Alfabet zbrodni Dariusza P. Podpalił dom, by pozbyć się najbliższych
Dariusz P. za wywołanie pożaru domu, w którym zginęła jego żona i czworo dzieci, został skazany na dożywocie.
A
jak akt oskarżenia. Prokuratura Okręgowa Gliwicach sformułowała zarzuty w marcu 2015 roku, po półtorarocznym śledztwie. Dariuszowi P. zarzucono wówczas zabójstwo 5-osobowej rodziny i usiłowanie zabójstwa syna. Zbrodni dokonano 10 maja 2013 roku w domu przy ulicy Zdziebły w Jastrzębiu-Zdroju.
B
jak stacja BTS. Odbiór sygnału z tego nadajnika dał śledczym pewność, że oskarżony był w czasie pożaru blisko domu, a nie w swoim warsztacie stolarskim w Pawłowicach, jak twierdził. Logowania jego komórki w pobliżu domu potwierdzał 12 września biegły ds. stacji sieci komórkowych. Jak to się stało? Dzwonił do niego syn Wojciech, który jako jedyny przeżył tragedię. Kiedy Wojciech P. obudził się feralnej nocy, natychmiast chwycił za telefon i wykonał dwa połączenie: pierwsze do mamy Joanny, która już niestety nie odebrała, drugi do ojca. Dariusz P. jednak nie odebrał. Później Wojtek zadzwonił po pomoc na numer alarmowy 112 i wezwał strażaków. Po zakończeniu tej rozmowy, ponownie wykręcił do ojca. Ten znów nie odebrał. Ale już wtedy stacja BTS zanotowała, że telefon oskarżonego znajduje się w pobliżu domu. I to zdradziło oskarżonego, który oddzwonił do syna dopiero jakieś pięć minut po drugim telefonie syna.
C
jak córka. Justyna, 18-letnia córka oskarżonego, dzień przed pożarem mówiła chłopakowi o klątwie, która wisiała nad jej rodziną. Tak wynika z zeznań jej chłopaka, Jakuba K., który stanął przed sądem w styczniu. - Klątwa ciąży nad naszą rodziną. Boję się, że w naszym domu znowu dojdzie do pożaru - zwierzała się mu podczas ich ostatniego spotkania w domu.
D
jak długi. Dariusz P. wyjaśniał, że tylko Skarbowi Państwa jest winien ponad 950 tysięcy złotych. I to bez odsetek! Dodając do tego kredyt hipoteczny na dom, niespłacone leasingi za maszyny w stolarni, kredyty na działalność firmy... To właśnie chęć ich spłacenia miała go zdaniem prokuratury pchnąć do zbrodni. Liczył na sowite odszkodowania, ale się nie doczekał.
E
jak empatia. To cecha, której - zdaniem sądu i prokuratury - Dariusz P. od początku nie miał. Biegli psycholodzy określili jego osobowość jako psychopatyczną. Jak wyliczała sędzia prowadząca sprawę, składały się na to takie cechy, jak: łatwość wysławiania się, powierzchowny urok, egocentryzm, przesadne poczucie własnej wartości, brak wyrzutów sumienia, poczucia winy, właśnie brak empatii, skłonność do oszukiwania i manipulacji, płytkość uczuć.
F
jak fałszywe ślady. Oskarżony chciał skierować policjantów na niewłaściwe tropy, sugerując, że do pożaru doprowadził ktoś inny. W tym celu nabył dwa telefony komórkowe i począwszy od dnia pogrzebu rodziny (wtedy wysłał pierwszego SMS-a - red.) zaczął prowadzić korespondencję ze sobą za pomocą krótkich wiadomości tekstowych. Miały pochodzić od rzekomego sprawcy. Jeden z tych telefonów ujawniono w późniejszym czasie w jego warsztacie w Pawłowicach. Miejsce ukrycia drugiego wskazał sam oskarżony. Sprawca na drugi dzień po pożarze -ponownie podłożył w domu ogień, by zatrzeć ślady. - Chciałem spłonąć - tłumaczył się w sądzie. - Na moje zachowanie miało wpływ wiele zdarzeń, choć słyszałem, że po tak koszmarnej tragedii miałem prawo zrobić coś głupiego, to w tym traumatycznym czasie, pod wpływem złych emocji, postąpiłem tak a nie inaczej - dodawał oskarżony.
