A tak między nami sąsiadami...
Traktat o dobrym sąsiedztwie... Zastanówmy się, co wiemy o naszych sąsiadach. Na przykład tych w bloku. Mówimy sobie „dzień dobry”, spotykamy się w sklepie, czasem ponarzekamy, że nieustannie coś przybijają do ściany lub rozsiewają kuchenne zapachy... Dlaczego zatem tak wiele oczekujemy od pojęcia „sąsiad” w kontekście granicy? Bo wbrew pozorom nad tym sąsiedztwem nieustannie wisi niesympatyczna woń historycznych zaszłości i stereotypów. Na dodatek w tym związku nieustannie zachowujemy się jak panna, która boi się, że ciągnie się za nią zła opinia. Że nie jest cnotliwa, a jej ciuchy to marne podróbki.
Przejmujemy się nadmiernie tym, co o nas Niemcy mówią, piszą. Czy nadal mają nas za złodziei, czy aby wreszcie dostrzegli, że jesteśmy pracowici? I ciągle chcemy, aby nas lubili. To sprawia, że ani się nas nie lubi, ani nie szanuje. Podobnie jak nie zaskarbiamy sobie szacunku, gdy – cytując jedną z niemieckich gazet – ledwie przyjeżdżamy do Niemiec, a stajemy się bardziej niemieccy niż sami Niemcy.
Tak naprawdę sprawa Henschela, o której piszemy na str. 8-9, napawa mnie optymizmem. Oto jeden z naszych sąsiadów, kosztem drugiego naszego sąsiada, postanowił wykorzystać nasze znane z histerii podejście do historii. Wiatr został zasiany, ale burzy nie ma i mam nadzieję, że nie będzie. Tylko dyskusja. Może wyrośliśmy i z tego stereotypu. Ale szkoda, że wyrastamy ze stereotypów tylko dla własnej satysfakcji. Bo na niemieckim lotnisku, gdy z synem zacząłem rozmawiać po polsku, Niemcy w okolicy chwytali się za portfele. I znów kompleks. Tylko udawaliśmy, że tego nie zauważyliśmy.
Trzy miesiące temu internet obiegło nagranie działającego w naszym kraju niemieckiego przedsiębiorcy, który wykrzykiwał, że nienawidzi Polaków i strzelałby do nich. Inny zadawał pytanie, czy wszyscy dobrzy Polacy pracują już w Niemczech. Stereotyp? A potem spokojny komentarz, że do Polski trafia trzeci sort niemieckich menedżerów bez kultury, ogłady i wykształcenia. Którzy mają kompleksy wobec lepiej wykształconych Polaków.
Co się zdarzyło przez te 25 lat? Wiele razy z sąsiadami powiedzieliśmy sobie „dzień dobry”, odwiedzaliśmy się wzajemnie w domach, próbowaliśmy specjałów ich kuchni... Cóż, sąsiedztwo. Ale zdecydowanie nie zbliżyliśmy się nawet do „dobrego sąsiedztwa”. I nauczyliśmy się z tym żyć. Bo granica jest w nas... Tak samo w Niemcach, jak i w Polakach.