Agnieszka Skrzypulec opowiada, jak w Salonikach sięgnęła po mistrzostwo świata w klasie 470
- Czy coś się zmieniło po zdobyciu mistrzostwa świata? Nie, wciąż mi brakuje czasu. Ale ja nie pozwolę, by coś się w tym zmieniło. Złoto na MŚ jest dla nas tylko po drodze. Najważniejszy start przed nami. To będą igrzyska w Tokio – mówi żeglarka SEJK Pogoń Szczecin.
Swojego przywiązania do Szczecina nigdzie się nie wstydzi. Ceni sobie ciszę, spokój i zieleń miasta. A także brak korków. Odrzuciła już kilka propozycji, by przeprowadzić się do Trójmiasta czy stolicy. Dzięki temu Szczecin ma swojego żeglarskiego mistrza świata i to w klasie olimpijskiej.
Dumna z Irminy
Agnieszka Skrzypulec mistrzynią świata została w olimpijskiej klasie 470. Złoto wywalczyła z Irminą Mrózek Gliszczynską z Chojnic. Medalowe regaty zakończyły się w ostatni weekend w Salonikach. W tym tygodniu była już w Polsce, a od paru dni jest w Szczecinie. Telefony od przyjaciół, klubów, szkółek się nie urywają. To nie dziwi, bo to jest rok Agnieszki. Przypomnijmy, że w maju zdobyła brąz w ME. Wtedy jednak pływała razem z Jolantą Ogar, a w Salonikach z Mrózek-Gliszczynską. Pierwsza była partnerką Skrzypulec podczas IO w Londynie, a później reprezentowała Austrię. Od kilku lat szczecinianka walczy razem z zawodniczką z Chojnic. Rozłąka na ME była spowodowana jej kontuzją.
- Jestem dumna z Irminy, że tak szybko pozbierała się po kontuzji. Trenowałyśmy razem dwa miesiące i w zasadzie nie wysiadałyśmy z łódki. To był trudny okres, bo Irmina musiała poradzić sobie z tym, że w ME byłam z inną załogantką. Zdołała jednak obudować zaufanie. Dała z siebie wszystko, świetnie pracowała nad szybkością. Bez niej tego mistrzostwa bym nie zdobyła – mówi szczecinianka.
Najważniejsza zmiana zaszła w głowie
Regaty w Salonikach cechowały się ogromnym upałem i słabym wiatrem. Komisja sędziowska pozwoliła na tzw. pompowanie, by łódki uzyskiwały lepszą prędkość. Polki nie wygrały żadnego z 11 wyścigów eliminacyjnych, ale tylko dwa razy były poza pierwszą trójką.
- Trenerzy patrzyli na to z niedowierzaniem, ale my byłyśmy dobrze przygotowane sprzętowo i taktycznie. Udawało się tak pływać, by nie podejmować ryzyka – tłumaczy.
Przed wyścigiem medalowym Skrzypulec i Mrózek-Gliszczynska były już pewne srebra, a by zdobyć złoto nie mogły przypłynąć poniżej 8. pozycji.
- Dreszcz był tak duży, że nie można go porównać z niczym. Udało się jakoś wyciszyć emocje i popłynąć spokojnie, bo to wystarczyło. Satysfakcja była ogromna, bo wygrałyśmy wyraźnie np. z Brytyjkami, które zdobyły złoto w Rio de Janeiro – opisuje. Przez trzy dni miałyśmy koszulki liderów i to okiełznałyśmy. Dwa lata temu było podobnie, ale wtedy bałam się odpowiedzialności, wstydu, że wypadnę gorzej jako liderka.
I właśnie w sferze mentalnej Skrzypulec dostrzega najważniejszą zmianę.
- Głowa, zdecydowanie głowa. Rozmawiałam przed zawodami ze znajomym Grekiem, który przed laty zdobywał mistrzostwo świata. Mówił, że gdy wygrywał, to wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Myślałam, że mnie wkręca, ale w moich regatach to się potwierdziło. Każda decyzja była prawidłowa – opowiada. - Przez pięć dni odrzucałam myśli o medalu, liczyła się konsekwencja. Myśli o „Mazurku” odkładałyśmy, ale też oswajałyśmy się z tym.
Kierunek Tokio
Skrzypulec szybko wróci do łódki i treningów. Już w sierpniu poleci do Tokio, by sprawdzić olimpijski akwen (wcześniej tam nie pływała). Pierwsze kwalifikacje do igrzysk w przyszłym roku podczas MŚ.
- Wychodzę z założenia, że na igrzyskach nie można zdobyć medalu, jeśli wcześniej się go nie wywalczyło na mniejszych imprezach. W tym roku poznałam już smak takiej rywalizacji, a ciężką pracę chcę zapracować na krążek w Tokio. Tam nie chcę mieć na sobie presji, że mogę sięgnąć po medal. Chcę być na to gotowa. Nie chcę liczyć tylko na szczęście, ale przede wszystkim na umiejętności i doświadczenie – mówi.
Recepty na sukces nie ma, ale chciałaby nauczyć się częściej doświadczać stanu umysłu, który poznała w Salonikach. - Oswajanie się z medalami, stresem startowym – tego trzeba się nauczyć – dodaje.
Ma jednak wskazówki dla młodszych adeptów żeglarstwa.
- To musi być zabawa. Z tego sportu ciężko się utrzymać, ale żeglarstwo sprawia mi wciąż ogromną przyjemność. Kto będzie wytrwały ten może osiągnąć sukces. Ja trzy razy byłam blisko zakończenia kariery, ale to moja pasja, i przeraża mnie myśl o życiu bez żeglarstwa. Młodym zawsze podpowiadam, by wyciągali wniosków z porażek. Mówią, że gadam jak starsza pani, ale to jest najważniejsze – twierdzi Agnieszka. - Widziałam wiele dramatów na wodzie - np. Amerykanki z brązowej pozycji w Rio spadły daleko i przypływały na metę we łzach. Trzeba sobie poradzić w takich momentach.
Dodajmy, że Skrzypulec do Salonik nie jechała z nastawieniem na medal. Chciała być w ósemce, by zapewnić sobie stypendium na kolejny rok. Teraz oczekiwania wobec mistrzyni wzrosną, ale jest na to gotowa.
Transferowy hit w Ekstraklasie