Adwokat Joanna Lazer: Pacjent może wygrać ze szpitalem

Czytaj dalej
Joanna Krężelewska

Adwokat Joanna Lazer: Pacjent może wygrać ze szpitalem

Joanna Krężelewska

Rozmowa z adwokat Joanną Lazer, wspólniczką w kancelarii Lazer & Hudziak, prawnikiem medycznym. Reprezentuje m.in. rodziców dziewczynek, które zginęły w koszalińskim escape roomie.

Czy w sporach i postępowaniu sądowym częściej reprezentuje pani pacjentów czy lekarzy?

Częściej reprezentuję pacjentów.

A czy w pani karierze zdarzyła się sprawa, w której to lekarz pozwał pacjenta?

Nie, ale jestem w stanie sobie taką sprawę wyobrazić, gdy na przykład lekarz żąda zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych, choćby za napisanie pod jego adresem obraźliwej oceny w Internecie.

Pacjenci pozywają częściej lekarzy czy szpitale?

W naszych sprawach częściej pozwanym jest szpital, jednak wybór co to tego, kogo pozwać, jest elementem strategii procesowej. Takiej decyzji nie podejmujemy szablonowo, ponieważ każda sprawa jest inna. Jest co najmniej kilka czynników, które trzeba wziąć pod uwagę, zanim wyśle się pozew do sądu.

Jak jest z naszą świadomością prawną? Poszukujemy wsparcia, gdy czujemy się pokrzywdzeni, czy też roszczeń wolimy dochodzić na własną rękę? A może wciąż nie wierzymy, że pacjent ma szansę „wygrać z systemem”?

Na pewno da się wygrać z systemem, czyli ze szpitalem, ale to nie jest łatwa i szybka droga po sprawiedliwość. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a wcześniej realnie ocenić dowody i, co za tym idzie, szanse na wygraną. Świadomość prawna pacjentów z roku na rok wzrasta. Zdarza się, że pacjenci dzwonią do kancelarii już podczas pobytu w szpitalu, gdy jakaś sytuacja ich niepokoi. Internet jest dziś skarbnicą wiedzy z każdej dziedziny, a prawo i medycyna to takie dziedziny, które pozwalają czytelnikowi dojść do przekonania, że po lekturze internetowych poradników poradzi sobie sam. Z mojego doświadczenia wynika, że im wcześniej pacjent zasięgnie porady prawnej, tym lepiej dla niego i dla sprawy. Pochopne decyzje na początku ścieżki prawnej są często trudne do naprawienia.

Czy pacjent może liczyć na realne wsparcie Rzecznika Praw Pacjenta?

Oczywiście. Poza tym że do Rzecznika Praw Pacjenta wysyłamy z kancelarii wnioski o wszczęcie postępowania wyjaśniającego, które często kończy się stwierdzeniem przez RPP naruszenia praw pacjenta przez lekarza lub szpital, to zdarza się również, że w sprawach, które prowadzimy przed sądem cywilnym, obok nas występuje też prawnik wysłany z ramienia Rzecznika Praw Pacjenta, który podziela nasze stanowisko i działa w interesie pacjenta.

Medyczna gałąź prawa jest szczególna. Spotyka się pani z osobami, których życie przez błędy lekarskie absolutnie się zmieniło. Jaka sprawa najbardziej panią poruszyła?

Nie wskażę jednej sprawy, ale zawsze poruszają mnie te, w których ciepią najmłodsi, szczególnie dzieci, które przez błąd przy porodzie utraciły szanse na normalne życie. W takich sprawach funkcjonowanie całej rodziny przewraca się do góry nogami i sprowadza do ciągłego strachu o przyszłość chorego dziecka i walkę o jego zdrowie i finanse na leczenie.

A jakie sprawy są najtrudniejsze?

Takie, które wydają się być już rozstrzygnięte, zanim do nas trafią. Zdarza się, że klienci zwracają się do nas o pomoc, gdy medycy - biegli sądowi, wydadzą już w sprawie niekorzystną dla pacjenta opinię. Niezwykle trudno odwrócić losy takiej sprawy, ponieważ biegli bardzo niechętnie zmieniają zdanie, a zwykle dowód z opinii biegłych jest przeprowadzany jako ostatni, czyli po przesłuchaniu wszystkich świadków zdarzenia. Jeszcze trudniej jest, gdy klient przychodzi do nas z postanowieniem o umorzeniu postępowania, a termin do złożenia zażalenia na to postanowienie to tylko siedem dni. W tym czasie musimy zdążyć zapoznać się z aktami i znaleźć w sprawie takie argumenty, które będą wystarczająco silne do podważenia umorzenia. Dlatego tak ważne jest, aby do prawnika udać się jak najszybciej, żebyśmy mieli możliwość czynnego udziału w postępowaniu dowodowym, to jest w przesłuchaniach świadków, a przede wszystkim biegłych sądowych.

