Adam Borowicz: Nie będę Makłowiczem. Synek z Rudy Śląskiej robi telewizyjną karierę
Adam Borowicz aczynał od internetowego vloga, gdy pracował na budowie w Szkocji. Borowicz pokazał, że dzięki determinacji można osiagnąć sukces. 3 maja spotkacie go grillującego w Wiśle, na Soszo-wie. Chce wrócić do Polski.
Adam Borowicz pochodzi z Orzegowa, jednej z dzielnic Rudy Śląskiej. Godo po śląsku na co dzień, ale też w telewizji, i to ogólnopolskiej. Jego program w TVP 2 bije rekordy oglądalności. „To je Borowicz” porównany jest często z programem Roberta Makłowicza - „Podróże ze smakiem”. Rudzianin chce jednak pisać własną historię i pokazać, że nie wszystkie programy kulinarno-podróżnicze muszą wyglądać tak samo. I jak do tej pory, świetnie mu idzie.
- Często spotykam się z opiniam od nieprzychylnych mi ludzi, że nigdy nie będę taki jak Makłowicz. Tyle, że ja wcale nie chcę być Makłowiczem, tylko Borowiczem, synkiem z rudzkiego Orzegowa - mówi Adam Borowicz i dodaje: Jasne, że jego programy (Makłowicza) mi sie podobały. To on jako pierwszy wziął garnki i wyszedł z nimi na zewnątrz. Mój program jest jednak nieco inny, nie jestem historykiem. Zamiast opowiadać o architekturze i średniowiecznych warowniach, staram się przekazać widzowi klimat danego miejsca. Jeśli chodzi i telewizyjne osobowości, to dla mnie zawsze niedoścignionym wzorem był Anthony Bourdain (amerykański szef kuchni i podróżnik -przyp. aut., zmarł w 2018)
Całe życie pracował fizycznie. Teraz zwiedza świat
Kiedy dziesięć lat temu Adam Borowicz rzucił pracę w Hucie Pokój, żeby zarabiać na chleb w Szkocji, nikt nie przypuszczał, że dziś sympatyczny brodacz będzie nam w sobotnie przedpołudnia na antenie ogólnopolskiej telewizji po śląsku opowiadał o niezwykłych miejscach i dobrym jedzeniu. A zaczęło się niewinnie. Borowicz wraz z przyjacielem wpadł na pomysł nakręcenia kulinarnego vloga, w którym bohater odwiedza najlepsze restauracje w Glasgow i robi „kosztpróby”.
- Moja pasja to siekanie, smażenie, pieczenie i duszenie - mówił Borowicz w pierwszym wywiadzie dla „Dziennika Zachodniego”. Jeszcze zanim rozpoczał wielką, telewizyjna karierę. Jego vlog „Jestem Borowicz” to była tylko odskocznia, bo większości czasu Borowicz spędzał na budowie w Glasgow. Ostatecznie podróże, gotowanie i opowiadanie o tym ludziom stało się jego głównym zajęciem. Zrezygnował z pracy fizycznej i zaczął spełniać marzenia.
- To wbrew pozorom nie była taka łatwa decyzja. Wielu ludzi mi mówiło: nie rzucaj tej roboty, masz tu pewny chleb. Ale ja doskonale wiedziałem, co chcę w życiu robić. Nie muszę teraz wstawać o piątej rano i zakładać kasku i odblaskowej kamizelki. Teraz pracuję dla przyjemności - mówi Boro-wicz. - Częściej też bywam w Polsce. Mam nadzieję, że za 7-8 miesięcy wraz z narzeczoną wrócimy tu na dobre - dodaje rudzianin.
Już nie tylko Szkocja. Teraz Kanary, Bałkany i Kaukaz
Milowym krokiem w karierze Adama Borowicza był kontrakt z Telewizją Polską. Własny program kulinarno-podróżniczy to spełnienie marzeń synka z Orzegowa. Pierwsze odcinki realizowane były w Wielkiej Brytanii, tam gdzie narodziła się telewizyjna osobowość Adama Borowicza. Po sukcesie pierwszego sezonu przyszedł czas na kolejny. Tym razem Borowicz z ekipą udał się na wyspę Lanzarotte, a potem do Słowenii. - Ostatnie odcinki kręciliśmy również w Albanii i Macedonii, ale nie zatrzymujemy się. Mogę zdradzić, że przyszłym sezonie odwiedzimy m.in. Kaukaz - zapowiada Borowicz. Rudzianin w swoim telewizyjnym show unika wielkich aglomeracji miejskich. Jak mówi, chce widzom pokazać folklor, miejsca nietuzinkowe. Pełne niezwykłych ludzi i wspaniałej lokalnej kuchni i lokalnych produktów. - W programie chcę pokazywać wsie i dzikie plenery. W kolejnym sezonie na pewno będzie takich miejscówek więcej. Będziemy też mogli popróbować trochę lokalnego alkoholu, co wcześniej nie było możliwe przez pewne telewizyjne restrykcje - zdradza Borowicz.
Kiedyś żółtodziób. Teraz zwierzę telewizyjne
Dzisiejszy Adam Borowicz potrafi ze swadą opowiadać o miejscach, które odwiedza i jedzeniu, które próbuje. Ale nie zawsze tak było.
- Czas nauczył mnie dążenia do perfekcji. Chociaż zostawiam miejsce na element szaleństwa. Nigdy nie uczę się tekstów na pamięć, czasem improwizuje. Cały czas posługuje się ślonską godką, ale też staram się urozmaicać słownictwo tak, aby mogli mnie zrozumieć ludzie z innych zakątków Polski - przyznaje Adam Borowicz.