A jednak... lubimy czytać!
Statystyczny Polak podobno nie czyta. Albo czyta bardzo mało. A jednak internetowy portal o czytaniu stał się sposobem na życie dla jego założycieli. Można? Można. Rozmowa z Izabelą Sadowską.
Ile książek czyta Pani miesięcznie?
Trudno powiedzieć. Czytam bardzo dużo, ale nie liczę ile. Tworząc taki serwis czyta się nie tylko to, co się lubi. W lubimyczytać.pl mamy spory zespół, więc dzielimy się tym, co czytamy, każdy ma ulubioną kategorię i często dyskutujemy o literaturze, więc czuję, jakbym czytała jeszcze więcej.
A jakie są Pani ulubione książki?
To jest duży przekrój od współczesnych powieści, przez polskie i skandynawskie kryminały, aż po reportaż. Nie jestem czytelnikiem wyspecjalizowanym w jednej kategorii. Niedawno wróciłam do książki sprzed wielu lat, do klasyki. Chciałam ją jednak przeczytać jeszcze raz i znalazłam na to czas. Mam na myśli „Nieznośną lekkość bytu” Milana Kundery.
Jakie były początki lubimyczytać.pl?
Serwis został napisany przez trzech programistów z Wrocławia, odkupił go poznański fundusz inwestycyjny i poszukiwał osób do jego prowadzenia. Szukali osób z pomysłem. A mnie pomysł na ten serwis zrodził się na początku 2011 roku. Chciałam zrobić na rynku książki coś, co przełamuje utarte schematy. Pojawił się pomysł, by stworzyć opiniotwórczy serwis o książkach, który w części będzie tworzyć społeczność czytelników, który wprowadzi nowe technologie na rynek książki. I ostatecznie zostałam zatrudniona jako prezes spółki lubimyczytać.pl.
Obecne lubimyczytać.pl w porównaniu do tego sprzed pięciu lat to pewnie różnica klas.
To jest przepaść zarówno pod kątem technologii, jak i liczby osób pracujących nad serwisem. Zaczynałam tylko z jednym programistą, a w tej chwili pracuje już 12 osób.
Co roku w Polsce i na świecie ukazuje się wiele premier książek. W jaki sposób jesteście Państwo na bieżąco ze wszystkimi nowościami?
Mamy redakcję oraz dział reklamy i marketingu, które zajmują się śledzeniem branży wydawniczej w Polsce i na świecie, dlatego też mało rzeczy nam umyka. Poza tym za lubimyczytać.pl stoi wielka społeczność czytelników, to już blisko 3 mln unikalnych użytkowników miesięcznie, którzy piszą recenzje o książkach i je oceniają.
Czytelnicy pomagają?
Pomagają, uzupełniają wiadomości o książkach, mają swoje forum dyskusyjne i dzięki temu tworzą własną społeczność wokół lubimyczytać.pl.
W takim razie w jakim stopniu sukces lubimyczytać.pl wynika z Państwa pracy, a w jakim z zaangażowania czytelników?
To jest ze sobą bardzo połączone. Pierwszy etap opierał się na współpracy z czytelnikami i słuchaniu ich opinii. Chcieliśmy wiedzieć, czego oni oczekują po takim serwisie. I tak jest do dziś - zaczęliśmy się dynamicznie rozwijać, zatrudnialiśmy kolejne osoby, znaleźliśmy swój model biznesowy, a spółka stała się rentowna, nadal obserwujemy rynek i staramy się odpowiadać na jego potrzeby.
Czego oczekiwali czytelnicy?
Serwisu, w którym mogą znaleźć informacje o książkach np. gdzie kupić, w jakiej jest cenie, co o niej sądzą inne osoby. Staramy się stworzyć największą bazę informacji o książkach w sieci. Dużą rolę odgrywają w tym opinie czytelników. Oceny krytyków na temat danej książki świetnie jest zestawić z opinią czytelników.
A jak często te oceny są różne?
Przeważnie te opinie są dość zbieżne.
Czyta Pani książki polecane przez czytelników?
