Felieton Iwony Krzywdy: E-telenowela w poradniach i szpitalach
Narzędzia informatyczne ułatwiające życie lekarzom i pacjentom w większości krajów Europy od dawna są standardem. O polskim e-zdrowiu od dawna się mówi, ale jego budowanie to droga przez mękę.
Wysokobudżetowa telenowela pt. „Tworzenie Elektronicznej Platformy Gromadzenia, Analizy i Udostępniania Zasobów Cyfrowych o Zdarzeniach Medycznych” ruszyła w 2008 roku. Termin jej finału kilkakrotnie przekładano, prace dzielono na etapy, a po dziesięciu latach i blisko miliardzie wydanych złotych e-skierowania, e-recepty i e-kartoteki pacjentów nadal są melodią przyszłości.
Ostatnie wysiłki resortu zdrowia daję jednak nadzieję, że zmierzch papierowych dokumentów i opasłych teczek w końcu nadejdzie. Prace nad cyfryzacją wyraźnie przyspieszyły od momentu, gdy pieczę nad nią przejął wiceminister Janusz Cieszyński. Udało się ruszyć z pilotażem wirtualnych recept, na finiszu są przygotowania do testów elektronicznych skierowań.
Nie ma wątpliwości, że skuteczne wdrożenie e-zdrowia to zadanie z kategorii priorytetowych. Sprawne narzędzia informatycznie nie tylko ułatwią życie chorym Polakom, ale usprawnią również kontrolę wydatków na leczenie, ordynowanie leków czy tworzenie list oczekujących na pomoc.
Z badań opinii społecznych wynika, że na e-rewolucję z niecierpliwością czekają pacjenci, a jej plusy dostrzegają także najstarsi chorzy, którym z komputerami nie zawsze przecież po drodze. Dużo bardziej oporni wobec niej okazują się być niektórzy lekarze. To właśnie ze względu na głośny sprzeciw medyków, gotowy od ponad dwóch lat system elektronicznych zwolnień lekarskich nadal jest tylko alternatywą dla papierowych druków. Szczęśliwe zakończenie zmagań z e-zdrowiem w dużej mierze zależy więc również od tego, czy tych sceptyków uda się przekonać, że nowe rozwiązania rzeczywiście zostały starannie przygotowane, pozwalają zaoszczędzić cenny czas i warto po nie sięgnąć.
[reklama]