Natalia Dyjas-Szatkowska

A po dawnej Estradzie zostało tylko błoto...

- Chciałbym, by powstało tutaj nowe osiedle - mówi spotkany w okolicy dawnej Estrady Tomasz Włodarczyk z Zielonej Góry Fot. Mariusz Kapała - Chciałbym, by powstało tutaj nowe osiedle - mówi spotkany w okolicy dawnej Estrady Tomasz Włodarczyk z Zielonej Góry
Natalia Dyjas-Szatkowska

Czy opłata rewitalizacyjna, nałożona przez miasto na inwestorów, zmieni wreszcie przestrzeń po dawnej Hali Ludowej?

- Mamy takie kwiatki w centrum miasta jak teren po dawnej Estradzie – denerwuje się nasz Czytelnik, pan Henryk. – Całe szczęście, że od strony ul. Wrocławskiej rosną chaszcze, to chociaż trochę zasłaniają to miejsce i wstyd jest mniejszy…
Takich głosów, by wrócić do tematu niezagospodarowanego terenu, otrzymaliśmy więcej. A historia tego miejsca jest ciekawa.

Przypomnijmy...
- Oficjalnie to miejsce które wtedy pełniło funkcję hali miejskiej, otwarto 3 kwietnia 1932 roku –wyjaśnia historyk, miłośnik dawnych dziejów Zielonej Góry, dr Grzegorz Biszczanik. – Podczas otwarcia pokazano farsę „Trzydzieści trzy minuty w Zielonej Górze, czyli w połowie drogi”. W 1938 roku wykorzystano halę do celów propagandowych. Z pompą obchodzono tu urodziny Hitlera. Zaś po wojnie, odbywały się tu pokazowe procesy, na które można było… kupić bilety.

W latach 50. obiekt przebudowano. Tak powstała Hala Ludowa. Tu odbywały się imprezy, pierwsze festiwale piosenki radzieckiej, inauguracje roku akademickiego... W 2001 roku ówczesną Estradę Ziemi Lubuskiej sprzedano inwestorowi. I zaczęła... niszczeć.

Obiekt stał się zagrożeniem dla mieszkańców. Na początku 2011 r. w budynku wybuchł pożar. Płomienie gasiło aż 14 wozów strażackich. Podejrzewano podpalenie… Również w 2011 roku doszło tam do tragedii. Na głowę 16-latka spadła dachówka. Chłopak miał wstrząśnienie mózgu, pękniętą czaszkę i niedowład lewej ręki.

Dziennikarze „Gazety Lubuskiej”, po tragediach na terenie dawnej Estrady, postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. O ruinach pisaliśmy każdego dnia. Pytaliśmy urzędników, inspektorów nadzoru budowlanego, strażników miejskich, policję, co zrobili, by ruiny nie tylko przestały straszyć, ale żeby już nie były groźne dla mieszkańców. O radę prosiliśmy prawników i wielu ekspertów…

Odniosło to skutek. W 2012 roku na teren weszła firma, zajmująca się rozbiórkami, by uporządkować teren. Miał tu powstać hotel, spory sklep spożywczy, którego - według mieszkańców - w okolicy brakuje.

Pisaliśmy o tym wiele razy, w 2014 na naszych łamach pojawiła się informacja, że inwestor lada moment ma wejść na teren zburzonego obiektu i rozpocząć budowę hotelu. Tak się nie stało. Czas mija, a w tej okolicy nic się nie zmienia.

- Czy miasto może wreszcie coś z tym zrobić? - denerwuje się pan Henryk.
- Cały obszar to jest własność prywatna – tłumaczy wiceprezydent Dariusz Lesicki. - My w pewnym momencie zmusiliśmy do uporządkowania tych zgliszczy, które były po Estradzie (po akcji „GL” – dop. red.). Obecnie wydaliśmy decyzję o warunkach zabudowy pod obiekty usługowe i czekamy na ruch ze strony inwestora.

Pytamy o pomysły, by wybudować w tym miejscu hotel.
- Jest on w planach cały czas – mówi D. Lesicki. - Wciąż ważne jest pozwolenie na budowę. Ale ten hotel od kilku lat się buduje i jakoś zbudować się nie może... Co do usług pozostałych, to istnieje tam możliwość zbudowania sklepu. Na tę chwilę czekamy na decyzję inwestora. Właścicielem nieruchomości są dwie spółki, które szukają operatora, mogącego tam wejść.

Miasto może wymusić na właścicielach obszaru szybszą decyzję, co do jego przyszłości. W jaki sposób?
- Istnieje opłata rewitalizacyjna, w wysokości 2,98 zł za metr kwadratowy - wyjaśnia Lesicki. - To jest jedyna rzecz, którą w tym przypadku możemy zrobić. Przestrzeń po dawnej Estradzie, to około 10 tysięcy metrów kwadratowych, więc dodatkowa opłata roczna wyniesie prawie 30 tys. zł. Ta kwota została ustalona przez radę miasta i tę wysokość zrobiliśmy niemal maksymalną, tak, jak pozwala na to ustawa. Wszystko po to, by zmusić prywatnych inwestorów do konkretnych decyzji.

A plany budowy sklepu wciąż są realne? Jak tłumaczy wiceprezydent Lesicki, sklep ten będzie musiał pasować charakterem do okolicznych zabytków. Nie ma więc zagrożenia, że powstanie tam blaszak. Nie wyrazili na to zgody konserwatorzy.
- Nie chcemy robić w centrum miasta czegoś, co będzie źle wyglądać - wyjaśnia D. Lesicki. - A jeśli tam już powstanie sklep, to będzie musiał być przebudowany wjazd. Trwają rozmowy na temat ronda turbinowego. By ruch odbywał się bezkolizyjnie.
Koszty związane z tym zadaniem musi ponieść inwestor.

- A mnie marzy się tutaj Muzeum Ziem Odzyskanych. To by mogła być świetna wizytówka miasta - mówi pan Marcin, spotkany w piątek w okolicy dawnej Estrady.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.