Aktorstwo ma drugie dno
Mateusz Malecki to młody, ale bardzo dobrze rokujący aktor z Nowej Soli. W swojej karierze był już Józefem K., uczniem serialowego belfra i... SS-manem.
Mateusz Malecki to z jednej strony typowy „chłopak z sąsiedztwa”, z którym można swobodnie porozmawiać, pośmiać się. Z drugiej to niezwykle inspirująca postać, która udowadnia, że marzenia i ciężka praca mogą poprowadzić nas gdzie tylko chcemy.
Młody nowosolanin wystąpił niedawno w hitowym serialu kryminalnym „Belfer”, gdzie zagrał u boku m.in. Macieja Stuhra.
Skąd wziął się pomysł na to, by zostać aktorem?
Nie wiem, to po prostu samo wyszło z siebie. Nie zastanawiałem się wcześniej nad tym kim chce być, co chcę robić w życiu. Tak naprawdę do aktorstwa nakłonił mnie mój tato. Kiedyś podczas rozmowy po prostu powiedział mi, że zostanę aktorem. Później w szkole podstawowej i gimnazjum brałem udział w różnych akademiach czy konkursach recytatorskich. Kiedy poszedłem do Liceum Ogólnokształcącego im. K.K. Baczyńskiego rozpocząłem swoją przygodę z Teatrem Avis pod okiem pani Alicji Chyżak – Fitas. Wtedy zacząłem myśleć o aktorstwie bardziej na serio. Zrozumiałem, że aktorstwo posiada drugie dno.
Poczułeś, że to jest ta forma wyrażania siebie, która ci odpowiada?
Tak, dokładnie. Teraz patrzę na to troszkę inaczej. Wtedy cieszyło mnie to, że mogę poznać nowych ludzi, fajnie spędzać czas, bawić się, a jednocześnie czuć, że tworzę coś kreatywnego. Interesował mnie cały proces, przygotowania do roli, próby, branie udziału w konkursach. To wszystko było niezwykle interesujące i dające satysfakcję.
Kiedy zacząłeś myśleć o aktorstwie nie tylko jak o hobby, ale jako sposobie na życie?
Kiedy dostałem wyróżnienie w Inowrocławiu za rolę Józefa K. w „Procesie” Kafki. To dało mi kopa i motywację do kolejnych starań. Później po ukończeniu liceum przyszedł czas na podjęcie decyzji co dalej. Postanowiłem więc zdawać do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. Przygotowywałem się razem z panią Alicją, która wspierała mnie, potrafiła wyciągnąć ze mnie to co najlepsze. Do dziś mam tak, że lubię zagłębić się w postać, doszukiwać się sensu znaczenia postawy danej postaci, jej toku rozumowania. To bardzo ciekawy proces, zresztą często prowadziliśmy rozmowy na ten temat.
Później dostałem się na wymarzone studia i to za pierwszym razem.
Co było najtrudniejsze na studiach aktorskich?
Zrozumienie, że nie zawsze jest tak, że to co my myślimy jest właściwe. To czym dany spektakl będzie dla widza, zależy od niego, jak on to odbierze. Oceniana jest twoja wrażliwość, twoje podejście, to ile dajesz z siebie. Należało do tego przywyknąć, zrozumieć, że zawsze może być lepiej, możesz dać z siebie więcej.
Jak trafiłeś do obsady serialu „Belfer”?
Na casting poszedłem bez przygotowania, spontanicznie. Musiałem przyjść jednak jeszcze raz, tym razem przygotowany. Nie miałem oczekiwań, nie czekałem na telefon. Były dwa castingi, najpierw w Krakowie, później w Warszawie. Gdy się dostałem, byłem bardzo szczęśliwy.
Czy gra w serialu bardzo różniła się od tego, co znałeś z teatru?
Sama gra przed kamerami i z takim towarzystwie to było dla mnie zupełnie inne przeżycie. Gra się zupełnie inaczej niż w teatrze. Ale bardzo dobrze wspominam ten czas. Podczas każdego ze swoich etapów, o których już opowiedziałem nauczyłem się czegoś o sobie, poznałem swoją wrażliwość aktorską, co mogę jeszcze poprawić, zrobić lepiej. Również tu. Bardzo przypasowała mi rola Wojtka, była zabawna, mogłem się w niej wyszaleć.
Jak ci się pracowało u boku czołówki polskich aktorów?
Jeśli chodzi o głównych aktorów to niesamowitą atmosferę wytwarzał Maciek Stuhr z tego względu, że przez jakieś swoje zachowanie, żarty nie było stresu, wszyscy mogli dać z siebie to co najlepsze. To samo, jeśli chodzi o Łukasza Simlata, z którym graliśmy w kalambury w wolniejsze dni. Niesamowite dla mnie było to jak oni wykorzystują uwagi reżysera i też próbują, że nie są od razu idealni, że też się mylą. Pamiętam w jeden wieczór usiedliśmy z Piotrem Głowackim w kilka osób i zaczęliśmy rozmawiać o technikach aktorskich, aktorach, teatrze i filmie, robiliśmy razem ćwiczenia na wyobraźnie to było bardzo inspirujące i motywujące, takie rozmowy bardzo dużo dają, ale jak jest ich za dużo to działa w drugą stronę, ze jesteś teoretykiem aktorstwa a nie praktykiem.
Czym zajmujesz się w tej chwili, co masz w planach?
Teraz mieszkam w Londynie, gdzie chodzę na castingi, gram, mam w planach kilka projektów. Gram w teledyskach, krótkich filmach. Ostatnio miałem okazje zagrać oficera SS w filmie dokumentalnym o Hitlerze, teraz mam projekt, gdzie będę grał amerykańskiego mafiozę. Cały czas coś się dzieje, a ja się rozwijam.