Pani Barbara Penderecka-Piotrowska z Żor w woj. śląskim pokonała koronawirusa. Swoje 80. urodziny obchodziła na oddziale szpitala zakaźnego w Tychach. - Było bardzo źle, ale lekarze i pielęgniarki podarowali mi życie - opowiada.
W dobie niezbyt przyjemnych informacji można „wyłowić” i te pozytywne. W Polsce do tej pory wyzdrowiało 618 osób. Wśród nich jest pani Barbara Penderecka- Piotrowska. 80-letnia mieszkanka Żor po trzech tygodniach opuściła szpital zakaźny w Tychach. Choć było bardzo źle.
Wszystko zaczęło się w marcu od objawów zatrucia pokarmowego. Pani Barbara myślała, że doszło do tego w restauracji. Potem doszedł ból gardła, uszów, zatok, gorączka, biegunka.
- Byłam przekonana, że to grypa. Jednak objawów nie udało się zbić. Nie pomagała aspiryna i inne metody. 39 stopni Celsjusza utrzymywały się przez kilka dni. Z każdym kolejnym dniem czułam się coraz gorzej. Nie miałam sił. Nigdy tak nie chorowałam. Po tygodniu byłam bardzo słaba - opowiada pani Barbara Penderecka- Piotrowska.
Stan mieszkanki Żor się pogarszał. Nie mogła jeść i pić. Była coraz słabsza i majaczyła. Rodzina była przerażona. Ze względu na stan, jej dzieci zdecydowały wezwać karetkę. Żorscy ratownicy zachowali się bardzo odpowiedzialnie i nie zawieźli jej do szpitala miejskiego w Żorach, lecz po konsultacjach i z zachowaniem odpowiednich procedur bezpieczeństwa zdecydowali się na przewiezienie jej do szpitala zakaźnego w Tychach. Tam okazało się, że 80-latka ma koronawirusa.
Choroba postępowała błyskawicznie. Pacjentka trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej. Nasza rozmówczyni podkreśla wspaniałą postawę personelu szpitala w Tychach.
- Lekarze w tej dziedzinie przecież dopiero raczkowali. Byłam jedną z pierwszych pacjentek z koronawirusem w szpitalu. Opierali się na źródłach ze świata na temat tej choroby. Wdrożyli najnowsze metody leczenia, choć nikt nie był pewien czy to zadziała. Odpowiednio dobrano dla mnie antybiotyki. Podarowali mi życie. Jestem szczęśliwa, dumna i pełna uznania dla całego personelu szpitala w Tychach. Lekarze z doktor Beatą Puzanowską na czele, pielęgniarki, salowe. Wszyscy są bardzo zaangażowani. Narażają swoje życie. Nawet nie wiem komu dziękuję, bo nikogo nie mogłam rozpoznać za tymi kombinezonami i maskami. Wszyscy pracują z wielkim poświęceniem i odwagą - podkreśla pani Barbara Penderecka- Piotrowska, siostra niedawno zmarłego wybitnego kompozytora Krzysztofa Pendereckiego.
Pokonała wirusa
Mieszkanka Żor wyszła ze szpitala po trzech tygodniach w piątek (10 kwietnia). Dwa testy na obecność koronawirusa dały negatywny wynik, ale lekarze zalecili jej jeszcze dwutygodniową kwarantannę w domu.
- I tak chciałam się izolować, bo muszę odbudową moją odporność. Nie chciałabym też kogoś zarazić. Do końca miesiąca pozostaje mi ogródek - przyznaje nasza rozmówczyni.
Dodaje też, że nie obawia się izolacji.
- Każdy musi mieć swój świat. Lubię psychologię, filozofię, historię sztuki. Z dużą uwagą śledzę wiadomości o wynalazkach. Dla przykładu często też oglądam Viasat History. Brakuje czasu żeby to wszystko przeczytać, oglądnąć. Kiedyś była tylko literatura. Później doszło radio, następnie telewizja. Teraz jest jeszcze internet - tłumaczy pani Barbara Penderecka- Piotrowska.
Podkreśla, że receptą na długowieczność są pasja i plany życiowe. - Kiedy człowiek dąży do celu. Jeśli czegoś się nauczy, to sprawia mu radość, ma o czym myśleć, nie o smutnych sprawach - mówi Barbara Penderecka-Piotrowska.