Agnieszka: mama, żona, gospodyni, kulturystka
Miejsce akcji: wodzisławski klub „Eliksir”. Ona – szczupła brunetka, na szpilkach do nieba. Mocny makijaż, czerwone paznokcie, głowa wysoko: emanuje kobiecością i pewnością siebie. – Dzień dobry - witam się grzecznie. – Zaraz dzień dobry, tak oficjalnie. Cześć. Nie jestem taka stara – śmieje się Agnieszka Sokół-Witkowska, 35-letnia mama dwójki dzieci z Wodzisławia, żona Marcina, mistrzyni domowych wypieków i… kulturystka.
Miejsce akcji: wodzisławski klub „Eliksir”. Ona – szczupła brunetka, na szpilkach do nieba. Mocny makijaż, czerwone paznokcie, głowa wysoko: emanuje kobiecością i pewnością siebie. – Dzień dobry - witam się grzecznie. – Zaraz dzień dobry, tak oficjalnie. Cześć. Nie jestem taka stara – śmieje się Agnieszka Sokół-Witkowska, 35-letnia mama dwójki dzieci z Wodzisławia, żona Marcina, mistrzyni domowych wypieków i… kulturystka.
Czułam się do niczego, źle…
Ta 47-kilogramowa, filigranowa kobieta, na siłowni pierwszy raz – za namową męża, który trenuje od 15 roku życia (dziś ma 37 lat), zaledwie rok temu, od kilku miesięcy robi furorę na kobiecych zawodach kulturystycznych i fitness. Niedawno wróciła z Mistrzostw Polski, gdzie w najbardziej prestiżowej kategorii: kobieca sylwetka open, zajęła czwarte miejsce w finale. Ale żeby poznać jej historię, musimy się cofnąć w czasie o kilka lat. Mama od czterech lat na wychowawczym (syn Nikodem skończy 5 lat, a córka Maja 7).
- Nie ukrywam, poczucie własnej wartości mocno podupadało. Byłam w takim momencie życia, że czułam się do niczego, źle. Bo nie spotykałam się z ludźmi, siedziałam w domu. Ciało po ciąży też wyglądało inaczej. Fizycznie też więc nie było najlepiej – opowiada, popijając espresso. Ma ciepły, kobiecy głos, staranny makijaż (to także jedna z jej wielu pasji), obowiązkowo szpilki. Postawiła sobie cel: wracam do formy. Zaczęła od aerobików, od siłowni z daleka. Efekt? Prawie żaden poza tym, że znacznie więcej zaczęła jeść.
Ciężary? To naprawdę przynosi efekty
I tu pojawia się jej bohater: mąż Marcin, który namówił ją, by razem z nim zaczęła ćwiczyć na siłowni. Kilka pierwszych treningów razem i… złapała bakcyla. – Zauważyłam, że to przynosi efekty, że ciało się zmienia. A przecież my kobiety, wcale nie podnosimy dużych ciężarów – mówi.
W marcu minął dokładnie rok od czasu, gdy pierwszy raz chwyciła za sztangę, dziś jest pełna energii, chęci do życia. Ma nową pasję, której oddaje się bez reszty. Trening przed zawodami: nawet 5 razy w tygodniu po 1,5-2 godziny. Żelazna, ale smaczna dieta. – Kurczak, warzywa, ryż, wiele smaków łączymy. Z mężem jemy sześć posiłków dziennie. Dwa, pierwszy i ostatni, na ciepło – mówi Agnieszka, która jest zafascynowana dietetyką i tym, jak zdrowe jedzenie, dobrane indywidualnie, pomaga naszemu ciału. – Chcę się w tym kierunku rozwijać – mówi.
