Ale jaja w szpitalu w Bydgoszczy. I to na Wielkanoc
- Sanitariusz handluje jajkami wśród pacjentów - mówi jego kolega.
Skontaktował się z nami pracownik szpitala obserwacyjno-zakaźnego przy ul. Floriana w Bydgoszczy. - Opowiem o znajomym - podkreśla. - Kolega kolegą, ale wszystko ma swoje granice, a on je przekracza. Prowadzi gospodarstwo rolne, więc znalazł pomysł, jak sobie dorobić. Mniej więcej od roku handluje w szpitalu jajkami, kiełbasami i drobiem.
Nasz informator mówi dalej: - Odbiorców ma wśród personelu szpitala. Z wytłaczankami jajek chodzi też po oddziałach. Poleca je pacjentom. Wszystko odbywa się za cichym przyzwoleniem szefostwa szpitala. Miarka się przebrała: ostatnio chwalił się, że na Wielkanoc sprzeda aż 1200 jajek.
Kontynuuje:
- Zastanawiam się, jak procedury mają się do handlu obwoźnego, a raczej obnośnego, praktykowanego przez tego człowieka?
Sanitariusz, o którym mowa, przyznaje, że jest rolnikiem. Twierdzi jednak, że nie sprzedaje jajek i kurczaków. - Pomówienia jakieś - kwituje. - Ktoś mi chce zaszkodzić.
Skontaktowaliśmy się z Krystyną Szopińską, kierownikiem działu administracji ds. żywienia w szpitalu zakaźnym (tutaj znalazł posadę były wiceprezydent Bydgoszczy, Jan Szopiński, czyli mąż pani kierownik).
Gdy rozmawiamy z nią w piątek przed południem, Szopińska mówi, że nie widziała, aby sanitariusz sprzedawał kiełbasę, kurczaki czy kury.
- O jajkach jednak słyszałam - dodaje. - Z tego, co wiem, robi to sporadycznie, jedynie na zamówienie. I to nie wśród chorych, tylko personelu.
Mówię, że sanitariusz zaprzecza, jakoby w ogóle sprzedawał jajka. - Zorientuję się, jak sprawa wygląda - zapowiedziała Szopińska.
Po trzech godzinach rozmawiamy ponownie. - Ten pan niczym nie handluje na terenie szpitala - zaznacza pani kierownik.
- Ale wcześniej mówiła pani, że wie pani o sprzedaży jajek - wtrącam.
- Nie, to jednak tak nie było - zastrzega Szopińska. - Ten pan nie prowadzi u nas żadnej sprzedaży.
Nasz informator dziwi się: - Wiem, że pani kierownik też od sanitariusza jajka kupowała.
Sprawę miał wyjaśnić bydgoski Sanepid. No i niedawno wyjaśnił. Wyniki są.
- Nie potwierdził się sygnał, że ktoś sprzedaje jajka i inne wyroby w szpitalu - mówi pracownica Sanepidu, prosząca o zachowanie anonimowości.
Dopytuję, jak przebiegała kontrola? - Zapytaliśmy m.in. szefostwo szpitala, czy taki proceder ma miejsce. Zaprzeczyli.
A czy pacjenci też zostali zapytani? - Tego nie wiem - odpowiada kobieta z Sanepidu.