65-letni pacjent zmarł w szpitalu w Lubaczowie. Czy lekarz pogotowia był pijany na dyżurze? Sprawę bada prokuratura
65-letni mieszkaniec Starych Oleszyc nagle źle się poczuł. Rodzina wezwała pogotowie ratunkowe z Lubaczowa. Trzy godziny później mężczyzna już nie żył. Rodzina ma żal do lekarza z zespołu ratunkowego. Sprawą zajęła się prokuratura.
O sprawie w poniedziałek poinformował dziennik „Fakt”. Do dramatycznych wydarzeń doszło w sobotę, 19 stycznia. 65-letni pan Grzegorz wrócił ze sklepu, wykonywał obowiązki przy domu. Źle się poczuł, uskarżał się na bóle brzucha. Cierpły mu ręce, miał trudności w oddychaniu, nie mógł się położyć. Ok. godz. 13 rodzina wezwała pogotowie ratunkowe.
Brzuch? Na to jeszcze nikt nie umarł
Przyjechała załoga Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Lubaczowie. Do domu chorego weszli ratownicy medyczni. Jak wynika z relacji „Faktu”, lekarz „został w karetce i palił papierosa”.
Dwa razy do niego wychodziłam. Prosiłam, aby się pospieszył. W końcu wszedł do pokoju i stanął pod ścianą. Nawet nie pochylił się nad pacjentem, nie osłuchał go, ani nie dotknął palcem. Zapytał tylko, co mu dolega. Jak usłyszał, że brzuch, stwierdził, że na to jeszcze nikt nie umarł
- dla dziennika „Fakt” o zdarzeniu opowiada wdowa po 65-latku.
W dalszej części artykułu m.in.:
- jak zdaniem rodziny zachowywał się lekarz
- co wydarzyło się w szpitalu
- prokuratura wszczyna śledztwo
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień