Abp Tadeusz Wojda: Pan Bóg stworzył ten świat, abyśmy korzystali z niego rozumnie, a nie tylko wykorzystywali z wyrafinowaniem

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Tomasz Maleta

Abp Tadeusz Wojda: Pan Bóg stworzył ten świat, abyśmy korzystali z niego rozumnie, a nie tylko wykorzystywali z wyrafinowaniem

Tomasz Maleta

Rozmowa z metropolitą białostockim, arcybiskupem Tadeuszem Wojdą, o Świętach Wielkiej Nocy innych niż wszystkie. I o tym, jak bardzo zmieni nas pandemia.

Księże arcybiskupie, Wielki Tydzień, Triduum Paschalne, Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego i później Oktawa to najważniejszy czas w życiu każdego chrześcijanina. Uczestnictwo w celebracjach nie jest nakazane, ale większość wiernych stara się być na nich obecna. Jednak w tym roku - ze względu na epidemię - zbiorowa forma modlitwy nie jest możliwa. Ksiądz arcybiskup wydał zalecenia, jak powinny być prowadzone celebracje. To będzie nowe doświadczenie zarówno dla duchowieństwa, jak i wiernych, które na zawsze przejdzie do historii Kościoła.

Obecność na liturgii w Triduum Paschalnym rzeczywiście nie jest obowiązkowa, niemniej jednak wierni chętnie w niej uczestniczą. Wynika to z ich wiary. Wiedzą, że te dni są pamiątką męki i śmierci Jezusa Chrystusa. Ta męka i śmierć nie są tylko wynikiem wydanego przez Sanhedryn i Piłata wyroku, lecz dobrowolnym przyjęciem cierpienia przez Jezusa, aby w ten sposób odkupić człowieka z grzechów i pojednać go na nowo z Bogiem Ojcem. Taka była wola Boga Ojca. O przyjęcie tej woli Jezus modlił się w Ogrójcu. Wierni chcą więc przeżywać te wydarzenia, by przez nie odnawiać swoją wiarę i wyrazić Jezusowi wdzięczność za dar odkupienia. W tym roku to uczestnictwo będzie inne. Szerząca się epidemia zmusza wszystkich do pozostania w domu i do przeżywania Triduum Paschalnego w warunkach „domowego Kościoła”, jak pięknie nazywa rodzinę Sobór Watykański II. Jestem więc przekonany i wierzę, że tegoroczny Wielki Tydzień będzie czasem odnowy wiary zarówno dla pojedynczych osób, jak i dla całych rodzin.

Powinnością katolika jest przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu spowiedzi. To nadal ta forma wyznania grzechów i ich rozgrzeszenia, której - w odróżnieniu od innych wyznaczników powinności religijnej - nie da się przenieść do internetu. W tym roku wymaga szczególnych względów organizacyjnych, ale być może przez to jeszcze bardziej nabierze wymownego znaczenia.

Przykazanie kościelne, mówiąc o obowiązku spowiedzi, ma na celu lepsze przygotowanie wiernych do najważniejszego święta, jakim jest Zmartwychwstanie Jezusa. Wielki Tydzień kończy się śmiercią i złożeniem Jezusa do grobu. Zmartwychwstanie jest potwierdzeniem tego, że Jezus był Synem Bożym oraz że to wszystko, co czynił i nauczał, pochodzi od Boga. Wielokrotnie mówił do swoich uczniów, że nie mówi od siebie, ale z tego, co mu dał Ojciec, oraz że za to przyjdzie mu wiele cierpieć, a na koniec potwierdzić to swoim życiem. Po trzykroć wyznał, że w Jerozolimie zostanie skazany na śmierć i ukrzyżowany. Dla uczniów wydawało się to niemożliwe. A kiedy słowa Jezusa się spełniły, uwierzyli. My też wierzymy, a sens naszej wierze nadaje właśnie Zmartwychwstanie Jezusa. Stąd, aby tę wiarę nieustannie umacniać, trzeba wejść w głębszą relację z Jezusem. Dokonuje się to między innymi przez spowiedź. Dlatego spowiedź nie może być odbywana przez telefon czy przez inne komunikatory społeczne, lecz bezpośrednio w sakramencie pojednania, w którym kapłan reprezentuje samego Chrystusa i Jego miłosierdzie. Czas na odbycie spowiedzi wielkanocnej jest długi, bo trwa przez cały Wielki Post i okres Wielkanocny, aż do uroczystości Trójcy Przenajświętszej. W sumie ponad trzy miesiące. Jest to wystarczająco długi okres, aby - bez niepotrzebnego wystawania w kolejkach lub tłoczenia się - dokonać tej chrześcijańskiej powinności i pojednać się z Bogiem.

