Adam Andruszkiewicz. Kilometrówkę ma, ale prawa jazdy nie
Adam Andruszkiewicz dostał z Kancelarii Sejmu 40 tys. zł jako zwrot kosztów paliwa. Problem w tym, że nie ma auta i prawa jazdy
Wokół podlaskiego posła Kukiz’15 rozpętała się medialna burza. Sprawę nagłośnił „Super Ekspress”. Według dziennika poseł Adam Andruszkiewicz z Kukiz’15 pobrał w 2016 roku z Kancelarii Sejmu 40 tys. zł w ramach tzw. „kilometrówki”, czyli zwrotu pieniędzy przeznaczonych na paliwo. Ale okazało się, że podlaski poseł nie ma ani samochodu, ani prawa jazdy.
- Prezes Jarosław Kaczyński też nie ma prawa jazdy, a tak daleko zaszedł - śmieje się Andruszkiewicz. I tłumaczy, że ma umowę użyczenia samochodu. - W czasie jej trwania to ja jestem właścicielem auta. A podwozić mnie może każdy, kogo o to poproszę - mówi.
Andruszkiewicza broni poseł PiS Dariusz Piontkowski. - Umowy użyczenia są dopuszczalne przez kancelarię Sejmu - zapewnia.
Natomiast Andruszkiewicz zdradza, że sam chce prowadzić auto. Ukończył już kurs na prawo jazdy. Zdawał nawet egzamin, ale oblał. Teraz czeka go drugie podejście.
Samochód jest mu potrzebny, bo często spotyka się z wyborcami. - W zeszłym roku wskazano mnie jako dziesiątego najaktywniejszego posła w Polsce. Przykładam się do swojej pracy parlamentarnej kosztem swojego życia osobistego, z czego próbuje mi się teraz uczynić zarzut, że zbyt dużo przemieszczam się po kraju - tłumaczy Andruszkiewicz.
„Super Express” napisał, że kiedy dziennikarz poprosił posła o wykaz delegacji i kwotę użyczenia, ten przerwał rozmowę. - To nieprawda. Zapytano mnie tylko, czy mam szofera. Nie traktuje ludzi jak szoferów. Dlatego zakończyłem rozmowę - tłumaczy się Andruszkiewicz.
O komentarz do tej sprawy porosiliśmy też posła PO Roberta Tyszkiewicza. - Wygląda na to, że poseł klubu, który jawnie głosi antysystemowość, wyjątkowo intensywnie system wykorzystuje - kwituje Tyszkiewicz.
Dodaje, że poseł Kukiz’15 powinien jak najszybciej wyjaśnić tę sytuację.