Aleksy Kuziemski nie wyobraża sobie Świąt Bożego Narodzenia bez żywej, pachnącej choinki, potraw z ryb i radości dzieci z prezentów od Świętego Mikołaja. - Uśmiech rodziny jest dla mnie najlepszym świątecznym podarkiem - podkreśla mistrz ringu.
Święta Bożego Narodzenia od lat spędza w Białymstoku, z żoną i dwójką dzieci. Choć urodził się daleko stąd, właśnie na Podlasiu znalazł miłość swego życia i założył rodzinę. - Miałem w życiu szczęście, że spotkałem Asię - podkreśla. - A stało się to po trosze za pośrednictwem boksu. Bo to boks ściągnął mnie na Podlasie.
Dwie miłości
Aleksy Kuziemski swoją sportową karierę rozpoczął na Kujawach. Urodził się w Świeciu nad Wisłą, a wychował w Borach Tucholskich, w Czersku Świeckim. Stąd może wszechobecna na Podlasiu zieleń nie robi na sportowcu jakiegoś ogromnego wrażenia.
- Owszem, Podlasie, jako to „Zielone Płuco Polski” jest pełne lasów i uroczych miejsc, ale proszę mi wierzyć, że tam, skąd pochodzę, lasów i puszcz również nie brakuje - opowiada popularny „Ali”, bo taki nosi bokserski przydomek.
To jeżeli nie piękno natury naszego regionu, to cóż innego zauroczyło Aleksego Kuziemskiego i skłoniło do przeprowadzki do stolicy województwa podlaskiego? - Dwie miłości - odpowiada z uśmiechem sportowiec. - Pierwszą był boks, a drugą żona, Joanna.
Tak to wyglądało chronologicznie, choć Aleksy podkreśla, że miłość do żony jest większa. To z właśnie z Asią, która go zauroczyła od pierwszego wejrzenia, postanowił razem przejść przez życie i wspólnie cieszyć się radością ich dwóch pociech, 8-letniej Mai i 10-letniego Maksymiliana.
Byłem typem wojownika
Nasz bokserski mistrz swoją karierę rozpoczął w Bydgoszczy, a konkretnie w bardzo uznanym klubie - Astorii. Do sekcji pięściarskiej trafił jednak bardzo późno, bo dopiero, gdy miał 17 lat. Jednak na bydgoskich ringach nie zdążył długo zagrzać miejsca, bo jego talent przyciągnął uwagę trenera białostockiego Hetmana - Stanisława Wąsowskiego.
- Miałem kilka propozycji z różnych zakątków Polski, ale pan Stanisław był najbardziej konkretny - wspomina sportowiec. - Nie tylko rozmawiał ze mną podczas różnych zawodów pięściarskich, ale sam pofatygował się do Bydgoszczy, by mnie przekonać do przeprowadzki do Białegostoku. - To był 1995 rok. Cechowała mnie wówczas ogromna chęć wygrywania. Byłem typem wojownika, ale w pięściarstwie, co tu dużo mówić, miałem jeszcze wiele do nauczenia się. Nie byłem zupełnie, jak to się mówi, „oszlifowany”. Natomiast trener Wąsowski i jego ogromna wiedza gwarantowała, że w Białymstoku moje chęci zostaną właściwie wsparte, że nauczę się tego wszystkiego, co jest potrzebne, by stać się dobrym bokserem. Na treningach wylałem wiele potu, ale opłaciło się. Miałem szczęście, że trafiłem do doskonałego szkoleniowca, który znany był właśnie z tego, że potrafił wyszukiwać młodych, dobrze zapowiadających się zawodników. W tamtych latach znałem już kilku bokserów z Podlasia, którzy coś znaczyli w Polsce. Sam Białystok zaś kojarzyłem jako duże miasto. I dzisiaj uważam, że jest on chyba najbardziej rozwijającym się pod różnymi względami ośrodkiem w Polsce.
Pod okiem trenera Wąsowskiego kariera Kuziemskiego zaczęła rozwijać się w zawrotnym tempie. Na amatorskim ringu stoczył 200 walk, z których aż 165 zakończył zwycięstwami. W 2003 roku zdobył w Bangkoku brązowy medal mistrzostw świata w wadze półciężkiej. Rok później w Puli został także brązowym medalistą mistrzostw Europy. W 2004 roku wywalczył olimpijską nominację do igrzysk w Atenach. W stolicy Grecji, niestety, nie powiodło mu się, przegrał już w pierwszej walce.
- Bardzo żałuję tych igrzysk. Medal byłby uwieńczeniem mojej kariery na amatorskim ringu - mówi nie bez żalu Kuziemski.
- Te wszystkie lata były zwariowane, cały czas byłem na walizkach, ale takie jest życie sportowca - podsumowuje. - Nawet nie miałem czasu, by zastanawiać się, czy nie przenieść się w inne rejony Polski. Ciągle były rozjazdy, treningi w różnych częściach kraju i za jego granicami, ale zawsze wracałem do Białegostoku. Tu poznałem też Asię i z nią założyłem rodzinę, więc już na stałe zapuściłem swoje korzenie na Podlasiu. Wiem, że nigdzie indziej nie będzie mi lepiej.
Kuziemski nie myśli już o powrocie na ring. - Jak coś robić, to dobrze, jak się bić, to z najlepszymi. Ja już mam 39 lat. Zdrowie też się liczy, a poza tym wielką frajdę sprawiają mi teraz treningi z młodymi zawodnikami - tłumaczy. Obecnie prowadzi szkolenie w klubie MMA Vale Tudo. Pomagał w przygotowaniu do walk Pawła Zakrzewskiego, który niedawno sięgnął po wicemistrzostwo Europy. Jest także trenerem personalnym. - No bo chyba bym zwariował, gdybym nie chodził na salę na treningi - śmieje się. - Cieszę się, że mogę pomóc młodym zawodnikom i mam ogromną satysfakcję, gdy odnoszą oni sukcesy.
Karp? Sam go przyrządzam!
Teraz jednak, jak większość z nas, żyje zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia. - Największą dla mnie radością jest śmiech moich dzieci, gdy otrzymują prezenty - wyznaje. - Bardzo też lubię wspólne ubieranie żywej, pachnącej choinki. Zawsze jest przy tym dużo zabawy.
Aleksy ma też swój udział w przygotowaniu wigilijnej wieczerzy.
- Dla mnie tradycja jest bardzo ważna - podkreśla. - Kupuję żywego karpia i sam go przyrządzam.
A jakiego prezentu sam się spodziewa?
- Nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do wyszukanych prezentów - wyznaje. - Choć oczywiście, gdy byłem małym chłopcem, marzyłem - jak każde dziecko - o różnych zabawkach. Najpierw były to samochodziki, a później bokserskie rękawice - dodaje z uśmiechem.