Absmak wokół kolekcji książąt Czartoryskich [komentarz]
Bardzo możliwe, że gdyby nie remont Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie, nie mielibyśmy okazji oglądać części słynnej kolekcji w ratuszowych salach Muzeum Okręgowego.
Co prawda nie zawitała do nas najcenniejsza perła, czyli „Dama z gronostajem”, która przez wiele lat była najbardziej podróżującym obrazem tej kolekcji, tyle że nie po kraju, a po świecie. To jednak ekspozycja „Pejzażu z miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta oraz 39 innych obrazów wraz z obiektami rzemiosła artystycznego i militariami z kolekcji Czartoryskich była nie lada wydarzeniem dla miasta.
Bardzo lubiłam odwiedzać tę wystawę i wcale nie ze względu na cenne dzieło holenderskiego geniusza. Za każdym razem moją uwagę przyciągał anioł z obrazu florenckiego artysty zwanego Mistrzem Epifanii w Fiesole i zapewne to z jego powodu wielokrotnie przychodziłam na drugie piętro Ratusza, by mimowolnie doszukiwać się w nim śladów inspiracji Botticellim. Wystawa „Pejzaż z miłosiernym Samarytaninem Rembrandta. Skarby Fundacji Książąt Czartoryskich” gościła w Toruniu dłużej, niż pierwotnie planowano - nie pół roku, a ponad cztery lata. Wpływ na to miał przedłużający się remont muzeum w Krakowie, co było tylko konsekwencją zawirowań wokół samej Fundacji Książąt Czartoryskich.
Teraz za kwotę, bagatela, 100 milionów euro minister kultury wszelkie aktualne i potencjalne perturbacje zechciał uciszyć i kupił całą kolekcję Czartoryskich, czyli 86 000 obiektów muzealnych i 250 000 bibliotecznych. Ale czy faktycznie uciszył? Czy czasem nie stworzył precedensu dla innych fundacji sprawujących pieczę nad zabytkami? Może na decyzję ministra miały wpływ pogłoski o gotowości zakupu słynnego dzieła Leonarda da Vinci przez szejków arabskich? A może tylko chodziło o spektakularny sukces ministerstwa?
„Dama z gronostajem” stała się oficjalnym i bezpiecznym dobrem wspólnym, czyli własnością Skarbu Państwa. Muzealnicy mogą teraz odetchnąć z ulgą, najcenniejsza kobieta w Polsce, Cecylia Gallerani będzie w końcu mogła odpocząć, przestanie zarabiać podróżami po świecie, to do niej trzeba będzie przyjechać. Jednak można odnieść wrażenie, że sceptyków jest znacznie więcej niż entuzjastów tej transakcji, do tego pojawiło się mnóstwo głosów tyleż oburzonych, co zaniepokojonych.
Kolekcja była własnością fundacji i zgodnie z jej statutem miała swoje zbiory udostępniać społeczeństwu i udostępniała. Dlaczego zatem tak duża kwota publicznych pieniędzy ma nagle zasilić prywatne konto arystokraty? Szczególnie że jest to wielokrotność sumy, która rocznie przeznaczana jest na konserwację zabytków w kraju. Umowa została uroczyście podpisana, pieniądze przelane, komentarze niczego nie zmienią. Z perspektywy zwykłego Nowaka nic się nie zmieniło, bo tak, jak miał możliwość obejrzenia zbiorów w muzeum, jednym, czy drugim, tak nadal je będzie miał.
Gdy Izabela Czartoryska w 1801 roku zaczęła tworzyć słynną dziś kolekcję, dając tym samym podwaliny polskiemu muzealnictwu, w zamierzeniu robiła to, by służyła ona dobru publicznemu. Dziś po ponad dwustu latach przysłużyła się również do pomnożenia majątku jej potomka. Myślę, że na twarzy Izabeli, gdzieś tam w zaświatach, mimo spełnienia jej woli, maluje się właśnie absmak.
Ministerstwo Kultury kupiło kolekcję Fundacji Czartoryskich. "Zapłaciliśmy 100 mln euro, a powinniśmy dwadzieścia razy więcej"
Hanna Wittstock, animatorka kulturalna