Afera mieszkaniowa: ofiara nie może odzyskać domu
W aferze mieszkaniowej prokuratura i sąd uznały, że Sandra T. jest kolejną ofiarą. Mimo uznania jej za pokrzywdzoną, kobieta nie może odzyskać rodzinnego domu. Przejął go bank, który dąży do jego sprzedaży.
Sandra T. spod Poznania jest kolejną ofiarą gigantycznej afery mieszkaniowej. Tak uznała prokuratura oraz sąd. Mimo to przegrała proces cywilny o odzyskanie domu. Wraz z rodziną może stracić dach nad głową.
Kilka lat temu młoda kobieta potrzebowała pieniędzy, by pomóc finansowo rodzinie. Jak wspomina, bank nie chciał dać kredytu. Z ogłoszenia trafiła do doradcy finansowego Mariusza T. Trwało już wówczas zaawansowane śledztwo ws. jego działalności.
- Wtedy nie wiedziałam o jego kłopotach - mówi Sandra.
W maju 2011 roku podpisała z nim akt notarialny w formie „przewłaszczenia na zabezpieczenie”. Z dokumentów wynika, że pożyczyła 110 tys. zł, ale po odliczeniu m.in. różnych prowizji doradcy dostała 87 tys. zł. W zamian za pieniądze, na okres 2 lat spłaty pożyczki, traciła własność domu pod Poznaniem.
Po spłacie pożyczki doradca miał obowiązek zwrócić nieruchomość zamieszkiwaną przez Sandrę i jej rodzinę. Nie mógł także obciążać hipoteki domu, zaciągać kredytów. Sandra dodaje, że pani notariusz miała zadbać, by stosowna adnotacja o nieobciążeniu domu znalazła się w księdze wieczystej. Ale wpis się nie pojawił. Także inne wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej niż przypuszczała.
Doradca w areszcie
Niespełna miesiąc po podpisaniu aktu notarialnego doradca Mariusz T. trafił do aresztu pod zarzutem oszukiwania klientów. Podejrzaną stała się także jedna ze współpracujących z nim pań notariusz. Dziś doradca odpowiada z wolnej stopy i toczy się przeciwko niemu proces, w którym ma zarzuty oszukania około 150 osób. Sandra jest jedną z pokrzywdzonych.
Mariusz T. swoją działalność pożyczkową opierał m.in. na kredytach zaciąganych w bankach. Dlatego sam także był dłużnikiem - banków. Jeden z nich,
Wielkopolski Bank Spółdzielczy, gdy Mariusz T. przestał spłacać swój kredyt, wszczął wobec niego postępowanie egzekucyjne.
W efekcie 2012 roku wpisał się na hipotekę domu Sandry, a potem go przejął.
Młoda kobieta przy pomocy prawnika pozwała Mariusza T. oraz bank. Domagała się unieważnienia aktu notarialnego podpisanego z doradcą. Ale sąd stwierdził, że niewłaściwie sformułowała powództwo, ponieważ powinna domagać się „uzgodnienia treści księgi wieczystej z rzeczywistym stanem prawnym”. Sprawę przegrała.
Na pocieszenie sąd stwierdził, że nie musi pokryć Mariuszowi T. kosztów jego prawnika. Bo „niewątpliwie została poszkodowana przez działania Mariusza T. i pozbawiona własności nieruchomości”.
Prawnik: zyskał tylko bank
Doradca Mariusz T., który wiele razy zapewniał nas, że nikogo nie oszukał, także w sprawie Sandry nie ma sobie niczego do zarzucenia. Sprawę skomentował jego pełnomocnik, radca prawny Tomasz Konieczny:
- Mój klient zachował się zgodnie z umową z panią Sandrą, bo nigdy nie obciążył tej nieruchomości.
Po prostu gdy trafił do aresztu, klienci przestali spłacać mu należności i nie miał z czego spłacać swoich kredytów. Bank sięgnął więc po nieruchomości, w których figurował jako właściciel. W tej historii poniósł straty, ponieważ pani Sandra nie oddała mu pożyczki, a on utracił jej dom będącą formą zabezpieczenia. Po tym, jak wyszedł z aresztu, kontaktował się z nią i jej rodziną. Chciał zmienić formę zabezpieczenia pożyczki, ponieważ słusznie obawiał się, że po nieruchomość sięgnie bank. Jednak pani Sandra nie była zainteresowana rozmową. Ostatecznie spełnił się zły scenariusz, to znaczy bank przejął nieruchomość. I poza tą instytucją, nikt na tym nie zyskał.
Sandra nie zgadza się z takim stawianiem sprawy:
- Mariusz T. wzywał mnie jedynie do oddania pożyczki, ale uznałam, że tego nie zrobię, skoro on nie ma możliwości zwrócenia własności domu. Ponadto również policja radziła mi, bym nie spłacała pożyczki, skoro padłam ofiarą oszustwa.
Kobieta zastanawia się teraz nad kolejnym pozwem. Być może spróbuje udowodnić, że Wielkopolski Bank Spółdzielczy działał w „złej wierze”, kiedy przejmował jej nieruchomość.
- Bank powinien sprawdzić, jaką nieruchomość zabiera i jakie konsekwencje to za sobą pociągnie
- przekonuje Sandra.
Co na to bank, który w przeszłości „zasłynął” w kontekście tzw. poznańskich czyścicieli kamienic? Co zrobi z nieruchomością położoną nad dwoma jeziorami i wciąż zamieszkiwaną przez Sandrę oraz jej rodzinę? WBS nie odniósł się do naszych pytań. Stwierdził, że obowiązuje go tajemnica bankowa.
Do tej pory odbyły się dwie próby zlicytowania domu. Sandra pojawiała się na każdej z nich i z plikiem dokumentów w ręce tłumaczyła potencjalnym kupcom, jaka jest sytuacja. - Dwa razy udało mi się zablokować sprzedaż naszego domu, ale nie wiem, co przyniesie przyszłość - obawia się Sandra.