A wszystko przez te niedobre sieci
Handlowe oczywiście. A zwłaszcza te zagraniczne, które od lat - jak twierdzą rządzący - nie zajmują się niczym innym jak oszukiwaniem państwa polskiego, a konkretnie jego budżetu.
Oszustwo polega na tym, że się do tego budżetu nie dokładają, tylko od lat zatrudniają armię prawników, której to jedynym zadaniem jest wymyślanie jak ominąć podatki. Rząd obiecał więc i obłożył sieci anatemą, czyli podatkiem od handlu, a przy okazji dostało się rodzimym sklepom. Bo - a to znów niedobry twór - tym razem Unia Europejska bezczelnie każe równo traktować i rodzime i obce sklepy. I ta sama Unia doszła do wniosku, że kryteria dochodowe, które zwalniały część sklepów z podatku są niezgodne z prawem. Podatek więc zawieszono i rządzący ponownie się głowią jak dowalić tym niedobrym, a tym dobrym nieco ulżyć.
Ale przy okazji dowali się wszystkim sieciom i zamknie sklepy w niedziele. Nie ma to jak zastąpić marchewkę kijem i raz używać kija, a drugi raz też... kija. Nic to, że pracę musi stracić wiele tysięcy pracowników (w końcu nauczyciele gimnazjów też mają ją stracić w nierównym starciu z reformą oświatową), że część sklepów pewnie się zamknie, a my - klienci - będziemy płacić więcej za podstawowe zakupy. Ale kasjerzy będą szczęśliwi (przynajmniej ci, którzy ostaną się na liście płac). Szczęśliwi też będą związkowcy, którzy uzbierali ponad pół miliona podpisów pod tym projektem. I zapewne pójdą zbiorowo na msze, bo wreszcie będą mogli się oderwać od kas. A z niedobrymi właścicielami sklepów rozprawi się minister Ziobro i wsadzi ich do więzienia na dwa lata.
I żeby była jasność: prywaty nie uprawiam, gdyż do sklepów w niedziele nie chodzę. W ogóle chodzę do nich rzadko, bo nie lubię. Ale lubię mieć wybór i lubię myśleć, że to rynek powinien decydować o rynku, a im więcej się w nim miesza, tym gorzej dla rynku. A do pracy w handlu chyba nikt nikogo nie zmusza...