Czasem historie pani klientów kończą się tragicznie, śmiercią bliskiej osoby. Proszę wybaczyć pytanie wprost, nie chcę, by zabrzmiało to jak „wycenianie” życia, ale w jaki sposób szacuje się wysokość odszkodowania?

Spokojnie. To bardzo praktyczne, ludzkie pytanie. „Ile mogę wygrać?” - o to pacjenci pytają podczas pierwszej rozmowy. I tu trzeba zrobić małą dygresję. W pozwie zwykle dochodzimy odszkodowania, zadośćuczynienia i renty. Na odszkodowanie składa się kwota, którą pacjent utracił przez błąd medyczny, np. utracone zarobki lub kwota, którą pacjent musi wydać na leczenie naprawcze. Trzeba to po prostu zliczyć według realnych strat lub kosztów - tabelka, dodawanie, odejmowanie. Natomiast zadośćuczynienie to kwota, która jest trudniejsza do oszacowania, ponieważ ma rekompensować krzywdę pacjenta, czyli ból i cierpienie, a to jest kwestia bardzo indywidualna i tabelki zrobić się nie da, np. uszkodzony palec będzie większą krzywdą dla pianisty niż dla kierowcy. W „wycenie” polegamy na doświadczeniu w prowadzeniu takich spraw. Trzecia kwota to renta. O niej rzadziej się mówi, ale jest niezwykle ważna. Na przykład dziecko poszkodowane przy porodzie może uzyskać rentę w wysokości kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych miesięcznie, gdy takie są konieczne koszty leczenia skutków błędu. W sprawach, w których skutkiem jest śmierć pacjenta, o zadośćuczynienie walczą najbliżsi. Jeśli umiera jedyne dziecko rodziców, to kwota zadośćuczynienia za jego śmierć może być wyższa niż w sytuacji, gdy rodzice mają jeszcze inne dzieci.

Potrafi pani na sali rozpraw odciąć się od emocji? Czy później musi je pani odreagować?

Na sali rozpraw jestem profesjonalistą, mam konkretne zadanie do wykonania i na tym się skupiam. Nie da się ukryć, że sprawy błędów medycznych są specyficzne, szczególnie gdy sprawa dotyczy śmierci dziecka. Klienci oczekują zrozumienia, empatii i zaangażowania. Obie z moją wspólniczką lubimy kontakt z ludźmi, a to bardzo pomaga w prowadzeniu takich spraw. Na pewno nie jest to praca dla prawnika, który woli obsługę firm i kontakt z klientem biznesowym. W wolnym czasie lubię się porządnie zmęczyć na korcie do badmintona.

Czy zdarzają się klienci, którzy mają roszczenia wobec psychoterapeutów, psychologów albo trenerów osobistych?

Nie. Takiej sprawy jeszcze nie miałam.

Wiem, że w gronie pani klientów są osoby, które czują się skrzywdzone przez… weterynarzy. Jakiego rodzaju są to sprawy?

One również dotyczą błędów w leczeniu. Niestety, zwykle są to sprawy, w których zwierzę nie przeżyło leczenia. Najczęściej błędy zdarzają się na etapie diagnozy, co powoduje brak lub zlecenie nieprawidłowej terapii, a stąd już blisko do tragicznego końca. Takie sprawy trafiają do nas coraz częściej, ponieważ zwierzę staje się członkiem rodziny i jego śmierć na skutek zaniedbania weterynarza rodzi potrzebę walki o sprawiedliwość. Sprawy dotyczą zarówno zwierząt domowych - psów i kotów, jak i hodowlanych, np. koni. Wartość rynkowa zwierzęcia ma znaczenie dla kwoty odszkodowania, niemniej strata emocjonalna również podlega wycenie, co jest oczywiście trudniejsze do oszacowania.

Jakiej sprawy nigdy pani nie przyjmie?