Ksiądz arcybiskup podczas swojej posługi w Białymstoku już dwa razy w Wielką Sobotę święcił pokarmy białostoczan na Rynku Kościuszki. To było zapewne dla księdza arcybiskupa szczególne doświadczenie. Teraz wierni sami w swoich domach będą musieli dokonać tego obrzędu. Czy wymaga on jakiś specjalnych reguł, nakazów?

Poświęcenie pokarmów w Wielką Sobotę na białostockim Rynku było zawsze dla mnie, a myślę że i również dla mieszkańców naszego miasta, bardzo miłym wielkanocnym akcentem. Świadczy o tym obecność dużej grupy osób. Te wydarzenia nas łączą i budują relacje międzyludzkie, tworzą w szerokim znaczeniu wspólnotę ludzi dobrej woli i otwierają serca na wspólne przeżywanie Świąt Wielkanocnych. Jest to też dobra okazja do złożenia sobie życzeń. W tym roku musieliśmy, niestety, odwołać poświęcenie pokarmów na Rynku. Dokona go w rodzinie w Niedzielę Wielkanocną któreś z rodziców. Specjalny formularz poświęcenia można otrzymać w parafiach lub pobrać ze strony internetowej naszej archidiecezji. Jest to bardzo prosta modlitwa, którą należy odmówić przed i po posiłku.

W czasie liturgii Niedzieli Zmartwychwstania Pańskiego wierni śpiewają „Zwycięzca śmierci...”. W czasie, gdy koronawirus tak bardzo nas doświadcza, gasząc na świecie tak wiele żyć, słowa o zwycięstwie na śmiercią dają nadzieję na jej pokonanie.

Chrystus zwyciężył śmierć, dając nam nadzieję życia wiecznego. Zadatki zwycięstwa nad śmiercią są obecne również w naszym ziemskim życiu. Epidemie nie jeden raz w historii doświadczały ludzkość. Są one oczywiście wielkim złem, które doświadcza ludzi. Jednak paradoksalnie mogą też pomagać, bo zwracają serca ludzi ku Bogu, odnawiają wiarę, a wiara potrafi czynić cuda. Znamy wiele przykładów nadzwyczajnej interwencji Pana Boga właśnie w czasach epidemii. W XVI wieku, kiedy w Rzymie szalała epidemia dżumy, ludność wzięła krzyż z kościoła św. Marcelego i niosła go w procesji. Kroniki potwierdzają, że w dzielnicy miasta, gdzie przeszedł krzyż, epidemia natychmiast ustawała. Święta Zmartwychwstania zatem w godzinie próby, jaką jest pandemia koronawirusa, otwierają przed nami nowe perspektywy duchowe i niosą duży ładunek nadziei.

Z drugiej strony, jeden z polskich poetów przed wojną pisał: „ W czas zmartwychwstania Boża moc trafi na opór nagłych zdarzeń”. Wiele osób może pytać: dlaczego tak bardzo doświadcza nas zaraza?

Zarazy niekiedy powstają z przyczyn ludzkich, a innym razem bez udziału człowieka. Nie wiemy dlaczego się pojawiają. Wiemy natomiast, że dotykają człowieka, wyrządzają mu wiele zła i powodują ogromne cierpienie. Ale Bóg, który przez krzyż swojego Syna Jezusa Chrystusa odkupił człowieka z grzechu, nie pozostawia człowieka osamotnionego, zwłaszcza w cierpieniu. Bóg cierpi razem z nim i wspiera go. Tym samym cierpienie ludzkie łączy się z cierpieniem Jezusa na krzyżu i w ten sposób nabiera nowego znaczenia. Otwiera przed człowiekiem perspektywy życia wiecznego. I to jest ważne przesłanie wielkanocne dla wszystkich, a w sposób szczególny dla cierpiących.

Walka z epidemią w historii Kościoła ma długą tradycję. To w świątyniach gromadzili się ludzie modląc się o oddalenie zarazy. Nie nadaremnie o wybawienie od powietrza, głodu, ognia i wojny zaczyna się suplikacja Trisagionu - hymnu Święty Boże. Rozwój technologii i komunikacji masowej daje nam możliwość modlitwy o powstrzymanie zarazy wspólnie, choć osobno. To chyba przełomowa zmiana?

