A mogło być jak u Bonda
Latające samochody wprowadza właśnie do sprzedaży holenderska firma. Pierwsza partia modeli ma trafić na rynek pod koniec 2018 r.
Po trwającej tydzień awanturze wokół wypadku pani premier wydaje się, że rząd PiS nie tylko powinien przejść szkolenie z zarządzania sytuacją kryzysową, wprowadzić zmiany w funkcjonowaniu BOR, ale także przyjrzeć się z uwagą ofercie holenderskiego producenta.
Latające samochody wydają się być dla nas idealne, głównie ze względu na maksymalną prędkość, jaką rozwijają na drodze (160 km/h wystarczy, żeby pani premier pokonała w 37 minut 55 km z podkrakowskich Balic do Oświęcimia, tak jak to było w piątek).
Zniechęcić rząd do zakupów może jednak cena - ponad 2 mln zł za auto. Podobnie zresztą jak to się stało ostatnio z długopisami Macierewicza. Szef MON chciał kupić długopisy taktyczne, które jak u Bonda mają oprócz wkładu do pisania nożyk, latarkę LED i zbijak do szyb.
Gdy wyszło na jaw, że 1000 sztuk ma kosztować 83 tys. zł, wycofano się z pomysłu. A szkoda, bo byłoby jak w tym rosyjskim powiedzonku: i straszno, i śmieszno.