościele pod wezwaniem św. Antoniego w Rybniku zakończyło się nabożeństwo różańcowe. Kilkadziesiąt minut później pierwsze płomienie buchały z kościelnej wieży.
- Pamiętam tylko tyle, że razem z rodzicami patrzyliśmy z okna, jak wieża u św. Antoniego w Rybniku płonie jak pochodnia. Płomienie widać było z daleka - mówi pan Antonii, dziś 65-letni mieszkaniec jednej z kamienic przy ulicy Kościuszki.
Do tragicznego pożaru, który wstrząsnął mieszkańcami Rybnika doszło w czwartek, 14 października 1959 roku. Kilka dni temu minęło dokładnie 55 lat od tej pamiętnej daty. Po tym, jak w nocy 29 października spłonął dach katedry w Sosnowcu, u mieszkańców Rybnika ożyły wspomnienia.
- Pożar rozpoczął się od organów, drugie ognisko powstało przy sygnaturce pomiędzy wieżami. Jako przyczynę pożaru podano przełączenie prądu z 120 V na 22 V. Jednak z informacji kościelnych wynika, że główny przełącznik został wyłączony o 21.30 po zakończeniu nabożeństwa różańcowego i nauki stanowej dla młodzieży męskiej. Jaki był więc powód zapalenia świątyni - nie wiadomo - mówi mgr Aleksandra Grabiec z Muzeum w Rybniku, która badała dokumenty dotyczące feralnej nocy sprzed 55 laty.
Północna wieża zabytkowej świątyni, wzniesionej na początku XX wieku, płonęła błyskawicznie. Pod murami zaczęli gromadzić się mieszkańcy okolicznych domów. Z niedowierzaniem obserwowali akcję ratowniczą.
- Jak wspominają naoczni świadkowie, zawiadomiona natychmiast straż pożarna, wysłała swojego pracownika, celem sprawdzenia zgłoszenia. Jednostki straży przyjechały później, korzystając w czasie akcji z wody znajdującej się w basenie przeciwpożarowym przy pobliskiej przychodni specjalistycznej. Zapasy wody szybko się jednak skończyły, korzystano więc potem z potoku mieszczącego się przy Zakładach Mięsnych - mówi Aleksandra Grabiec. Z płomieniami trawiącymi wieżę walczyli strażacy z Rybnika, ściągnięto pomoc z Wodzisławia i Raciborza oraz okoliczne jednostki OSP. Żaden z wozów nie dysponował jednak drabiną tak długą, jak wysokie są kościelne wieże. Te - przypomnijmy - mają ok. 95 metrów wysokości. Wieże spisano w zasadzie na straty, strażacy robi jednak co mogli, by ocalić dach świątyni, drugą wieżę i resztę murów , by przynajmniej je udało się ocalić od płomieni.
- Do Rybnika ściągnięto nawet wozy z Gliwic i Bielska. Akcja gaszenia pożaru trwała do późnych godzin popołudniowych następnego dnia. Spłonęło ok. 2/3 drewnianej konstrukcji dachowej wraz z sygnaturką oraz wszystkie elementy drewniane wieży od strony ulicy Mikołowskiej. Zniszczona została polichromia kościoła. W skutek przegrzania uległa zniszczeniu znaczna część tynków sklepienia. Ponadto spłonęły organy. Powstałe szkody oszacowano na 30 milionów złotych - podkreśla Aleksandra Grabiec.
Gdy w końcu walka z płomieniami się zakończyła, oczom rybniczan ukazał się przerażający widok. Jeden z najstarszych kościołów w regionie, wizytówka miasta, bez jednej ze strzelistych wież, wyglądał dramatycznie. Ludzie załamywali ręce. Nikt jednak nie odwrócił się parafii plecami, bo do odbudowy zabytkowej świątyni przystąpiono już w kilka dni po fatalnym pożarze.
- W pierwszą niedzielę po pożarze nie odbyło się w kościele nabożeństwo, a niedzielną mszę odprawiono w kościele pod wezwaniem Matki Boskiej Bolesnej. Do odbudowy kościoła przystąpiono zaraz w poniedziałek. Chętnych do pracy nie brakowało. Najpierw przystąpiono do remontu dachu - podkreśla historyczka z muzeum.
Niezwykły dokument, pokazując jak błyskawicznie postępowały prace przy odbudowie spalonej świątyni, zobaczyć można między innymi na niezwykłym, dokumentalnym filmie, który wyświetlany jest w muzeum w Rybniku w ramach wystawy stałej zatytułowanej "Rybnik Nasze Miasto". Widać na nim, jak budowlańcy montują nowe bele na dachu, układają jego pokrycie, remontują ważące 20 ton witraże, oraz układają kolejne drewniane bale na spalonym dachu wieży. Prace remontowe trwały tam do połowy grudnia, i w tak krótkim czasie pokryto dach, prowizorycznie zabezpieczając spaloną wieżę przed zimą. Całkowity remont wieży nastąpił wiele lat później. Bez pomocy wiernych nie byłoby to możliwe.
Dziś Bazyliki, jej zabytkowe mury, strzeliste wieże to jedna z najpiękniejszych wizytówek miasta. Podczas niedawnego remontu kościelnych murów zadbano także o jej bezpieczeństwo w razie pożaru. W wieżach zamontowano system zraszania przestrzeni w razie pożaru. Strażackie drabiny nie byłyby w razie tragedii już potrzebne.