Modlitwa jest niewątpliwie silną bronią duchową w walce ze wszystkimi trudnościami, a więc i z epidemią. Trzeba w to wierzyć. Mamy mnóstwo przykładów i świadectw osób, które - gdy w trudnych sytuacjach zawierzały swoje życie Bogu i się modliły - doznawały uzdrowień, unikały śmierci, wychodziły obronną ręką z najniebezpieczniejszych nawet wypadków. Wystarczy pojechać na Jasną Górę, bądź do jakiegokolwiek innego sanktuarium, aby się o tym przekonać patrząc na liczne wota dziękczynne, które się tam znajdują. Każde z nich jest znakiem doznanego cudu lub otrzymanej łaski. Tym bardziej teraz, kiedy pandemia nie odpuszcza, ludzie modlą się razem, nawet jeśli pozostają we własnych domach. Z pomocą tej wspólnej modlitwie rzeczywiście przychodzą współczesne technologie komunikacji. I to jest wspaniałe, że media mogą służyć naprawdę wielkiemu dobru duchowemu, łączyć wszystkich w jedną wielką liturgiczną akcję prośby, błagania i dziękczynienia. Ilość transmisji Mszy św., kazań, konferencji duchowych, Dróg Krzyżowych i innych spotkań o charakterze duszpastersko-liturgicznym jest rzeczywiście imponująca. To niewątpliwie stwarza nowe, wielkie możliwości ewangelizacyjne na przyszłość.

2 kwietnia obchodziliśmy, choć inaczej niż zawsze, 15. rocznicę śmierci Jana Pawła II. Gdy umierał Jan Paweł II, plac św. Piotra w Rzymie był wypełniony po brzegi ludźmi modlącymi się za chorego papieża. Odchodzenie Jana Pawła II do domu Ojca było niezwykłym świadectwem godnego umierania, bez lęku i uporczywego trzymania się życia za wszelką cenę. Przykładem, że choroba, starość czy niepełno-sprawność nie muszą przekreślać człowieczeństwa, że można nadać bólowi sens wykraczający poza doczesne życie. 15 lat później ten sam plac był całkiem opustoszały (przez zagrożenie koronawiru-sem), gdy samotny Ojciec Święty Franciszek błogosławił Najświętszym Sakramentem. Wspólne dla tych dwóch, jakże symbolicznych scen, wydaje się wymowne nie tylko dla Rzymu pytanie: „Quo Vadis?” Ale nie „Domine”, a „homine - bo o tym, co najważniejsze tyle razy zapomniałeś”.

Plac św. Piotra był i dalej pozostanie miejscem wielkich i ważnych wydarzeń duchowych. Kanonizacje, beatyfikacje, celebracje jubileuszy i świąt, audiencje i cały szereg innych spotkań sprawiają, że to miejsce ma swoją niepowtarzalną symbolikę. Zwykle kojarzy się on z dużymi tłumami wiernych. Tak było przy śmierci Jana Pawła II. Kiedy papież był ciężko chory, plac św. Piotra zamienił się w wielkie oratorium, w którym setki tysięcy ludzi modliły się o zdrowie dla Ojca Świętego. Teraz widok samotnego papieża, zmierzającego przez pusty plac ku świętemu krzyżowi z kościoła św. Marcelego, robił ogromne wrażenie. Interpretacja tego widoku może być bardzo różnorodna. Dla jednego może to być obraz symbolizujący serce dzisiejszego człowieka, w którym coraz mniej jest miejsca dla Boga, a dla kogoś innego może to być symbol pustki duchowej. Może też oznaczać wezwanie, aby „plac ludzkiego życia” zagospodarować na nowo i ożywić wartościami. Może wreszcie oznaczać, że w naszym życiu potrzebujemy całkowitego wyciszenia, aby usłyszeć głos Boga. Każdy może znaleźć swoją interpretację, w zależności od osobistych i duchowych potrzeb.

Czy i jak pandemia zmieni świat, Polskę, nas tu - w Białymstoku i regionie?

Wszystko będzie zależeć, jak długo ona potrwa. Jeśli zakończy się w miarę szybko, łatwiej będzie nam wrócić do „dawnego” stylu życia. Myślę jednak, że nie będzie już ono takie samo jak wcześniej. Pandemia koronawirusa uświadomiła nam, że nie jesteśmy tak potężni i samowystarczalni, jak nam się jeszcze do niedawna wydawało. Maleńki, mikroskopijny wirus uświadomił nam, że trzeba liczyć się z naturą, ze światem, że trzeba chronić nasz naturalny habitat, że warto pomyśleć, dlaczego ten świat jest taki a nie inny. To wszystko pomaga nam odnaleźć w sobie więcej pokory wobec siebie, natury i świata. Pan Bóg stworzył ten świat, abyśmy korzystali z niego rozumnie, a nie tylko wykorzystywali z wyrafinowaniem. Ten świat jest naszym domem, on nas żywi, dlatego - jak przypomina papież Franciszek - musimy się o niego mocno troszczyć.

Tomasz Maleta

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.