G
jak głos w głowie oskarżonego o imieniu Waldi, czyli tajemnicza postać, którą Dariusz P. stworzył na potrzeby procesu. To on miał rzekomo namawiać oskarżonego do popełnienia tych wszystkich złych czynów.
H
jak Hiob. Oskarżony kreował się na poszkodowanego tuż po tragedii. W mediach udzielał wywiadów, w których opowiadał o bólu, jaki go spotkał. Współczuło mu wówczas całe miasto.
I
jak idealny mąż i ojciec. Tak postrzegali go sąsiedzi, którzy stawiali go za wzór. Rodzina P. była bardzo religijna, natomiast oskarżony od lat pełnił nawet funkcję parafialnego szafarza w lokalnej parafii.
J
jak Jakub K. Chłopak najstarszej córki oskarżonego, Justyny, rzucił światło w procesie na prawdziwe relacje panujące w domu Dariusza P. Jakub K. określił je jako „wymagające”. -Prowadził dom twardą ręką, ale bez negatywnych skojarzeń. Justyna mówiła, że musi dbać o porządek w pokoju, pamiętać o obowiązkach. To była bardzo wrażliwa dziewczyna - wspominał podczas zeznań.
K
jak kobiety, którym oskarżony proponował wspólną przyszłość. Robił to już kilka miesięcy po pożarze. Przed sądem zeznawała m.in. Bożena G. , dzięki której oskarżony poznał na wycieczce do Izraela Renatę P. Tej kobiecie już po tragedii się oświadczył, dając nawet obrączkę po... zmarłej żonie! Wcześniej w procesie zeznawały także dwie inne kobiety, z którymi miał utrzymywać zażyłe relacje towarzyskie, im również miał - jak zeznały - oferować „wspólną przyszłość”.
L
jak list. Podpalacz napisał do redakcji „Dziennika Zachodniego” sześciostronnicowy, odręcznie napisany list z aresztu, w którym wytykał błędy śledczych. Wskazywał, że motyw zbrodni, którą miał popełnić, jest „nielogiczny”, ponieważ pieniądze z ubezpieczenia i tak nie wystarczyłyby na pokrycie jego długów.
M
jak mysz. Dariusz P. podrzucił gryzonia przy przeciętym kablu od konsoli, aby zasugerować śledczym, że to właśnie mysz przegryzła kable. Sęk w tym, że mysz, co ustalili śledczy, była... bez głowy, a zabito ją dużo wcześniej od uderzenia tępym, mechanicznym uderzeniem. Najprawdopodobniej została przydeptana. Kabel od konsoli został przecięty nożem.
N
jak niepoczytalność. Oskarżony sugerował, że lekarze się pomylili, uznając, że wszystko z nim w porządku. Powód? W dwóch innych postępowaniach z lat poprzednich (dotyczących m.in. wyłudzeń), był uznawany za niepoczytalnego, a sprawy były wówczas umarzane. W czasie przeszukania domu oskarżonego, ujawniono i zabezpieczono książkę pt.: „Psychiatria Kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne”. W jednym ze swoich listów Dariusz P. relacjonując swoje dolegliwości opierał się na znajdującym się w tym podręczniku opisie pacjentki ze schizofrenią. Swój stan psychiczny opisał jednak z pozycji lekarza (obserwatora), a nie pacjenta.
O
jak ofiary. W pożarze zginęła żona oskarżonego, 40-letnia Joanna, a także czworo dzieci: 4-letnia Agnieszka, 10-letni Marcin, 13-letnia Małgorzata i 18-letnia Justyna. Jak wskazywał sąd, Dariusz P,. chciał także zabić syna Wojtka, który jednak jako jedyny cudem uniknął śmieci.
