Ale jazda! A panujemy nad prędkością konia [rozmowa]
Rozmowa z Andrzejem Markowskim, psychologiem transportu o tym, dlaczego wiosną jeździmy szybciej i niebezpieczniej.
Statystyki policyjne nie pozostawiają złudzeń: im lepsza pogoda, tym na drogach jest mniej bezpiecznie. Dlaczego tak jest?
To wynika z prostej zależności - dobra aura, piękne słońce, zachęcają kierowców do rozwijania większej prędkości niż w złych warunkach pogodowych. Nie jesteśmy ewenementem, bo tak się dzieje w Stanach Zjednoczonych, Australii i całej Europie. Przy czym jesteśmy skłonni do znacznie szybszej jazdy niż jest to dozwolone na drogach pozamiejskich, zwłaszcza gdy tej jeździe towarzyszą piękne widoki. Takie okoliczności mogą kierowcę rozluźniać, wręcz usypiać. Jeśli pogoda jest zła, pada deszcz, mamy mgłę, to instynktownie zdejmujemy nogę z gazu, jesteśmy czujniejsi.
Cóż, mamy coraz lepsze drogi, coraz szybsze i bezpieczniejsze samochody. Choćby dlatego jeździmy szybko i wydaje nam się, że nic nam nie grozi...
Ewolucja, nie licząc stu ostatnich lat, przyzwyczaiła człowieka do poruszania się z szybkością nie większą niż 25 kilometrów na godzinę. To generalnie mówiąc prędkość niezbyt szybkiej jazdy na koniu i taki pęd jesteśmy w stanie właściwie w pełni mentalnie kontrolować. Większe prędkości nie leżą już w naszej naturze i stąd problemy współczesnego, zmotoryzowanego człowieka, czyli wypadki drogowe, mnóstwo ofiar. Wciąż niektórzy ludzie opowiadają mi, że siedząc na tylnej kanapie auta z małym dzieckiem na kolanach, są w stanie je utrzymać gdyby doszło do zderzenia. To oczywiście bzdura. Brak jest świadomości, z jakimi siłami mamy do czynienia. Czasem proponuję tym nieświadomym ludziom mały eksperyment: pobiegnijcie na przeciwko siebie powiedzmy z szybkością 15 kilometrów na godzinę i zderzcie się, a zobaczycie jakie to bolesne! A to tylko masa naszych ciał. Gdyby zderzyć się głowami, to skutki mogłyby być już o wiele bardziej bolesne, a nawet groźne dla zdrowia. Wyobraźmy teraz sobie zderzenie dwóch samochodów jadących o wiele szybciej niż biegliśmy i posiadających nieporównywalnie większe masy od nas.
- Ewolucja, nie licząc ostatnich stu lat, przyzwyczaiła człowieka do poruszania się z szybkością nie większą niż 25 kilometrów na godzinę - mówi Andrzej Markowski.
Zatem prowadzenie samochodu czy innego pojazdu mechanicznego wymaga specjalnych umiejętności i wyobraźni.
Właśnie tak. Oczywiście wymaga na wstępie posiadania prawa jazdy, a jego zdobycie wiąże się z procesem szkolenia, które nie tylko uczy prowadzenia pojazdu, ale też odpowiednich zachowań, oceny ryzyka. Gdy człowiek jeździł wyłącznie na koniu lub prowadził konną bryczkę, nie potrzebował żadnych uprawień. A to wynikało ze wspomnianych już uwarunkowań psychicznych, ewolucyjnych człowieka. W chwili gdy człowiek usiadł za kierownica pojazdu mechanicznego, nie wystarczyło poprzedzenie go umyślnym biegnącym dla ostrzeżenia z czerwoną chorągiewką. Okazało się, że trzeba mieć specjalne predyspozycje, przejść szkolenie i otrzymać uprawnienia.
I chyba potrzebna była i jest wyobraźnia, myślenie, umiejętność oceny zagrożenia.
Zdecydowanie tak. Te cechy są w pewien sposób ograniczone u osób do około 25 roku życia, zwłaszcza u mężczyzn. To z powodu nie do końca rozwiniętego płata czołowego. Młodzi mężczyźni są wyjątkowo skorzy do podejmowani ryzyka. Tę cechę zauważyli psychologowie już dawno, a wyjątkowo okrutnie wykorzystywał ją kanclerz Niemiec Bismarc, powołując do wojska nieprzebrane rzesze młodzieży i prowadząc wojny. Młodzi mężczyźni chętnie szli na śmierć, nie zdając sobie sprawy z uwarunkowań psychologicznych. Podobnie jest współcześnie na drogach.
Czasem także starsi kierowcy zachowują się nieracjonalnie, są niebezpieczni.
Najczęściej wynika to ze zmian osobowości, a te mogą być objawem choroby. Wystarczy mikrowylew krwi do mózgu, na pozór niezauważalny, by zachowanie kierującego zmieniło się na niekorzyść. Dlatego badajmy się, starajmy się jeździć kulturalnie, spokojnie, nie słuchajmy w aucie agresywnej muzyki.