Ale historia: złodziej oddał pompkę, bo... 40 tys. ludzi zobaczyło jak kradnie
Złodziej ukradł pompkę w gorzowskim salonie rowerowym. Właściciel sklepu wrzucił nagranie do internetu i... odzyskał "zgubę".
- Nie sądziłem, że będzie z tego taka historia. Naprawdę! - 33-letni Mariusz Piątek uśmiecha się skromnie w piątkowe południe na widok reportera „GL”. Spotykamy się w jego salonie rowerowym przy ul. Dekerta.
Stoimy przed olbrzymią ścianą pełną akcesoriów rowerowych, w tym pompek. To ważne. Bo to przed tą ścianą rozegrała się scena, którą obejrzało... ponad 40 tys. ludzi! A pompka zagrała w niej jedną z dwóch głównych ról.
Warto w tym miejscu dodać, że recenzje widzów były więcej, niż pochlebne. „Brawo, tępić złodziejstwo!”. „Dobry pomysł. Może ktoś następnym razem zastanowi się, zanim coś ukradnie”. „Ale czad! A jednak facebook czasami do czegoś się przydaje”. „I tak się walczy ze złodziejami! Brawo”.
Kamera widziała
Jest 8 stycznia. Do salonu wchodzi jegomość koło 50. Dopytuje sprzedawcę o kilka rzeczy, ogląda, przegląda, sprawdza. Gdy pracownik na chwilę znika z pola widzenia, niedoszły klient szybko ściąga z haka jedną z pompek, chowa ją i po chwili wychodzi.
Nie wie dwóch rzeczy. Pierwszej: że jego dziwne zachowanie przyuważył inny z pracowników, który serwisował narty. I drugiej: że salonu pilnuje osiem kamer.
Pracownicy dają znać pani Mariuszowi. Szybki przegląd nagrań z monitoringu ujawnia, że tajemniczy klient ukradł pompkę.
- Przez chwilę się zastanawiałem, co zrobić. Bo ta pompka kosztuje 30 zł. Jednak uznałem, że złodziejstwo trzeba tępić. Podjąłem decyzję, że opublikujemy filmik z kradzieży na naszym profilu na facebooku. Chodziło mi o to, by pokazać wszystkim, że mamy kamery i takie numery będziemy piętnować - opowiada Mariusz Piątek.
Zaznacza, że zdawał sobie sprawę, iż upubliczniając wizerunek złodzieja, pewnie postępuje nie do końca zgodnie z przepisami. - Jednak byłem gotowy bronić swojego postępowania w sądzie. Choć nie chciało mi się wierzyć, by złodziej mnie pozwał, bo musiałby się przyznać do kradzieży - tłumaczy M. Piątek
Kariera „bohatera”
Jednak krótki filmik zatytułowany „Złodziej w Gorzowie” zaczął robić karierę. W kilka dni dotarł do niemal 100 tys. internautów, a obejrzało go ponad 40 tys. z nich! No i najwyraźniej nagła popularność zaskoczyła złodzieja, bo... sam stawił się na policji. Zapłacił mandat za wykroczenie (bo kradzież tej wartości to nie przestępstwo), a następnie... poprosił policjantów, by w jego imieniu oddali pompkę i poprosili o usunięcie filmy z internetu.
- Mundurowi byli u mnie w czwartek. Dostałem pompkę, padła też prośba o wykasowanie filmu. Zrobiłem to, bo ten pan poniósł już karę. Takiego wstydu nie zapomni, mam nadzieję, do końca życia - uśmiecha się pan Mariusz, który słynną już pompkę trzyma teraz na honorowym miejscu. I nie jest ona już na sprzedaż.
Co o jego pomyśle sądzą gorzowianie? - Trzeba sobie samemu radzić. Przecież gdyby nie puścił tego filmu, to w życiu złodziej by nie oddał fantu - powiedział nam Piotr Czeczot, czekający nieopodal sklepu na autobus 126. A pani Joanna (na oko koło 40., w grafitowym płaszczu) dodała: - Jeśli ktoś łamie prawo, niech się liczy z konsekwencjami czyli rolą w filmie z monitoringu!
Kamerą w złodzieja
Pierwszy, znany, podobny przypadek opublikowania w sieci nagrania z kradzieży był autorstwa znanego gorzowskiego księgarza Daniela Puczyłowskiego. Jednak wówczas nagranie nie przyczyniło się do zwrotu ukradzionej książki. - Umieściłem je w sieci po to, by każdy mógł zobaczyć twarz złodzieja - wspomina D. Puczyłowski (potem okazało się, że nie była to pierwsza kradzież bohatera nagrania, dzięki czemu odpowiadał za przestępstwo, a nie wykroczenie).
Nie wolno, ale...
Prawo stanowi jasno: na upublicznienie wizerunku jest potrzebna zgoda nagranej osoby. Można więc powiedzieć, że sklepikarze czy hotelarze, którzy pokazują nagrania z widoczną twarzą złodzieja, łamią przepisy.
Jednak Krzysztof Grzesiowski, ceniony ekspert i doktor prawa, specjalista od prawa cywilnego, przekonuje, że w podobnych przypadkach nie ma się raczej czego obawiać.
- Upubliczniając wizerunek złodzieja, właściciel sklepu broni dobra wyższej wartości i jest w stanie wyższej konieczności. Uważam, że gdyby jakiś złodziej postanowił dochodzić swoich praw przed sądem, przegrałby taką sprawę - mówi K. Grzesiowski.