73 es (Tele) Dx z Białegostoku. Jak powstawała telewizja
W 1955 roku inżynier Zdzisław Olszewski z rozgłośni Polskiego Radia, na skonstruowanym przez siebie odbiorniku, zaczął jako pierwszy w Białymstoku oglądać programy telewizyjne stacji zagranicznych.
Telewizja to stały nasz domownik. Nieistotne czy oglądamy ją w tradycyjnym telewizorze, w komputerze czy w innych urządzeniach. Jest i tyle. Bez niej nie wiedzielibyśmy o ważnych wydarzeniach z Polski i całego świata. Dzięki niej dowiadujemy się też rzeczy, o których wcale nie potrzebujemy wiedzieć, że oto niedźwiedź dajmy na to w Bombaju poturbował tresera, bądź na Islandii wyrosła wielka dynia. Ale trzeba przyznać, że nawet takie „michałki” robią na nas jakieś wrażenie. Bo telewizja jest wszędzie i daje nam złudzenie, że i my tam jesteśmy.
O tym już w 1955 r. doskonale wiedział białostocki inżynier, pracownik miejscowej rozgłośni Polskiego Radia, Zdzisław Olszewski. Na skonstruowanym przez siebie odbiorniku zaczął jako pierwszy w Białymstoku oglądać „programy telewizyjne stacji zagranicznych”. O tym niezwykłym wydarzeniu opowiedział w specjalistycznym miesięczniku Radioamator w lipcu 1955 r. Wzbudził tym wyczynem zrozumiałe zaciekawienie współmieszkańców. Wśród zainteresowanych znaleźli się też członkowie Wojewódzkiego Klubu Łączności Ligi Przyjaciół Żołnierza. Przewodniczącym klubu był nie kto inny tylko inżynier Olszewski. Z jego inicjatywy, z indywidualnego hobby postanowiono „posunąć się nieco dalej, a mianowicie umożliwić wszystkim mieszkańcom Białegostoku odbiór telewizyjnego programu z Warszawy”.
Klub mieścił się przy Sienkiewicza 18 a i właśnie tam postanowiono zbudować doświadczalną stację telewizyjną. Zadanie postawiono sobie ambitne, aby na przełomie 1955 i 56 r. przejść pomyślnie próby stałego odbioru sygnału z Warszawy i następnie przekazać go „do wszystkich słuchaczy [sic] posiadających oczywiście odbiorniki”. Zakładano, że projekt ten napotka duże problemy techniczne. Olszewski informował, że „ogólnie zakłada się dotychczas, że zasięg stacji telewizyjnych nie przekracza 50 - 60 km, a odległość z Warszawy do Białegostoku wynosi w linii prostej około 150 km. W związku z tym realizacja planów może napotkać poważne trudności, które trzeba pokonać”. Nie zważając na to zaczęto kompletować niezbędny sprzęt.
Ta fantastyczna wizja zawładnęła umysłami białostoczan. Wtórowała im, podgrzewając wyobraźnię, Gazeta Białostocka. We wrześniu 1955 r. opisywała, jak to w swoim domu przy ulicy Drewnianej inżynier Olszewski oglądał mecze piłkarskie z Moskwy, finał Wimbledonu z Londynu czy program ze Sztokholmu. Wszystko to widział na własnej produkcji telewizorze Tele - amator 2. Anegdotycznie dodawano, że za maszt antenowy służyły mu karnisze od firanek, czemu sprzeciwiała się inżynierowa Olszewska. Ale i ona pewnie skapitulowała, gdy małżonek pstryk i przełączał na program z Paryża. Zdumieni czytelnicy czytali, że „aby widzieć te wszystkie ciekawostki inż. Olszewski wcale nie potrzebował opuszczać swego mieszkania. Wydarzenia te oglądał siedząc wygodnie w fotelu przed aparatem nie różniącym się na pierwszy rzut oka wcale od zwykłego odbiornika radiowego”. Rozpisywano się o niezwykłości Tele-amatora 2. Podkreślano też, że konstruktor wcale nie trzymał w tajemnicy tajników budowy swojego aparatu, a wręcz przeciwnie opowiadał i doradzał wszystkim, którzy chcieli mieć coś podobnego. Żądni wrażeń amatorzy telewizji schodzili się tłumnie do domu przy Drewnianej. Gazeta informowała, że „w mieszkaniu inżyniera zbierają się codziennie całe grupy młodzieży i starszych radioamatorów”.
Działalność Olszewskiego wkrótce znana była w całym kraju. Sprawą zainteresowały się też władze wojewódzkie. „Ustosunkowały się do tego projektu nie tylko pozytywnie, ale wręcz entuzjastycznie”.