Zanim sięgnę po jakąś książkę, zawsze przeczytam opinię na lubimyczytać.pl. Przyzwyczaiłam się do tego i nigdy się nie zawiodłam. Nasz serwis jest też takim książkowym facebookiem, gdzie można mieć znajomych, którzy również czytają i polecają jakieś książki. Patrząc na oceny danych osób można znaleźć takie, które mają podobny czytelniczy gust.
Lubimyczytać.pl to jednak coś więcej niż tylko portal z opiniami o książkach.
Świat książek to jedno, a drugie to technologia i e-commercowe podejście do rynku. Mamy porównywarkę cen książek, w ramach której współpracujemy z większością księgarń na rynku. Ponadto przygotowujemy też różne akcje promujące czytelnictwo. To są działania na rzecz rynku książki w Polsce.
Spółka zaczynała jako startup, aż w końcu stała się prężnie rozwijającą się firmą. Był jakiś kluczowy moment, w którym doszło do tej przemiany?
Na początku nie wiedziałam nawet, że to jest startup. Kiedy pięć lat temu zaczynałam rozwijać portal, rynek startupów dopiero rozkwitał. Nie znałam się na tym, bo wcześniej byłam związana z branżą książki, na której rzadko pojawiał się startup. Trudno uchwycić moment, w którym przestaliśmy być startupem, a staliśmy się mikroprzedsiębiorstwem. Wydaje mi się jednak, że nastąpiło to po około dwóch latach, gdy większość udziałów w lubimyczytać.pl zakupiło jedno z wydawnictw.
Lubimyczytać.pl jest teraz biznesem?
Serwis jest przede wszystkim projektem zrodzonym z wielkiej pasji, zamiłowania do literatury oraz ze skupienia wokół serwisu świetnych ludzi, którzy bardzo dobrze znają ten rynek. I dopiero to wszystko sprawiło, że lubimyczytać.pl stało się biznesem. Przekuliśmy pasję w pracę. W tej chwili nastawiamy się wciąż na wzrost, bo zakładamy, że na polskim rynku jest on jeszcze możliwy.
Czyli pieniądze jednak mają znaczenie.
Tak, mają znaczenie.
W takim razie jakie jest jeszcze pole do rozwoju lubimyczytać.pl? To już teraz jest znany i duży projekt, więc w końcu nadejdzie moment, w którym pojawi się ściana.
Sami również zadajemy sobie to pytanie, bo nie mamy do kogo się porównywać na rynku. I przez to trudno nam stwierdzić, kiedy ten sufit nastąpi. Jednak statystyki od pięciu lat wciąż rosną, więc wciąż perspektywy wyglądają obiecująco.
Ma Pani w głowie kolejne pomysły na rozwój serwisu?
Oczywiście. Nowych pomysłów nie brakuje, ale nie mogę o nich za dużo mówić. Mam jednak pewne wyobrażenia o tym, jak serwis będzie wyglądać i jak się będzie rozwijał. Myślimy również o działalności za granicą.
Zmienię trochę temat i spytam się o to, jak wygląda typowy dzień pracy w lubimyczytać.pl?
Taki zwykły dzień zaczyna się od kawy...
I książki w ręku?
Od książki jeszcze nie. Specyficznym dniem są poniedziałki, kiedy zawsze mamy spotkanie zespołu, na którym rozmawiamy o minionym tygodniu oraz co będziemy robić w nadchodzącym. A później już siedzimy przed komputerem i pracujemy.
Pani też pisze?
Ja zwykle siedzę, czytam książki i udzielam wywiadów (śmiech).
Ile czasu dziennie poświęca Pani dla lubimyczytać.pl?
Od pięciu lat lubimyczytać.pl zajmuje mi prawie całą dobę. Moje życie prywatne i zawodowe skupia się na serwisie i na tym, co dzieje się dookoła niego. Nie mam jednak poczucia, że poświęcam mu za dużo czasu. To jest coś, co mnie fascynuje i chcę rozwijać. I nigdy mnie nie nudzi, bo każdy dzień przynosi coś nowego, dlatego też trudno opowiedzieć jak wygląda nasz typowy dzień pracy.
