Z adw. Pawłem Szatkowskim, sekretarzem Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy rozmawiamy o konsekwencjach ewentualnego ograniczenia prawa do informacji publicznej.
Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niekonstytucyjności ustawy o dostępie do informacji publicznej. Co to znaczy?
Najpierw warto powiedzieć o podstawach, czyli o Konstytucji RP. Ustawa zasadnicza w artykule 61 gwarantuje nam prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Oczywiście, oprócz Konstytucji mamy też ustawę o dostępie do informacji publicznej, która precyzuje w jaki sposób informacja ma być udostępniana oraz jakiego rodzaju sankcje grożą za jej nieprzestrzeganie. Jest to więc podstawa demokratycznego państwa prawnego.
Pierwsza Prezes SN kwestionuje szereg zapisów ustawowych w zakresie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Kontestuje, jako niekonstytucyjne, ważne ze społecznego punktu widzenia artykuły, szczególnie te, które dotyczą władz publicznych; podmiotów wykonujących zadania publiczne, osób pełniących funkcje publiczne, czy osób, które mają związek z pełnieniem funkcji publicznych.
Suweren nie powinien mieć prawa kontrolowania władzy?
To bardzo delikatna materia. Polska jest demokratycznym państwem prawnym. Przypomnę; demos – lud, kratos – władza, czyli ludowładztwo. Demokracja to ustrój, w którym my, obywatele, mamy prawo dostępu do informacji publicznej. Tak jest dlatego, bo wydatkowane są nasze pieniądze. Pytanie Pierwszej Prezes SN jest o tyle ważkie, że może ten dostęp do informacji publicznej w znacznej mierze ograniczyć.
Jeśli Trybunał uzna, że Pierwsza Prezes ma rację, to...
Wtedy wszyscy będziemy mieli problem z dostępem do informacji publicznych dotyczących osób pełniących funkcje publiczne, chociażby z dowiedzeniem się w jaki sposób są wydawane nasze pieniądze, a co za tym idzie nie będziemy mieli na to wpływu czy kontroli.
Brak dostępu do informacji nie będzie dotyczył tylko obywatela, także polityków i dziennikarzy.
Tak. Jeśli twierdzenia Pierwszej Prezes SN zostaną uwzględnione, ograniczenie dostępu do informacji będzie dotyczyło praktycznie każdego, w tym partii politycznych, organizacji, mediów. Będzie też dotyczyło każdej sfery życia. Zwracam uwagę na to, że Trybunał Konstytucyjny w 2006 roku wypowiadał się na ten temat zgodności z Konstytucją art. 5 ust. 2 zdanie drugie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Określa ono komu przysługuje prawo ograniczenia dostępu do informacji publicznej. Otóż, Trybunał Konstytucyjny odniósł się do zapisu, który mówi, że nie dotyczy ono informacji o osobach pełniących funkcje publiczne. Stwierdził, że zapis jest zgodny Konstytucją RP.
Konstytucja obowiązuje od prawie 25 lat. Co się takiego stało, że dziś podważa się jej niektóre zapisy?
Obserwując to co się dzieje, coraz częściej zadaję sobie to pytanie. Nie potrafię znaleźć jednoznacznej odpowiedzi, przynajmniej takiej, która nie budziłaby we mnie niepokoju.
Chcę jednak zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz. Niezależnie od tego: jaka partia jest u władzy, kto jest pierwszym prezesem Sądu Najwyższego oraz tego jaki jest skład Trybunału Konstytucyjnego zasada obowiązuje jedna – nie ma demokracji bez dostępu do informacji publicznej. Uważam, że jak najszerszy dostęp do informacji jest niezbędny w celu zapewnienia funkcjonowania państwa demokratycznego. Nie jest to wyświechtany frazes, a bardzo ważna rzecz. Jeśli nie będzie przestrzegana odbije się na naszym życiu. Pełna transparentność jest absolutnie wymagana. Każdy, kto pełni funkcję publiczną z całą pewnością zdaje sobie sprawę z tego, że jego prywatność z tego tytułu jest w pewnym zakresie ograniczona.
Ustawa o informacji publicznej niebawem będzie „obchodzić” 20-lecie. Czy Pana zdaniem trzeba zmieniać obowiązujące przepisy, doszukując się ich niekonstytucyjności?
Nie. Mamy orzecznictwo, które jest wystarczające. Jeśli już, to warto byłoby wszcząć proces legislacyjny do jeszcze szerszego udostępniania informacji publicznych.
Ale, premier Mateusz Morawiecki również zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego. Chce, by Trybunał orzekł wyższość prawa polskiego nad unijnym. W Unii jesteśmy już od 2004 roku. Dopiero teraz się obudziliśmy?
Rzecz dla każdego prawnika jest jasna. Podpisaliśmy traktaty na poziomie wspólnotowym. Musimy ich przestrzegać. „Zapisaliśmy” się do Wspólnoty, jesteśmy obywatelami Unii Europejskiej. Zgodnie z tym mamy przywileje i mamy zobowiązania, które dobrowolnie przyjęliśmy. Nie możemy teraz odchodzić od pewnych uzgodnień incydentalnie, wybiórczo. Albo jesteśmy we Wspólnocie, albo nie. Moim zdaniem, korzystne dla Polski jest umacnianie pozycji w Unii Europejskiej.