Od 15 do 28 października 1962 r. - te dwa tygodnie zimnej wojny historycy nazwali kryzysem kubańskim, apogeum zwarcia Związku Radzieckiego i USA.
W 1962 r. wydawałoby się, że po inwazji w Zatoce Świń, którą Amerykanie przeprowadzili w kwietniu 1961 r., oba mocarstwa dążyć będą do stabilizacji, ale w odpowiedzi Nikita Chruszczow sprowokował jeszcze bardziej niebezpieczny kryzys. Jego centrum znów była Kuba.
Blokada wyspy
Można powiedzieć, że wydarzenia z jesieni 1962 r. miały dwa zasadnicze cele. Jednym było udzielenie przez ZSRR militarnej pomocy rządowi Fidela Castro przed kolejnymi amerykańskimi próbami inwazji. Drugim celem było zagrożenie samej Ameryce poprzez zainstalowanie na Kubie radzieckich rakiet średniego zasięgu.
Dlatego w maju tego roku Chruszczow uzgodnił z Castro plan tzw. „Operacji Anadyr”, w której ramach Rosjanie mieli potajemnie rozmieścić na Kubie 36 pocisków balistycznych średniego zasięgu R-12 oraz czterdzieści dwa nuklearne bombowce Iliuszin Ił-28, zdolne zagrozić bezpośrednio wielkim miastom w Stanach.
„Ponadto Kuby miały bronić cztery zmechanizowane pułki piechoty, dwa pułki mobilnego systemu rakietowego wyposażone w głowice nuklearne zamontowane w pociskach - tzw. FKR (akronim od rosyjskiej nazwy Frontowaja Kryliatnaja Rakieta), tuzin taktycznych balistycznych rakiet Łuna o zasięgu około pięćdziesięciu kilometrów, czterdzieści myśliwców oraz siły morskie włącznie z podwodnymi okrętami rakietowymi” - czytamy w książce Rodricka Braithwaite’a „Armagedon i paranoja. Zimna wojna - nuklearna konfrontacja”.
Gromyko zaprzecza
Amerykański wywiad USA doniósł na początku sierpnia 1962 r. o dziwnych budowlach na Kubie oraz wzmożonym ruchu radzieckich statków w kubańskich portach. Prezydent USA John F. Kennedy wprowadził więc kwarantannę morską Kuby (blokadę transportu środków bojowych) i zażądał wycofania rakiet. Potencjalny globalny konflikt nuklearny nabrał realnych kształtów, gdy do Kuby zaczęły się zbliżać radzieckie statki wiozące kolejne materiały militarne.
15 października wywiadowcze samoloty U-2 wróciły z fotografiami kubańskiej bazy San Cristobal pokazującymi, że przygotowywane są tam stanowiska na pociski rakietowe. Trzy dni później, gdy fotografie znajdowały się na biurku Kennedy’ego, radziecki minister spraw zagranicznych Andriej Gromyko składał mu akurat wizytę. Zapytany przez prezydenta o poczynania Rosjan na Kubie Gromyko wszystkiemu zaprzeczył.
Wydawało się, że konflikt jest nieunikniony. Na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego w sprawie zarządzania kryzysem - tzw. ExCom (Executive Committee) - szefowie sztabów uznali, że rakiety na Kubie w poważny sposób wpłyną na równowagę strategiczną. Tylko Robert McNamara, ówczesny sekretarz obrony USA, uważał, że przewaga wciąż leży po stronie USA i wojna nie wybuchnie: twierdził, że Amerykanie mają ok. pięciu tys. strategicznych głowic, podczas gdy Związek Sowiecki miał ich tylko 300.
Bomby na Hawanę
W ciągu następnych kilku dni wypadki potoczyły się błyskawicznie. 22 października prezydent Kennedy zakomunikował narodowi i całemu światu w orędziu telewizyjnym, że na Kubie rozmieszczono radzieckie rakiety z głowicami atomowymi. W tym samym momencie zarządził „defensywną kwarantannę” morską i powietrzną Kuby, co oznaczało w praktyce, że Amerykanie zatrzymają siłą radzieckie statki z bronią płynące na Kubę. Propagandy ZSRR i krajów socjalistycznych uznały to niemal za casus belli.
Jednocześnie prezydent USA zażądał wycofania z Kuby rakiet z głowicami nuklearnymi wymierzonych w terytorium Stanów. 23 października amerykańskie okręty otoczyły Kubę i ustanowiły jej blokadę. Z odtajnionych po latach dokumentów wynika, że Waszyngton był wręcz zdecydowany dokonać masowego bombardowania Hawany i całego terytorium Kuby w przypadku, gdyby Moskwa nie zgodziła się jednoznacznie na demontaż wyrzutni i wycofanie rakiet.
24 października Amerykanie poinformowali Moskwę, że jeśli natrafią na jakiś okręt podwodny, zrzucą w jego pobliżu nieszkodliwy granat wybuchowy jako sygnał, żeby się wynurzył. „Nie jest jasne, czy wiadomość ta dotarła do radzieckich okrętów podwodnych, lecz amerykańskie okręty nękały je teraz nie tylko granatami, które słychać było jak miny głębinowe, ale też stwarzając wrażenie, że zamierzają je staranować, a w jednym wypadku upozorowano nawet wystrzelenie torpedy. Jeden po drugim okręty podwodne musiały się wynurzyć z rozładowanymi akumulatorami i niesprawnymi silnikami. (…) Po powrocie do Murmańska kapitanowie spotkali się z krytyką za uległość wobec przymusu zastosowanego przez Amerykanów. Powinni byli użyć torped lub zatonąć w swoich łodziach podwodnych” - pisze w swojej książce Braithwaite.
