8 tysięcy kilometrów na traktorze. Jadą z Moniek do Etiopii
Marcin Obałek właśnie wyruszył swoim 50-letnim Ursusem w podróż przez Europę i Afrykę. Ciekawość świata to nie jedyny powód tej wyprawy.
Podróżnik wystartował z Moniek. A konkretnie z warsztatu przy Zespole Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych w Mońkach. Tutaj bowiem odbył się przegląd techniczny i niezbędne przeróbki pojazdu oraz przyczepy campingowej, na której złożono całe wyposażenie potrzebne podczas ekspedycji do Afryki.
- Od pewnego czasu współpracujemy z tą szkołą i wychodzi nam to bardzo dobrze - tłumaczy Marcin Obałek, podróżnik i współzałożyciel Klastra Wspierania Polskiej Gospodarki JEDNOŚĆ. - Chcemy trochę zaktywizować uczniów. Plan jest taki, by do Moniek przyjechali uczniowie kierunków rolniczych z Etiopii, a tam z kolei - w ramach wymiany - pojedzie grupa monieckiej młodzieży. Wszystko jest już ustalone, pozostaje jedynie kwestia doprecyzowania terminów.
Klaster współpracuje z międzynarodową korporacją BrasAfrica. Dzięki niej w Etiopii powstaje montownia polskich traktorów i części rolniczych.
Ursus stanie pod rzymskim Koloseum
W skład ekipy, która kilka dni temu wyruszyła na traktorach z Moniek do Etiopii, wchodzi też żona Marcina - białostoczanka Monika Filipiuk-Obałek oraz Ula Kisiel-Pańko z białostockiego zespołu Alu Bambu Pikczu. Ula podczas tej wyprawy będzie operatorem kamery.
- Ze Słowacji ruszymy w kierunku winnych piwniczek naszych bratanków - Madziarów, a dalej - jak przetrwamy mrozy, śniegi i przełęcze karpackie - nasz Ursus stanie pod Koloseum w Rzymie, skąd przecież pochodzi i gdzie narodziła się jego legenda - żartuje Marcin Obałek.
Kolejny etap to Palermo, skąd podróżnicy przeprawą się promem do Izraela. A stamtąd do Egiptu, Sudanu, by wreszcie dotrzeć do Etiopii. Z Moniek do Kairu jest 4 tys. km, a z Egiptu do Etiopii kolejne 3,5 tys. Podróżnicy mają więc do pokonania ok. 8 tys. km. Zważywszy na możliwości techniczne traktora, który może osiągnąć maksymalną prędkość 40 km na godz., wyprawa potrwa jakieś dwa miesiące.
Podlascy podróżnicy zaopatrzyli się w ciepłą odzież, śpiwory i karimaty. Po drodze zatrzymywać się będą tam, gdzie ktoś zechce im udzielić schronienia. U zwykłych ludzi, przy parafiach, a w miejscach bardziej egzotycznych - przy ośrodkach misyjnych. Jak zapewnia Marcin Obałek, ekipa nie potrzebuje luksusów. Wystarczy kawałek podłogi, gdzie jest ciepło i można sobie przygotować coś do jedzenia. Zwykle jednak, spotykają się z dużo lepszym przyjęciem niż przysłowiowy kąt. - Ludzie, zwłaszcza na wsiach, są bardzo życzliwi i pomocni - dodaje pochodzący z Poznania, a mieszkający w Białymstoku szef wyprawy.
Traktorem dookoła świata
Marcin Obałek nawiązał w tym celu współpracę z kilkoma podlaskimi firmami. Pierwszy etap Traktoriady miał miejsce kilka lat temu. Wówczas jego Ursus 6014 wyruszył na podbój Ameryki Południowej. Bo żadna maszyna nie daje takich możliwości w terenie jak traktor. Ekipa pod wodzą Obałka pokonała wówczas 20 tysięcy kilometrów po drogach Argentyny, Boliwii, Chile, Peru i Urugwaju. Przejechała m.in. przez dżunglę amazońską, ośnieżone przełęcze andyjskie, największe słone jezioro świata czy gorącą pustynię Atacama. Na miejscu wywoływała ogromne poruszenie. Członkowie wyprawy udzielili dziesiątki wywiadów miejscowym mediom.
- Przyjechała grupa wariatów z dalekiej Polski... - śmieje się Obałek wspominając, jak byli odbierani w Ameryce Południowej. - Także teraz chcielibyśmy wykorzystać to pozytywne zamieszanie wokół nas. Na pewno i w Afryce będziemy wzbudzać ciekawość, a i sami jeździmy po części z ciekawości świata - taki wyjazd to prawdziwa przygoda.
Zobaczcie, jaki mamy dobry ser i mleko!
- Ale przede wszystkim, chcemy wyjść do mieszkańców Afryki z przesłaniem: Zobaczcie, jaki mamy dobry sprzęt! Nasze traktory są w stanie dojechać na drugi koniec świata, mimo że mają 50 lat - kontynuuje Obałek. - Oczywiście powiemy, że mamy też producentów oferujących nowoczesne maszyny. I że poza traktorami mamy jeszcze sery, mleko. To wszystko tam na miejscu zareklamujemy. Punktem naszego honoru jest to, by stworzyć w Afryce sieć punktów dystrybucji polskiego sprzętu rolniczego i polskich produktów spożywczych. Oczywiście na początku bazujemy na podlaskich producentach.
Ekipa traktorzystów ma więc przed sobą misję. - To rodzaj patriotyzmu - wyjaśnia Obałek. - Można go manifestować na różne sposoby, na przykład idąc z flagą, i to też trzeba robić. Jak jest: do hymnu, to głośno śpiewamy. Ale warto też podejmować realne działania. Warto działać u podstaw, jak za naszych pradziadów, gdy Polski nie było na mapie, ale każdy robił swoje, przygotowywał grunt. Jesteśmy na takim etapie, że gros naszego przemysłu upadło, bądź trafiło nie w polskie ręce. Ale jesteśmy na tyle dużym i silnym narodem, że powinniśmy mieć świadomość, że wciąż dużo jesteśmy w stanie zbudować, odtworzyć. Jeszcze możemy to zrobić.
Jak dodają podlascy podróżnicy, chodzi o to, by każdy znalazł swój sposób, dzięki któremu przyczyni się choćby w niewielki sposób do rozwoju kraju. Jeden może promować polskie produkty za granicą, inny zaś zwracać uwagę na to, co kupuje w Polsce. Warto wiedzieć, skąd pochodzi truskawka, którą podaje nam sprzedawca. Jest krajowa, czy importowana? A buty, artykuły gospodarstwa domowego, czy rower dla dziecka? Warto kupować polskie.
- Mnie fajnie wychodzi to, co robię, ale komuś innemu nie musi. Dlatego chodzi o to, żeby wychodziło cokolwiek. Chodzi o to, żeby nie stać w miejscu - podkreśla przedstawiciel klastra JEDNOŚĆ. - Dobrze by było, gdybyśmy przestali być grupą konsumentów kupujących cokolwiek, a stali się świadomi klientami. Do tego jednak jest potrzebna edukacja.