Agnieszka to mistrzyni domowych wypieków
A czy po zawodach jest czas na odrobinę kulinarnej przyjemności? Okazuje się, że nie tylko po zawodach można sobie pozwolić przez kilka dni na bułeczkę z masełkiem czy jajecznicę na szyneczce. - Raz w tygodniu możemy sobie pozwolić na tradycyjny obiad. A robię naprawdę pyszną roladę z sosem na 30-procentowej śmietanie. Pycha – mówi Agnieszka i tu przechodzimy do jej kolejnej pasji. Bo kulturystyka, a co za tym zdrowa dieta, to jej chleb powszedni, ale z drugiej strony jest mistrzynią domowych wypieków, którymi zajada się cała rodzina. – Uwielbiam piec. Robię pyszny francuski tort dacquoise z orzechami i daktylami – mówi kulturystka. A jej mąż wylicza dalej. - Sernik, ciasta kruche z galaretką, ciasta tarte. Pycha. A na moje urodziny nawet na torcie ulepiła sama z masy cukrowej postać blondynki z dużymi piersiami – śmieje się Marcin.
No, ale takie smakołyki to tylko od okazji do okazji. Bo w czasie przygotowań królują zdrowe, smaczne posiłki. – Uwielbiam omlet z płatków owsianych, suszone owoce, świeże warzywa. Gdy jest człowiek na takiej czystej diecie, zapewniam, że kubki smakowe się wyostrzają. I później domowe przysmaki i wypieki smakują wyśmienicie.
Mąż wysłał jej zdjęcia w tajemnicy
Na początku nie sądziła, że z tą kulturystyką to będzie tak na poważnie. Ale tu znów pojawia się Marcin, który wysyła w tajemnicy przed żoną jej zdjęcia na konkurs, organizowany przez znanego producenta odżywek, skierowany do debiutantów w kulturystyce.
- I nie tylko dostałam się do konkursu, ale go wygrałam – śmieje się Agnieszka. W tym roku zadebiutowała na pomostach: z zaskakująco dobrym efektem, lądując w finałach z dziewczynami, które startują po kilka, kilkanaście lat. Z niedawnych mistrzostw Polski wróciła z czwartym miejscem, wcześniej była piąta w finale mistrzostw Śląska. – Koleżanki przyjęły mnie dobrze na zawodach. Naprawdę, wiele dzieje się na zapleczu takiej imprezy. Ale każda chętnie służyła pomocą. Nie miałam przecież pojęcia o bronzerach, którymi przed zawodami pokrywamy ciało, by wyeksponować rzeźbę, doradzały w sprawie rozgrzewki – mówi. A kontrowersje? W komentarzach pod tekstami o kobiecych zawodach kulturystycznych wciąż można przeczytać o „potworach”, „babochłopach”. - Nie chcę nikogo oceniać, nie oskarżam. Ale nie ma już zawodów kulturystycznych kobiet, tylko fitnessowe, sylwetkowe. Bo chodzi o to, by wyeksponować piękno ciała, by kobiety były kobiece, a nie przerośnięte – mówi i uważa, że to krok w dobrą stronę.
Zazdrość? Jestem z niej dumny
Na zawodach zawsze towarzyszy jej mąż. Nie czuje zazdrości, choć panie na pomoście występują przecież w bardzo skąpych strojach. - Na zawodach nie ma podtekstu seksualnego, tam wszyscy zwracają uwagę nie na atrybuty kobiecości, a na figurę, rzeźbę mięśni, proporcje. A jak na ulicy jakiś facet się obejrzy, gdy spacerujemy z żoną, to tylko czuję dumę. Bo to moje dzieło – żartuje Marcin.
Agnieszka nie osiada na laurach. Już planuje kolejne występy, Opole, Sopot, Strzegom, a w przyszłym roku, kto wie, może nawet mistrzostwa Europy. Ale to kosztuje. - Dlatego szukam sponsora, może znajdzie się jakaś firma, która mnie zechce wesprzeć w sportowej drodze – mówi wodzisławianka.
Jaką ma radę dla setek zakompleksionych pań, które tak jak ona kilka lat temu, siedzą w domu z dzieciakami, patrząc na powiększające się fałdki. - Niech zastanowią się nad tym, co robią dla siebie. Życie jest zbyt krótkie, by zapominać o sobie. Niech znajdą sobie pasję, nie tylko mówię o siłowni. Biegi, spacery, rower. Życie to energia, żeby żyć, musimy się ruszać – kończy Agnieszka.