Śmierć Andersona
Podczas gdy cały świat z zapartym tchem obserwował wydarzenia na Karaibach, między USA i ZSRR toczyły się tajne rokowania. Próbę nerwów wygrali Amerykanie. Po demonstracji siły amerykańskiej marynarki Chruszczow oświadczył, że zgadza się wycofać swe statki płynące na Kubę. Wydawało się, że sytuacja zmierza do deeskalacji
Okazało się jednak, że już następnego dnia Moskwa nieoczekiwanie zmieniła zdanie i usztywniła swoje stanowisko, oświadczając, że potraktuje „kwarantannę” jako „agresję” i że nie wycofa swoich okrętów. Kapitanowie radzieckich statków otrzymali jednak najwyraźniej instrukcję, aby unikać bezpośrednich incydentów z jednostkami amerykańskimi. Zmniejszyli prędkość, zaczęli manewrować, a niektórzy zawrócili.
27 października, w najgorętszym momencie kryzysu, doszło do incydentu, który mógł zaważyć na losach świata. W trakcie kolejnej tury dramatycznych tajnych rokowań między Waszyngtonem a Moskwą radziecka bateria rakiet SAM-2 zestrzeliła amerykański samolot szpiegowski U-2 w misji zwiadowczej nad zachodnią Kubą. Pilot - mjr Rudolf Anderson zginął.
Dzień ten zachodnie media nazwały „czarną sobotą”. Świat dosłownie zamarł. Dziś wiemy, że na lotniskach w Stanach grzały silniki 23 bombowce B-52, uzbrojone w bomby nuklearne. W stan gotowości postawiono również wycofywane już ze służby stratojety B-47 i ponad 500 myśliwców przechwytujących z bronią nuklearną na pokładzie.
Porozumienie
Historycy lubią mówić, że katastrofie kubańskiej zapobiegło „osiągnięte w ostatniej chwili porozumienie między USA i ZSRR”. Ponoć, niezależnie od toczących się tajnych rozmów dyplomatycznych, decydujące okazało się spotkanie prokuratora generalnego USA Roberta Kennedy’ego, brata prezydenta, z ambasadorem ZSRR Anatolijem Dobryninem.
28 października Waszyngton triumfalnie ogłosił news, który błyskawicznie przechwyciły wszystkie agencje światowe: „Rosjanie wycofają z Kuby swoje rakiety”.
Tego samego dnia Chruszczow oznajmił, że osiągnął z Kennedym porozumienie w sprawie wycofania z Kuby radzieckich głowic atomowych „w zamian za zobowiązanie, że USA nie dokonają inwazji na Kubę”.
Podobno Kennedy prywatnie zapewnił Chruszczowa, że Amerykanie wycofają swoje rakiety Thor i Jupiter również z Turcji. Komentatorzy podkreślali, że Chruszczow zagrał z brawurą i niebezpiecznie, a pewien brytyjski obserwator tych wydarzeń skomentował później, „że osiągnął to, co sobie wytyczył, chociaż niekoniecznie w zamierzony sposób”.
Nie wszyscy byli dlań tak łaskawi w ocenach. Towarzysze Chruszczowa wykorzystali jego „klęskę na Kubie” i ostatecznie zmusili go do ustąpienia z urzędu dwa lata później. Również nie wszyscy po amerykańskiej stronie byli zadowoleni. Curtis LeMay, w czasie kryzysu kubańskiego szef sztabu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, publicznie przekonywał, że „Amerykanie powinni byli zaatakować Kubę i zniszczyć ulokowane tam sowieckie rakiety”, a nie pertraktować.
Ulga świata
20 listopada 1962 r. odpłynęła z Kuby ostatnia rosyjska rakieta, a USA zniosła blokadę wyspy. Gdy Hawana dowiedziała się o tym, że Rosjanie wycofują rakiety, w centrum stolicy Kuby pojawili się demonstranci wznoszący okrzyki: „Nikita, Nikita, lo que se da, no se quita”, co oznacza w wolnym przekładzie „Nikita, Nikita, kto daje i odbiera...”.
Cytowany tu kilkakrotnie Rodrick Braithwaite odnalazł w archiwach amerykańskich notatkę jednego z wyższych rangą amerykańskich urzędników, który pod koniec października rozmawiał z wiceministrem spraw zagranicznych ZSRR Wasilijem Kuzniecowem. Kuzniecow powiedział mu: „Tym razem wam się udało, ale to ostatni raz”.
Z kolei Robert Dallek, jeden z biografów Kennedy’ego, zauważył, że w ciągu 13 dni kryzysu kubańskiego „prezydent zmienił się w prawdziwego męża stanu”. Nie był - dodajmy - nim zbyt długo. 22 listopada 1963 r. został zastrzelony w Dallas.