Nie przyjęłabym do prowadzenia sprawy, w której uznałabym po analizie akt, że pacjent ma duże ryzyko przegranej i prowadzenie sprawy narazi go tylko na koszty przegranej w sądzie, nie mówiąc o dużym rozczarowaniu i rozgoryczeniu z powodu niekorzystnego wyroku. Nie każda sprawa nadaje się do sądu. Nie każdą sprawę można wygrać. Zawsze przed przyjęciem sprawy dokładnie ją analizujemy, czasem korzystamy przy tym z pomocy współpracujących z nami medyków. Podczas analizy sprawy szacujemy szanse procesowe i ryzyko przegranej. Jeśli ono zdecydowanie przeważa nad szansami, nie rekomendujemy klientowi drogi sądowej.

Skąd w ogóle takie zainteresowanie medycyną u prawnika?

Medycyna interesowała mnie, od kiedy pamiętam, na długo wcześniej, zanim zostałam prawnikiem. Po maturze poważnie rozważałam studia medyczne, ale wygrało prawo. Nie żałuję, bo medycyna wróciła do mnie w nieco innej postaci. W mojej ocenie ciężko prowadzić sprawy dotyczące błędów medycznych bez pozytywnego zakręcenia tą dziedziną. Mam to i ja - córka pielęgniarki, ma to i moja wspólniczka - córka lekarza. Myślę, że dorastanie z medycyną w tle w naturalny sposób rodzi zainteresowanie tą dziedziną. W toku prowadzonych spraw absolutnie obligatoryjne jest tzw. zgłębianie tematu, uzupełnianie wiedzy o lekturę medycznych artykułów naukowych związanych z konkretną dziedziną medycyny, której dotyczy dana sprawa. Mamy bardzo szerokie spektrum spraw - od ginekologiczno-położniczych, których jest najwięcej, przez chirurgiczne, ortopedyczne po chirurgię plastyczną i stomatologię.

Główna siedziba pani kancelarii jest w Warszawie, ale pochodzi pani z Redła w województwie zachodniopomorskim. Po studiach na UG nie chciała pani wrócić w rodzinne strony?

Podczas studiów rozważałam, ale po studiach już nie. Moje plany zweryfikował wybór dalszej ścieżki zawodowej. Prowadzenie spraw dotyczących błędów medycznych to bardzo wąska dziedzina. Duże miasto daje większą szansę na wąską specjalizację. W moich rodzinnych stronach, niestety, nie byłoby to możliwe w takim stopniu jak w Warszawie. Niemniej prowadzimy sprawy w całej Polsce.

Jednak zdarza się pani wracać tu zawodowo. Ostatnio reprezentowała pani rodziców dziewcząt, które zginęły w pożarze w koszalińskim escape roomie. Wyrok nie zapadł, nie możemy zatem przesądzać co do winy, ale pani obecność wskazuje na roszczenia wobec medycznych służb ratunkowych.

Wątek medyczny tej sprawy jest wyodrębnionym przedmiotem śledztwa prokuratorskiego i na tym etapie więcej powiedzieć nie mogę. Mam nadzieję, że w toku sprawy uzyskamy odpowiedzi na pytania, które pojawiły się podczas analizy akt.

W tym roku pani kancelaria została uznana przez „Forbes” za jedną z najlepszych w kraju w kategorii „szkody osobowe i zaniedbania medyczne”. Ile spraw rocznie trafia na biurka waszych prawników? Czy sprawdzacie procentowy stosunek wygranych procesów, czy to raczej praktyka znana z filmu?

Wyróżnienie w „Forbes” ogromnie nas cieszy. Mówię „nas”, bo to sukces całej kancelarii Lazer & Hudziak - tak prawników, jak i pracowników administracyjnych, którzy stanowią solidne i nieocenione wsparcie dla codziennej prawniczej roboty. Z roku na rok spraw jest coraz więcej, ponieważ wzrasta świadomość prawna pacjentów. Jeśli w pracę prawnika wkrada się statystyka, to czuję, że jest to zły kierunek i nie idźmy tą drogą. W mojej ocenie miernikiem jakości powinien być klient i rynek usług prawnych, czyli ocena osób trzecich, a tu pozwolę sobie odnieść się do wspomnianego wyżej rankingu i postawić nieśmiało kropkę w odpowiedzi na to pytanie.

Joanna Krężelewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.