Aleksandra Konieczna: Namawiam wszystkich do rozsądku i niezabijania słowem otoczenia
Aleksandra Konieczna jest obecnie na fali. Zagrała wiele ról teatralnych, wyreżyserowała kilka sztuk, zagrała ważne role w filmie. Teraz zbiera żniwo swojej pracy i bywa na ściankach, co jest przyjemne, ale też trochę bawi, bo jednak najważniejsza dla Aleksandry Koniecznej zawsze pozostaje publiczność.
W filmie „Jak pies z kotem”. Zagrała w nim Pani Igę Cembrzyńską, postać, którą miała Pani okazję poznać. Czy takiej roli towarzyszy większa trema niż rolom postaci fikcyjnych?
Dla mnie to był ogromny stres. Można powiedzieć, że to był stres, który przesłonił wszystko inne. Ta rola była napisana dla Igi Cembrzyńskiej, która zagrała podczas pierwszego dnia zdjęciowego, a potem zapadła decyzja, że jednak ona tego nie zagra. Wtedy zaproponowano tę rolę mnie. Nie wiedziałam czy Iga jest w pełni świadoma tego, co robi. Że oddaje tę rolę innej aktorce, że to będę ja.
Od strony prawnej to też nie było proste, bo nie wiedziałam, czy ona się zrzekła prawa do wizerunku czy nie. To było ważne, bo przecież ten scenariusz jest jej swoistą autokompromitacją. Mogłam też sobie wyobrazić taką sytuację, w której Iga spod monitora mnie reżyseruje: „ja tak nigdy nie zrobiłam czy nigdy się tak do nikogo nie odezwałam”. Na początku spotkałam się z nią, przekonałam się, że ona wie, że nie gra w tym filmie, że ja gram jej rolę. Poprosiłam reżysera o takie spotkanie dla swojego komfortu, bo czasu na przygotowanie miałam bardzo mało, około dwóch tygodni.
Poprosiłam też, żeby Igi nie było na planie, kiedy ja gram. Nie mieliśmy na planie sztucznej scenografii, wszystko się odbywało albo w jej mieszkaniu, albo w domu Janusza Kondratiuka, w którym teraz Iga mieszka. To było bardzo odważne zaproszenie Janusza i jego rodziny do jego domu. Weszliśmy tam całą ekipą. A teraz polską widownią.
Myślę, że w w tym filmie nie ma niczyjej kompromitacji, raczej widzimy ludzką stronę nas wszystkich poprzez pryzmat jednej rodziny.
To jest film, który pokazuje dwie choroby w rodzinie - udar Andrzeja Kondratiuka i alkoholizm Igi. Do tej pory Iga była postrzegana w mediach inaczej, jako wspaniała i święta wdowa. Miłość między nimi była bezsprzeczna, nie ma cienia wątpliwości, że to była wielka miłość. Natomiast bywało różnie z jej odpowiedzialnością za chorobę męża. Za to może zostać łatwo oceniona, ale należy pamiętać, że ona miała swoją chorobę. W Polsce nadal jest tak, że alkoholizm to jest sprawa moralności, a tak nie jest. Alkoholizm został uznany przez Światową Organizację Zdrowia za chorobę i to śmiertelną chorobę.
W Polsce też jest uznawany za chorobę mężczyzn, a o kobietach się nie mówi.
A jeszcze o znanych kobietach to już w ogóle się nie mówi. Kobiety przeżywają swoją chorobę w samotności, bardziej się jej wstydzą. Matki polskie pijące to jest nie do przejścia. A Matki Polki molestujące swoje dzieci to jest niewyobrażalne! To jest uderzenie w wielkie tabu. Borys Lankosz w swoim nowym filmie „Ciemno prawie noc” według powieści Joanny Bator, z którym jadę na festiwal do Gdyni, pokazuje matkę, która jest demonem zła. Bohaterka próbuje przez trudne życie, przez jakieś zakamarki i sploty, przez postaci, które są bardzo interesujące w tym filmie, czyli kociary, które jej przesyłają mistyczne znaki, tak postępować, żeby doprowadzić do wyzwolenia dzieci niszczonych w przemyśle pornograficznym. Ratuje te dzieci i jednocześnie ratuje siebie, bo okazuje się, że jej starsza siostra, która popełniła samobójstwo, była ofiarą molestowania seksualnego i to przez matkę. To jest duży temat. Mamy w Polsce przyzwolenie na to, że dzieci molestują księża, ojcowie, ale nie matki.
Jak Pani ocenia role dla kobiet we współczesnym polskim kinie?
Na 8 ról męskich przypada jedna kobieca. W kinie europejskim jest trochę lepiej. Teraz trochę więcej się o tym mówi, bo jest akcja #MeToo, kobiety filmu w innych krajach walczą. Polskie kobiety filmu też walczą. Są parytety na ważnych festiwalach, w komisjach kwalifikacyjnych. Może dlatego jest o tym głośno, ale trudno powiedzieć, żeby to się przekładało na ilość ról dla kobiet. Serial może być o kobietach, ale jednak kino potrzebuje męskiego bohatera. To jest oczywiście sztampa i metka. To jest jawna dysproporcja i niesprawiedliwość. A to przecież głównie kobiety, jako widzowie, wydają pieniądze na kino. Wiele kobiet inicjuje wyjście do kina, a do teatru to już na pewno. W takim razie dlaczego nie mogą oglądać na ekranie kobiet, z którymi mogą się utożsamiać? Kobiet w różnym wieku. Tak jakby to był temat tabu. Meryl Streep, która przeciera szlaki w Hollywood, stworzyła coś w rodzaju komedii romantycznej dla dojrzałych nadal jest wyjątkiem, który potwierdza tę regułę, że kobiety dojrzałe nie mogą być raczej bohaterkami filmu. Mogą tylko grać role towarzyszące.
Często mówi Pani o tym, że kino pojawiło się w Pani życiu późno, ale nie tęskniła Pani za nim, bo miała teatr. Jak już się pojawiło i posmakowała Pani tego kina, żałowała Pani, że pojawiło się tak późno?
Nie należę do osób, które żałują czegokolwiek z przeszłości, bo to nie ma żadnego sensu. To jest tylko strata energii, a i tak nie mamy jej za dużo. Staram się żyć tym, co robię teraz, ale także mieć plany do przodu i robić wszystko, żeby te swoje plany wspierać, wychodzić im naprzeciw, łapać okazje. Jak nic z tego nie wyjdzie, może przez chwilę jest trochę smutno, ale mam satysfakcję, że zrobiłam wszystko, co można. Nie żałuję absolutnie niczego z przeszłości. Tak się złożyło, że za rolę z castingu, bo brałam w nim udział, dostałam Lwy Gdańskie i Orła, potem za kolejną rolę też dostaję Lwy Gdańskie i Orła. Na stronie PISF-u czytam, że ostatnia dekada w polskim filmie należy do mnie. Czytam to i myślę sobie: ale siupy.