P
jak podpalenie. Sędzia wskazał w trakcie ogłaszania wyroku sześć punktów w domu, gdzie Dariusz P. podłożył ogień. Pięć takich miejsc wykryto na parterze. Były to: worek foliowy z pustymi butelkami, dwie bluzy typu polar, część zasłonki znajdującej się po lewej stronie drzwi balkonowych, terrarium żółwia, miejsce przy bukiecie sztucznych kwiatów. To jednak dopiero szósty punkt podpalenia sprawił, że pożar zaczął się rozprzestrzeniać. Znajdował się on przy szafie na piętrze.
R
jak rolety w oknach. Wszystkie były szczelnie zasłonięte. Śledczy wskazywali nawet, że oskarżony obciął sznurki mocujące, które pozwoliłyby je podciągnąć domownikom. W ten sposób zadymiony dom stał się śmiertelną pułapką. Gdy Dariusz P. wychodził z domu, upewnił się także, by drzwi wyjściowe były zamknięte na wszystkie zamki. Wezwani na miejsce strażacy mieli kłopot z dostaniem się do środka. - Dom był jak twierdza nie do zdobycia - mówili.
S
jak syn Wojtek. To jedyna osoba, która przeżyła tragedię. Chłopak od początku do samego końca wierzył w niewinność taty. Napisał mu nawet list na dzień ojca, a Dariusz P. w mowie końcowej wskazywał, że chciałby spędzić święta z synem.
- Proszę pozwolić mi wrócić do mojego jedynego, ukochanego syna - apelował do sądu. Tymczasem oskarżony już w pierwszym dniu śledztwa miał sugerować, że to właśnie Wojtek stoi za pożarem. Opowiedział funkcjonariuszowi w jastrzębskiej komendzie policji, że Wojtek miał kiedyś podpalić kosz na śmieci w szkole.
T
jak teść oskarżonego, Zbigniew Ch. Był obecny praktycznie na wszystkich rozprawach i choć najpierw twierdził, że zięć jest niewinny, to później przyznał, że o wielu aspektach sprawy wcześniej nie wiedział i nie jest już pewien. - To, czego się dowiedziałem w trakcie śledztwa, podważa zaufanie co do wiarygodności Darka - mówił.
U
jak ubezpieczenie. Dariusz P. ubezpieczył siebie i żonę na wypadek śmierci (na kwotę 300 tys. złotych - red.) miesiąc przed pożarem, w kwietniu 2013 roku. Wybrał również opcję śmierci na skutek nieszczęśliwego wypadku, która spowodowałaby, że w przypadku zaistnienia takiej tragedii, ubezpieczenie zostałoby podwojone. Miałby wówczas otrzymać 600 tys. złotych. Niedługo po pożarze miał zgłosić się po pieniądze z ubezpieczenia, jednak ostatecznie ich nie otrzymał.
W
jak wyrok, który zapadł w miniony poniedziałek w sądzie w Rybniku. Skazano Dariusza P. na dożywocie z możliwością przedterminowego ubiegania się o zwolnienie dopiero po odbyciu 35 lat kary. - Zdaniem sądu, motywem działania była też chęć uzyskania swoistej wolności od rodziny, którą stworzył - mówiła sędzia Grażyna Suchecka, referent w tej sprawie. Dariusz P. jako jedyny z rodziny miał paszport poza domem. Jak wskazywała sędzia, pieniądze miałyby tylko umożliwić mu w pełni korzystanie z „wolności”.
Z
jak zeznania oskarżonego. Od samego początku nie przyznawał się do zabicia rodziny. Twierdził, że ją kochał. - Czegoś takiego nie zrobiłbym nawet największemu wrogowi. Nie jestem bestią - podkreślał w sądzie Dariusz P. Obrońca zapowiedział apelację od wyroku w tej sprawie.
WSPÓŁPRACA: JACK