Próba otrucia byłego podwójnego agenta Siergieja Skripala w Salisbury, w którym zamachowcy umieścili na klamce jego domu substancję nowiczok z postradzieckiego arsenału wojsk chemicznych, wywołała kolejny raz zainteresowanie działalnością rosyjskich szpiegów.
Policja brytyjska wydała nakaz aresztowania dwóch mężczyzn, a premier Theresa May oświadczyła, że jest w posiadaniu danych, które wskazują, że należą oni do rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, tajnej służby wywołującej strach wszędzie tam, gdzie się pojawia.
Brytyjczycy publikują zdjęcia i nazwiska dwóch Rosjan, którzy przylecieli do Wielkiej Brytanii, dokonali zamachu nowiczokiem i po 55 godzinach opuścili brytyjską ziemię. Prokuratura zarzuca im próbę morderstwa, uszkodzenie ciała i posiadanie broni chemicznej. Znane są personalia poszukiwanych listem gończym, to Alexander Pietrow i Rusłan Boszirow, ale Brytyjczycy zrezygnowali z prośby do Rosji o ich ekstradycję - ze względu na rosyjskie prawo wykluczające taką procedurę oraz dlatego, że Pietrow i Boszirow to z pewnością pseudonimy operacyjne. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby GRU oddała komuś swoich ludzi albo przyznała się do zabójstw, których w przeszłości dokonywała i z których nie zrezygnuje w przyszłości.
Mokra robota
Od niemal 100 lat służby sowieckie - potem rosyjskie - dokonały spektakularnych zamachów na terytoriach innych państw. Dziś tropienie i mordowanie ludzi uznanych za wrogów Kremla pozostaje charakterystyczną cechą rosyjskiego państwa. Opisał to Grzegorz Kuczyński w książce „Jak zabijają Rosjanie. Ofiary rosyjskich służb od Trockiego do Litwinienki”. Kuczyński opisuje m.in. przypadek Aleksandra Litwinienki, który przypomina to, co wydarzyło się ostatnio w stosunku do Siergieja Skripala. Litwinienkę zabiła promieniotwórcza herbata.
Były agent KGB uciekł z Rosji i w październiku 2006 otrzymał brytyjskie obywatelstwo. Był przekonany, że to go ochroni, a prowadził w Wielkiej Brytanii niebezpieczna grę, publikując demaskatorskie materiały dotyczące Putina i jego władzy. 16 października w londyńskim biurze spółki Erinys Litwinienko spotkał się z dwoma rodakami: Andriejem Ługowojem i Dmitrijem Kowtunem. Tego pierwszego znał od dawna i ufał mu, do drugiego także odnosił się z otwartością, gdyż przedstawił mu go Ługowoj. Doszedł jeszcze trzeci uczestnik rozmowy o interesach. Podczas spotkania z nim Litwinienko pił herbatę, a wieczorem poczuł się źle. Nie przestawał wymiotować. Zamiast treści żołądkowej pojawił się spieniony płyn. Skurcze nie ustępowały, na domiar złego pojawiła się biegunka ze śladami krwi… Litwinienko zmarł miesiąc później wskutek zatrucia radioaktywnym polonem dodanym do herbaty.
Sposób zgładzenia uciekiniera i przeciwnika politycznego rosyjskich władców został wybrany z rozmysłem - miał przerażać i uświadamiać wszystkim, że kara będzie nieuchronna i straszna, a władze Rosji są w stanie wydać fortunę dla osiągnięcia efektu. Tyle kosztowało skomplikowane morderstwo z użyciem polonu.
Trzeba było zachodu, żeby przetransportować na miejsce zabójstwa do Salisbury środek bojowy nowiczok, ale jego zastosowanie znów miało znacznie bardziej odstraszać od pospolitego użycia pistoletu czy noża. I chociaż w przypadkach polonu i nowiczoka ślady kierowały podejrzenia na Rosję, to tak też miało być - zdawały się mówić: to my, nie cofniemy się przed niczym, trzeba się nas bać, ale i tak nam niczego nie udowodnicie. Mordercy Litwinienki znaleźli się w Rosji i są bezpieczni. Podobnie jak niedoszli zabójcy Skripala.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień