A nie wydaje się państwu, że pułkownik Mazguła mówi to, co napisał prezes Kaczyński
Kmicic atakował z furyą, pan Wołodyjowski zaś lewą rękę w tył założył i stał spokojnie, czyniąc niedbale ruchy bardzo małe, prawie nieznaczne (...). Tamten rozgrzewał się, ten był chłodny, jak mistrz próbujący ucznia, i coraz spokojniejszy; wreszcie ku wielkiemu zdumieniu szlachty, przemówił: - Pogawędzimy - rzekł - nie będzie nam się czas dłużył... Aha! To ta orszańska metoda?... widać tam sami musicie groch młócić, bo waćpan machasz jak cepem... Okrutnie się zmachasz”. Nie mogłem sobie odmówić tego cytatu z Sienkiewiczowskiego „Potopu”. Bo jak żywo przypomina mi starcie opozycji z partią rządzącą.
Choć nie wiem, czy i to nie za duży komplement dla opozycji - jakiekolwiek porównanie do Kmicica - bez względu czy z czasów, gdy był hultajem, czy bohaterem. A i rządzącym do finezji pułkownika Jerzego Michała Wołodyjowskiego ciut jeszcze brakuje. Nawet duże ciut. Otóż opozycja nasza atakuje tak chaotycznie i na ślepo, że fechtunek oblubieńca Oleńki to i tak majstersztyk. Najpierw postanowili, że będą protestować 13 grudnia przeciw różnym praktykom polityków PiS. Przygotowali list otwarty do Polaków ws. protestów w rocznicę stanu wojennego, w którym piszą m.in.: „Nadeszła chwila, żeby wypowiedzieć posłuszeństwo tej władzy”. Podpisali się pod nim Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk czy Grzegorz Schetyna oraz płk. Adam Mazguła, jeden z aktywnych oficerów Ludowego Wojska Polskiego podczas stanu wojennego. Ten, który niedawno stwierdził, że „A sam stan wojenny? Czy oprócz tego, że byli ludzie internowani, to - oczywiście, nie powiem, były tam jakieś bijatyki, były tam jakieś ścieżki zdrowia - ale generalnie rzecz biorąc najczęściej jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu”. No, kultura była pełną gębą. Ale to nie koniec wpadek obrońców demokracji, gdyż szef KOD-u, który zaprosił Mazgułę do podpisania listu, na antenie RMF-u rzekł, iż wtedy w kopalni Wujek doszło do zamieszek... Nazywanie pacyfikacji zamieszkami mówi wszystko o kulturze, nie tylko politycznej, pana Mateusza Kijowskiego. Więc opozycja ma Mazgułę, którego MON chce już zgłosić do organów ścigania, gdyż uważa, iż stan wojenny był raczej mało kulturalny, z czym trudno się nie zgodzić. Ale rządzący też się nie spisali „w tym temacie”, ponieważ mają w swych szeregach prokuratora stanu wojennego Stanisława Piotrowicza. Trudno go zgłosić do organów ścigania, bo on sam, tak jak w stanie wojennym, tak i teraz jest tym organem. Choć sam Piotrowicz twierdzi, że będąc aktywistą PZPR-u, miał ciężej niż walczący w podziemiu. No faktycznie bohater... Niedługo przedstawi dowody, że naprawdę to nazywa się Hans Kloss.
Ale wróćmy do opozycji siejącej spustoszenie w swoim elektoracie niczym Kmicic w Wołmontowiczach. Bardzo się zainteresowali faktem, że ekipa rządowa z Londynu chciała wrócić jednym samolotem zamiast dwoma, jak wcześniej planowano, przez co miał być ścisk i groziło, że minister Waszczykowski będzie siedział na kolanach koledze Macierewiczowi. Opozycja chciała uderzyć w PiS sprawą samolotu, któremu ewentualnie mogła grozić katastrofa? W Macierewicza samolotem?! W polityka, który od 6 lat niczym innym się nie zajmuje? Brak wyobraźni to wobec nich komplement.
A wracając do Mazguły. Czy pułkownik trochę podobnie nie interpretuje stanu wojennego jak Jarosław Kaczyński? Prezes PiS-u napisał w książce: „Przedtem (oficer SB - red.) pytał, czy chcę być internowany. (...) Byłem pewny, że zostanę, ale z drugiej strony słyszałem o kabotynach, którzy zgłaszali się, aby ich internować. Odrzekłem więc, że nie chcę”. Czyli brali tych, co chcieli? Czyli naprawdę pełna kultura...