Jest Pani dumna z tego, co już udało się osiągnąć z lubimyczytać.pl?
Najbardziej dumna jestem z tego, że udało mi się zebrać zespół ludzi, który stworzył tak świetny portal. To dzięki nim udało nam się zdobyć nasze dotychczasowe nagrody, w tym m.in. od ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Jestem dumna z serwisu i z ludzi, z którymi współpracuję oraz z tego, co osiągnęliśmy.
Osiągnęliście Państwo tyle, że decydujecie się już nawet na patronaty?
W ciągu miesiąca jest wydawanych około 40 książek pod naszym patronatem. Część czytamy, części nie jesteśmy w stanie, więc patronat udzielamy na podstawie rekomendacji wydawców i fragmentów.
To są trochę patronaty w ciemno. W takim przypadku możecie Państwo nie trafić z wyborem.
Tak się zdarza. Jednak wydawcy też wydają książki i nigdy nie wiedzą, co będzie bestsellerem. To nie jest tak, że każda książka, którą obejmujemy patronatem, staje się bestsellerem. Jeśli 10 procent z nich takim się okazuje, to jest sukces. Dla nas najważniejsze jest jednak pokazanie różnorodności literatury.
W jakim stopniu rozwój firmy opierał się na konkretnym planie, a w jakim to był efekt szczęścia?
Oba czynniki odegrały porównywalną rolę. Z jednej strony pojawiłam się w tym projekcie w konkretnym momencie i miałam wizje tego, jak to powinno wyglądać. Jednak to, że w danej chwili spotkałam konkretne osoby, było już przypadkiem i szczęściem. A później okazało się, że są to osoby bardzo dobre w tym, co robią.
Co jest w takim razie najważniejsze w prowadzeniu takiego biznesu?
Ludzie.
Banalna odpowiedź...
Ale tak jest. Ludzie, z którymi się dobrze współpracuje. A ponadto szczere podejście do tego, co dzieje się w firmie, jak ona wygląda i do dzielenia się tym z osobami, które to tworzą. I do tego trochę szczęścia.
Z Pani ust jawi się obraz lubimyczytać.pl, w którym nie ma żadnych problemów. Nie wierzę, że przez pięć lat nie zdarzały się trudniejsze chwile.
Takich chwil było nawet kilka. Już na początku, kiedy wprowadzaliśmy nowy wygląd serwisu, użytkownicy byli z niego niezadowoleni i myśleliśmy, że nie zaakceptują portalu. Mieliśmy obawy czy użytkownicy będą chcieli, by portal wyglądał tak, jak my o tym myśleliśmy. To były chwile, kiedy walczyliśmy o czytelników, ale ich przekonaliśmy, bo do lepszego łatwo się przyzwyczaić.
Po tych kilku latach lubimyczytać.pl zdobyło już stałych użytkowników?
Oczywiście, ale nigdy nie możemy być tego pewni, więc wciąż musimy się rozwijać, aby tych użytkowników u nas zatrzymać. W Polsce istnieją też inne portale o książkach i nie możemy czuć się zbyt pewnie. Uważam jednak, że jeszcze długo utrzymamy pozycję lidera, ale to nie znaczy, że ktoś nas kiedyś nie dogoni. I na to też musimy być przygotowani.
Wcześniej wspomniała Pani o tym, że serwis pochłania Pani całą dobę. W takim razie czym, po tych pięciu latach, jest dla Pani lubimyczytać.pl?
To jedna z moich wspaniałych przygód życia, która wciąż trwa. Pięć lat temu, zaczynając tę przygodę, wyobrażałam sobie, że stworzymy coś wielkiego dla całego rynku książek, będziemy współpracowali z wydawcami i wszyscy będą czerpali korzyści z takiej społeczności książkowej. Wyobrażałam sobie zespół ludzi, który będzie tworzył takie miejsce w sieci. Ale niekoniecznie myślałam, że uda się to osiągnąć.
ZOBACZ TEŻ: PAPIER ZNIESIE WSZYSTKO, CZYLI POZNAŃ WYDAWCÓW