Prokuratura sprawdza, czy świadkowie w procesie dotyczącym afery Amber Gold uzgadniali zeznania. Wszczęte niedawno śledztwo dotyczy ewentualnego podżegania do składania fałszywych zeznań
Świadkowie, którzy mieli zeznawać w głośnym procesie dotyczącym afery Amber Gold, uzgadniali, co powinni powiedzieć gdańskiemu sądowi? Taką ewentualność sprawdza Prokuratura Okręgowa w Gdańsku.
W ostatnich dniach prokuratorzy zadecydowali o wszczęciu śledztwa „w sprawie ewentualnego podżegania do składania fałszywych zeznań”.
Proceder rzekomo miał miejsce na jednym z portali społecznościowych.
Co ważne - prokuratorom chodzi wyłącznie o osoby, które figurują na liście świadków.
Jak przebiega postępowanie? - W pierwszej kolejności będzie przesłuchana osoba, która podczas rozprawy wskazała na to, że pracownicy Amber Gold komunikowali się między sobą - tłumaczy prokurator Tatiana Paszkiewicz. - My sprawdzamy, czy w związku z tymi rzekomymi rozmowami nie doszło do uzgadniania treści zeznań świadków, a w związku z tym do podżegania do składania fałszywych zeznań - informuje rzeczniczka „okręgówki”.
Dodaje, że prokurator zajmujący się sprawą chce ustalić, czy nie było sytuacji, w której, np. w toku rozmów na temat treści informacji udzielanych sądowi podczas procesu, osoba lub osoby próbowały nakłonić innych świadków do tego, by prezentować nieprawdziwą wersję zeznań. - W tej chwili ustalamy, które osoby były faktycznymi świadkami w procesie - zaznacza prokurator Paszkiewicz.
Tymczasem mecenas Michał Komorowski, obrońca Marcina P., byłego szefa Amber Gold, podkreśla, że komunikowanie się przez świadków należących przede wszystkim do struktury pracowników Amber Gold „z pewnością należy zweryfikować”.
Jeśli doszło do uzgadniania w jakiejkolwiek formie oświadczeń procesowych, to z pewnością będzie to uwzględnione przez sąd podczas oceny dowodu z zeznań świadków
- tłumaczy „Dziennikowi Bałtyckiemu” adwokat Marcina P.
To jednak nie wszystko.
Niemniej istnieje uzasadniona obawa, że takich grup dyskusyjnych było więcej niż ujawniona, były one likwidowane, jak również usuwano treści rozmów prowadzonych w tych grupach
- mówi mec. Michał Komorowski.
Jego zdaniem z punktu widzenia strony oskarżonej jest to „duże zagrożenie dla prawidłowego przeprowadzenia dowodów przed sądem”. - Istnieje bowiem obawa, że ewentualne zasugerowanie nawet treści zeznań może wpłynąć na ustalenia sądu. Dobro wymiaru sprawiedliwości wymaga wyjaśnienia i zbadania tej informacji - kończy.
Przypomnijmy, akt oskarżenia w kontrowersyjnej sprawie Marcina P. i Katarzyny P. prokuratura skierowała do sądu w połowie zeszłego roku.
Wraz z aktem oskarżenia do sądu przekazane zostały akta składające się z ponad 16 tysięcy tomów. Jak podawali prokuratorzy, w sprawie przesłuchano blisko 20 tysięcy świadków. Akt oskarżenia liczył sobie niemal 9 tysięcy kart, co przełożyć można na - bagatela - 45 tomów!
Prokuratura Okręgowa w Łodzi prowadziła śledztwo w tej sprawie od października 2012 r.
Z kolei gigantyczny proces rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w Gdańsku w marcu tego roku.
Powołano także sejmową komisję śledczą, która ma wyjaśnić aferę Amber Gold. Przewodniczącą komisji została posłanka z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Małgorzata Wassermann.