Adam Sandurski: Żyję w Niemczech, ale cały czas czuję się rzeszowianinem

Czytaj dalej
Cezary Kassak

Adam Sandurski: Żyję w Niemczech, ale cały czas czuję się rzeszowianinem

Cezary Kassak

Wielka postura i iście herkulesowa krzepa to zawsze były wyróżniki Adama Sandurskiego. W sportowych annałach i w pamięci kibiców „olbrzym z Rzeszowa” zapisał się jednak przede wszystkim jako najlepszy polski zapaśnik w stylu wolnym. W pierwszej połowie lat 80. ub. wieku regularnie przywoził medale z dużej rangi zawodów. Niepisaną tradycją w tym okresie stało się i to, że Sandurski wygrywa plebiscyt „Nowin”. Trofeum dla największej sportowej indywidualności w regionie zgarnął cztery razy z rzędu.

Ze wszystkich zdobytych medali największą wartość ma dziś dla niego ten wywalczony na igrzyskach olimpijskich w Moskwie. Adam Sandurski w efektownym stylu wygrał tam cztery walki, potem jednak uległ faworytowi gospodarzy Sosłanowi Andijewowi.

Mimo porażki miał jeszcze szanse na srebro. W decydującym pojedynku stanął naprzeciwko Węgra Jozsefa Balli, którego przedtem pokonał podczas mistrzostw Europy w Bukareszcie. Na olimpiadzie sztuka się nie udała, chociaż zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.

- Węgrowi trochę pomogli sędziowie - wspomina Sandurski.

Nasz zapaśnik ostatecznie został sklasyfikowany na trzeciej pozycji. Do brązowego krążka igrzysk olimpijskich w tamtym sezonie dorzucił (już w drugi w karierze) medal mistrzostw Europy i w cuglach wygrał plebiscyt „Nowin” na najlepszego sportowca południowo-wschodniej Polski w 1980 roku.

Moskiewską olimpiadę zbojkotowała część państw zachodnich, protestując w ten sposób przeciwko inwazji ZSRR na Afganistan. Cztery lata później polityka znów z buciorami wkroczyła do świata sportu. Tym razem to sportowców z krajów bloku wschodniego pozbawiono możliwości rywalizacji na igrzyskach. Sandurski do dzisiaj nie może tego odżałować.

- W 1984 roku byłem w życiowej formie. To był mój czas - czas na olimpijskie złoto. Ogromna szansa przepadła - ubolewa. Cztery lata później wprawdzie walczył jeszcze na igrzyskach w Seulu, lecz wtedy najlepsze sportowe lata miał już za sobą.

Do zapasów trafił późno

W młodości wcale nie wykazywał sportowych uzdolnień. Rósł jednak jak na drożdżach, więc namówiono go, żeby spróbował sił w koszykarskiej Resovii. Szybko się okazało, że do basketu, gdzie w cenie jest nie tylko słuszny wzrost, ale i zwinność, skoczność czy szybkość, Sandurski się nie nadaje, bo jest po prostu za ciężki.
Po tym epizodzie nie myślał o już karierze sportowej, pracował fizycznie. Mając prawie dwadzieścia lat, zgodził się jednak podjąć treningi w zapaśniczej sekcji Stali Rzeszów.

- Zachęcił mnie do tego trener Jan Małek. Jemu zawdzięczam najwięcej - zaznacza.

Najpierw sięgnął po dwa tytuły wicemistrzowskie, ale począwszy od 1978 roku przez lata był królem wagi superciężkiej w Polsce. Bardzo dużo walk rozstrzygał na swoją korzyść przed czasem, robiąc użytek z mocarnych rąk i ramion.

- „Górę” miałem bardzo silną. Potrafiłem podnosić ogromne ciężary. Słabsze miałem za to nogi i ten mankament najczęściej starali się wykorzystać moi rywale - kontynuuje Sandurski, którego z racji postury (214 cm wzrostu, 135 kg wagi) nazywano „olbrzymem z Rzeszowa”.

Pozostało jeszcze 55% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Cezary Kassak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.