A może zatańczymy? To też dobra terapia! [zdjęcia]
Chcesz poprawić kontakty z otoczeniem? Masz trudności z okazywaniem uczuć? Taniec może ci w tym pomóc. Ale nie ma mowy o nauce kroków i figur. Chodzi o choreoterapię, czyli terapię tańcem.
- Nazwa „terapia” już sugeruje, że ze mną jest coś nie tak. To odstrasza, ale niepotrzebnie - mówi Agnieszka Szczepańczyk, choreoterapeutka.
- Nie należy się tym sugerować, bo przecież w każdym z nas jest coś, co można wyregulować, zharmonizować. Podobnie z przedrostkiem choreo-, bo choreoterapia nie jest formą tańca, jest raczej formą ruchu, bazuje na ekspresji i improwizacji, które są charakterystyczne dla tańca współczesnego. Wykorzystuje m.in. tańce w kręgu, gyrokinesis, Body Mind Centering, techniki relaksacji - tłumaczą choreoterapeutki Marta Kawczyńska i Samanta Zarzycka.
- Inspiracją do warsztatów może być pora roku. Jesienią czy zimą wykorzystujemy salsę, funky, gorące, energetyzujące tańce z Wysp Karaibskich i Afryki. Nie są to kroki, których trzeba się nauczyć i perfekcyjnie powtarzać czy naśladować, bo tutaj każdy ruch jest dobry.
Udział w warsztatach pozwala poczuć się na luzie, bez jakiegokolwiek przymusu. Jest jak ucieczka od nudnej rzeczywistości.
To, że nie umiesz tańczyć, naprawdę nie ma znaczenia! Ciało prowadzi samo, nagle okazuje się, że wykonujesz ruch, którego nigdy w życiu nie robiłaś, fajnie się poruszasz, wiesz, gdzie jaką część ciała masz, a to daje wielką pewność siebie
W zajęciach uczestniczy zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn. - To trudne przyjść, otworzyć się, bazować na uczuciach, a nie konkurowaniu - ocenia Agnieszka Szczepańczyk.
Trudne także dlatego, że w naszej kulturze, w przeciwieństwie do tych tradycyjnych czy bałkańskich, mężczyźni nie tańczą ze sobą. Ale jeśli decydują się na udział w warsztatach, to traktują te zajęcia jak element rozwoju osobistego.
- To wykształceni, inteligentni ludzie, którzy robią coś dla siebie, bo to lubią, bo mają ochotę, bo jako chłopcy marzyli, by tańczyć, a nie mogli. Nie są w żadnym calu zniewieściali - podkreśla Agnieszka Zarzycka. - Podczas zajęć nikogo do niczego nie zmuszam ani nie uczę. Każda reakcja czy ruch są właściwe. Nie ma czegoś takiego, jak ocena poprawności - tłumaczy choreoterapeutka.
To do prowadzącego zajęcia należy stworzenie atmosfery bezpieczeństwa. - Jeśli tak jest, między członkami grupy zaczyna przepływać niesamowicie pozytywna energia. Zaczyna się szalony, spontaniczny taniec, nikt niczego nie kontroluje, ludzie bawią się jak dzieci, puszczają schematy. Są nagłe wybuchy emocji, piski, wrzaski - opowiada Marta Kawczyńska.
Autor: Małgorzata Oejniczak