Kto kłamie - Caritas, czy ONR - trudno rozstrzygnąć. Na razie przerzucają się oświadczeniami i listami otwartymi. Poszło o Mikołaja. Z falangą
Chcieliśmy pomóc dzieciom. Na pewno nie planowaliśmy wśród nich rekrutować nowych członków. No bo jaki pięciolatek rozumie, co to ONR, co to falanga? - tak o wizycie Mikołaja w jednej ze świetlic prowadzonych przez Caritas mówi Mateusz Magnuszewski z podlaskiego ONR. Bo Mikołaj, który odwiedził dzieciaki, jest właśnie członkiem tej organizacji. I zapozował do zdjęcia z falangą (znakiem radykalnego nacjonalizmu) na rękawie. A później fotografia trafiła do sieci.
Caritas Archidiecezji Białostockiej wydała oświadczenie, z którego wynika, że nic o wizycie Mikołaja w jej placówce nie wiedziała. Bo działacze ONR przyszli bez uprzedzenia, a fakt, że na rękawie umieścił opaskę z logo ONR - umknęło uwadze pracownika. „Zdjęcie zostało opublikowane bez zgody naszej instytucji - pisze w oświadczeniu Caritas. I przeprasza. - W działaniach, które prowadzimy, byliśmy, jesteśmy i będziemy dalecy od założeń nacjonalizmu i idących za nimi przekonań oraz zachowań”. Bo „Caritas Archidiecezji Białostockiej niesie pomoc wszystkim potrzebującym, szanując godność każdego człowieka bez względu na jego narodowość, rasę, światopogląd, przekonania oraz wyznawaną religię”.
Na odpowiedź ONR nie trzeba było długo czekać. W liście otwartym Aleksander Krejckant, kierownik główny, zarzuca Caritas kłamstwo. „Nieprawdą jest, że nasi działacze pojawili się w Świetlicy bez wcześniejszych uzgodnień z przedstawicielami Caritas. Co więcej, po zakończeniu akcji otrzymali oni podziękowania i wyrazy wdzięczności ze strony przedstawicieli Caritas” - pisze w oświadczeniu. I dodaje, że współpraca między organizacjami trwa od lat: „przedstawiciele Caritas wielokrotnie prosili o pomoc naszych działaczy, a ta w miarę naszych możliwości była udzielana”. Co więcej - tę współpracę ONR jest w stanie udokumentować.
Tym razem Caritas komentować sprawy nie chce.
- Wydamy oświadczenie - mówi jego rzeczniczka Bogumiła Maleszewska. - Ale dopiero za kilka dni - dodaje.
Dlaczego? Bo dyrektor, ksiądz Adam Kozikowski, dopiero w poniedziałek wrócił do pracy z zamkniętych rekolekcji. Teraz zapoznaje się z sytuacją. - Potrzebujemy czasu, bo to zbyt poważna sprawa - mówi Maleszewska.
A białostoczanie bulwersują się jeszcze bardziej. Okazuje się, że falanga w świetlicy dla dzieci to nie jedyna próba promowania wśród najmłodszych tej organizacji. W ubiegłą niedzielę działacze ONR-u z opaskami na rękach pojawili się też w kościele NMP Matki Kościoła. Sprzedawali bożonarodzeniowe szopki. Ks. Leon Grygorczyk, proboszcz parafii, a jednocześnie kapelan podlaskiej policji, nie widzi problemu, że wpuścił do kościoła organizację delikatnie mówiąc, nie kojarzoną z tolerancją i miłosierdziem.
- Jest lepsza od obecnych, które szykują niszczenie Polski - mówi tylko.