Afera parkingowa: urzędnicy fałszowali, skorzystała... policja
Urzędnicy z Zarządu Dróg Miejskich i Zakładu Robót Drogowych zostaną oskarżeni w tzw. aferze parkingowej. W sprawie chodzi o remont policyjnych parkingów w Poznaniu. Sfinansowano je potajemnie z publicznych pieniędzy. Żeby to ukryć, urzędnicy mieli zawyżyć koszty innych miejskich inwestycji i sfałszować kosztorysy. Część urzędników najpierw przyznała się do winy. Potem zmieniła zdanie.
W latach 2010-2013 Zarząd Dróg Miejskich potajemnie, z publicznych pieniędzy, sfinansował remonty parkingów w dwóch komendach policji. Doszło przy tym do fałszowania dokumentów - koszty robót wpisano w inne poznańskie inwestycje.
Jak się dowiedzieliśmy, prokuratura ze Szczecina niebawem skieruje do sądu akt oskarżenia przeciwko 8 osobom. Były lub nadal są związane z Zarządem Dróg Miejskich i Zakładem Robót Drogowych.
Policjanci, którzy mieli nadzorować nielegalne prace na terenie dwóch komend, nie zostali oskarżeni. Powód?
- Wątki dotyczące policjantów zostały wyłączone do odrębnego postępowania i wciąż się toczą. Trudno przesądzić, jaki będzie finał tego postępowania - zaznacza Małgorzata Wojciechowicz, rzecznik szczecińskiej prokuratury.
Prokuratura zaczęła stawiać urzędnikom zarzuty jesienią ubiegłego roku. Niedawno listę podejrzanych uzupełniono o Ireneusza W., w przeszłości naczelnika jednego z wydziałów Zarządu Dróg Miejskich. Zarzuty usłyszeli także Rafał K. i Karolina P. Oni zajmowali się kosztorysami w Zakładzie Robót Drogowych.
- Zarzuciliśmy tym podejrzanym poświadczenie nieprawdy w dokumentach w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez policję. Nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień
- dodaje prokurator Małgorzata Wojciechowicz.
Ireneusz W. obecnie jest jednym z wicedyrektorów poznańskiego ZDM. Chcieliśmy porozmawiać z nim o stawianych zarzutach. Najpierw jego sekretarka powiedziała, że się z nami skontaktuje, a potem, że wiceszef ZDM musi jechać na sesję poznańskiej Rady Miasta. Pojechaliśmy więc do Urzędu Miasta i tam udało się nam porozmawiać z Ireneuszem W. Stwierdził, że jest niewinny. Ale w szczegóły nie chciał wchodzić, bo milczenie, jak tłumaczył, zalecił mu jego adwokat.
- Sprawy nie komentuję. Pytanie o tę inwestycję proszę zadać poprzedniemu kierownictwu ZDM - mówi Ireneusz W.
Poprzedni szefowie ZDM, czyli były dyrektor Jacek Sz. i jego zastępca Kazimierz S., także są podejrzanymi i zostaną oskarżeni. W ich przypadku, gdy afera wyszła na jaw, obecne władze miasta podziękowały im za współpracę.
Czy taki sam los spotka Ireneusza W., który zdaniem śledczych fałszował dokumenty? - Doszło do matactwa, bo przecież miasto mogło w legalny sposób przekazać policji darowiznę na remont parkingów. Z niektórymi urzędnikami rozstaliśmy się za porozumieniem stron. Jednak w sprawie pana dyrektora będziemy reagować po skierowaniu aktu oskarżenia do sądu. W tej chwili nie zamierzamy podejmować żadnych działań - mówi Maciej Wudarski, zastępca prezydenta Poznania.
W aferze parkingowej najpierw zarzuty usłyszeli wspomniani już dwaj byli szefowie ZDM oraz Florian K., w przeszłości dyrektor Zakładu Robót Drogowych, który wykonywał prace na policyjnych parkingach. Ci trzej podejrzani w zeszłym roku przyznali się do „sprawstwa polecającego do przekroczenia uprawnień”. Innymi słowy, potwierdzili, że kazali podwładnym fałszować dokumenty. Teraz jednak, jak usłyszeliśmy w prokuraturze, nie przyznają się do winy i odwołali swoje wcześniejsze wyjaśnienia.
O aferze parkingowej piszemy od ponad 2 lat. Sprawą najpierw zainteresowało się policyjne Biuro Spraw Wewnętrznych (tzw. policja w policji). Pojawiło się podejrzenie, że wysocy rangą policjanci przyzwalali na nielegalne prace na terenie dwóch komend. W kontekście tych prac pojawiało się nazwisko gen. Krzysztofa Jarosza, ówczesnego komendanta wojewódzkiego policji oraz Józefa Klimczewskiego, w przeszłości szefa policji drogowej. Józef Klimczewski kierował ruchem maszyn budowlanych na policyjnych placach.
Gen. Jarosz potwierdził, że prosił urzędników o wsparcie remontu policyjnych parkingów. Zapewniał, że nie wnikał, w jaki sposób zostanie to rozliczone. Tym mieli zająć się jego podwładni. Jego zdaniem, nikt nie stracił na inwestycji, a zyskała policja oraz mieszkańcy.
Osoby, z którymi nieoficjalnie rozmawialiśmy o tej historii, mówią, że do afery doszło przez brak wyobraźni. Policji zależało na nowych, równych parkingach, urzędy podobno twierdziły, że nie mają pieniędzy, więc pojawił się pomysł, by roboty rozliczyć w innych inwestycjach. Doszło do sfałszowania różnych dokumentów, w tym kosztorysów poszczególnych inwestycji. Sprawa wyszła na jaw m.in. wskutek krążących anonimów.
Ostatecznie sprawą zajęło się CBA, do którego policja przekazała swoje ustalenia. Jesienią 2014 roku, po zawiadomieniu CBA, ruszyło śledztwo. Materiały trafiły do prokuratury w Szczecinie, ponieważ sprawa dotyczy poznańskich urzędników oraz policjantów.