To był dobry prognostyk, choć kluczowa rola i tak przypadała Ministerstwu Łączności. Ono zaś nie przewidywało do 1960 r. budowy stacji przekaźnikowej w Białymstoku. Jednak grupa zapaleńców zgromadzona wokół inżyniera Olszewskiego zapowiadała, że taką stację wybuduje własnymi siłami. Przy okazji snuto projekty, że aparat zbudowany przez białostockiego inżyniera może stać się „zalążkiem do rozwinięcia polskiej produkcji uniwersalnych telewizorów”. Gazeta Białostocka rzuciła hasło - „Świat się kurczy” i rozwijając je informowała czytelników, że „dzięki pracy i pasji Olszewskiego bezpośredni odbiór obrazów z Moskwy, Paryża czy Sztokholmu stanie się dostępny dla szerokich rzesz tele- amatorów”.
Optymizm jednak ostygł. W maju 1957 r. Gazeta informowała, że „na jesieni ubiegłego roku oraz w zimie i na wiosnę bieżącego roku związane z tym prace prawie że stały w miejscu. Ze względu na brak i trudności w nabyciu potrzebnego sprzętu nie mogliśmy należycie przygotować się do obecnych prób”. Trudnością była też słaba moc warszawskiego nadajnika. Nadzieje wiązano z zamontowaniem nowego na szczycie Pałacu Kultury i Nauki. 30 kwietnia 1956 r. nadajnik z warszawskiego pałacu zaczął działać. 1 i 2 maja „inż. Olszewskiemu i kol. Sienkiewiczowi udało się kilkakrotnie na ekranach odbiorników zauważyć sygnał z Warszawy. Co prawda był on bardzo słaby, raczej słabe jego kontury”. Wszystkiemu była winna niewystarczającej wysokości antena odbiornika. „Dopiero 4 maja, po podniesieniu nieco wyżej anteny, kontur sygnału nieco się poprawił. O godzinie 2.45 w czasie nadawania komunikatu - kroniki Wyścigu Pokoju - można było już zobaczyć tłumy ludzi, miasto, szosę, jadących kolarzy, kolarza usuwającego na szosie defekt, można było już chwilami rozróżnić kolory koszulek kolarzy itp.” Rozróżnianie kolorów dotyczyło oczywiście różnych odcieni szarości, bo obraz był czarno-biały.
Olszewski triumfował. Zapowiadał, że w najbliższych dniach będzie chciał przeprowadzić próbę umieszczenia anteny w najwyższych punktach miasta: na Wysokim Stoczku, na budynku wodociągu przy Młynowej, na wieży strażackiej przy Warszawskiej, wieży ciśnień pod Wasilkowem „i oczywiście - jeżeli uzyskamy zgodę, w co nie wątpimy - na wieży kościoła Św. Rocha”. Zapowiedział, że komunikaty o efektach tych prób podawane będą przy pomocy klubowej radiostacji. Przy okazji nie obyło się bez radio- tele - fonicznej kurtuazji. Kolegom z Warszawy i wszystkim zainteresowanym przesyłał komunikat „73 es (Tele) Dx”, co znaczyło „nasze najlepsze pozdrowienia i życzenia najlepszego, dalekiego zasięgu”.
Mijały jednak kolejne miesiące, a w sprawie telewizji w Białymstoku niewiele się zmieniało. Aby temat nie ostygł, w lutym 1957 r. ukazał się wywiad z Olszewskim w Gazecie Białostockiej. Już pierwsze pytanie było trafną diagnozą co w sprawie TV w Białymstoku się dzieje. Dziennikarz pytał - „Panie inżynierze, a co z telewizją? Nic jakoś nie słychać o stacji przekaźnikowej, którą miano budować w roku bieżącym w Białymstoku. Czy pan chociaż ogląda nadal programy telewizyjne z Warszawy i zagranicy?” Olszewski odpowiadał - „Proszę zajść kiedyś do mnie do domu i zobaczyć na ekranie”. Pytanie kolejne - „Codziennie?” Inżynier - „No, nie zawsze. Zależy od … warunków atmosferycznych”.
Od pierwszej fascynującej informacji o telewizji w Białymstoku mijały właśnie 2 lata, a jedynym szczęśliwcem, który oglądał „kontury” był ciągle inż. Olszewski z ul. Drewnianej. Swoją drogą to konia z rzędem temu kto by wskazał, że właśnie tu swój początek miała TVB. Dalsze odcinki telewizyjnego serialu za tydzień.