A pod szpitalem, jak zwykle, jest ciasno...
Kilkadziesiąt nowych miejsc parkingowych na ul. Chałubińskiego w Nowej Soli nic nie dało. Kierowcy w dalszym ciągu parkują gdzie popadnie.
- Pomimo wybudowania kilkudziesięciu nowych miejsc parkingowych na ul. Chałubińskiego, parking pod szpitalem w dalszym ciągu jest zapchany, a ludzie zostawiają samochody w pobliskim lesie. Ostatnio sam byłem zmuszony zostawić tam auto, co zrobiłem zresztą z ciężkim sercem. Nie wiem jak rozwiązać tę sytuację... - mówił jeden z Czytelników, który dodzwonił się do naszej redakcji parę dni temu.
Krótko później, na facebookowym profilu miasta pojawiło się zdjęcie, które drukujemy obok. Okazało się, że jeden z kierowców zdążył zaparkować na chodniku w tym samym dniu, w którym miały tam stanąć słupki ograniczające właśnie takie wybryki. Drogowcy zlitowali się i zamontowali tylko trzy z czterech planowanych ograniczników, by umożliwić kierowcy wyjazd. Pracę dokończyli, gdy auto zniknęło.
J. Baranowski: - Miasto nie jest z gumy! A lasu nie można karczować w nieskończoność!
Zdarzenie to wywołało sporą dyskusję w komentarzach pod zdjęciem. - Wyrozumiałość ze strony straży miejskiej jest mile widziana, pytanie tylko czy w tym przypadku nie podyktowana faktem, że właściciel auta jest lekarzem? - pytał Radosław. - Zapewniam, że dla miejskich strażników nie ma znaczenia status społeczny kierowcy - odpowiadała Ewa Batko, rzecznik prasowy miasta. Niedługo potem okazało się, że „kierowca stawił się na wezwanie straży miejskiej do komendy. Nie był wcześniej odnotowany jako kierowca popełniający wykroczenia. Otrzymał pouczenie oraz informację o tym, że jeśli zdarzenie się powtórzy, zostaną wyciągnięte wobec tej osoby konsekwencje w postaci mandatu karnego, ewentualnie wniosku do sądu. Kierowca zobowiązał się w rozmowie ze strażą, że na pewno w tym miejscu nie postawi samochodu”.
Nie brakuje jednak głosów, że pomimo stworzenia niedawno nowych miejsc parkingowych, władze nie powinny na tym poprzestać i stworzyć kolejne.
O komentarz poprosiłem Jacka Baranowskiego ze straży miejskiej, który niejednokrotnie miał do czynienia z kierowcami rozjeżdżającymi las obok szpitala. - Miasto nie jest z gumy. Przecież nie możemy karczować lasu w nieskończoność - mówi. - Problem polega na tym, że niektórzy chcieliby podjechać pod samo wejście, choć nieco dalej są wolne miejsca - mówi. - Oczywiście jesteśmy wyrozumiali, gdy ktoś ma alarmową sytuację, ale nie dotyczy to osób, które przyjeżdżają w np. w odwiedziny - wyjaśnia.